*SELENE*
Odkąd się obudziłam, targały mną jeszcze gorsze przeczucia. Sen o tym, jak Mergo rozszarpuje wściekle moje ciało na kawałki, gdzieś w leśnej głuszy, niestety nie pomógł odzyskać spokoju. Nie pomogła w tym też informacja, że ani Argon, ani pan Shade nie wrócili do domu. Theron też nie.
Dochodziła dziewiąta, wszystkie byłyśmy mocno zdenerwowane. Diana nieco słabiej, bo Darius wrócił i nie odstępował jej na krok. Sposób, w jaki kręcił się wokół niej, jak troszczył się o nią i dziecko, rozmiękczał mi serce. Absolutnie nie zachowywał się jak dziki, wściekły wilczur, ale prawdziwie oraz bez pamięci zakochany mężczyzna, który nieba przychyliłby swojej ukochanej. Takich uczuć już nie widywano.
Valeria starała się trzymać rezon, lecz widziałam, ile kosztowało ją zachowanie zimnej krwi. Kiedy drzwi otworzyły się, a w powietrzu rozbrzmiały dźwięki ciężkich, męskich kroków, myślałam, że serce wyrwie mi z piersi. Matka Therona też zamarła.
Skupiłam wzrok na wejściu do salonu, ale byłam święcie przekonana, że wszyscy właśnie tam zwrócili oczy i czekali z zapartym tchem. Wstałam niepewnie, gdy do pokoju wszedł pan Shade. Dobrze jeszcze nie przekroczył progu, a żona już zawisła mu u szyi. Razem tworzyli wyjątkowo piękny obrazek.
Zza pleców rosłego mężczyzny wyłonił się Argon, jego wzrok spoczął na mnie. Nie wyglądał za dobrze, niebieskie tęczówki skrywały coś mrocznego, mrożącego krew w żyłach. Serce, walące jeszcze przed sekundą niczym kościelny dzwon, zatrzymało się.
– Argon... – wyszeptałam błagalnie jego imię.
Skupiłam na sobie też spojrzenie pana Shade'a, a Valeria pobladła. Najwyraźniej wyciągnęła wnioski z miny męża, syna oraz mojej.
– Przykro mi, Sel.
Przykro mi, Sel, zadudniło w głowie. Nogi zmiękły, ugięły się pode mną. Gdybym dopiero co nie wstała z kanapy, tyłkiem walnęłabym w podłogę. Przełknęłam wielką gulę tkwiącą w gardle, ale cholera zamiast głębiej brnąć w przełyk, parła do góry, jakby pomyliła kierunki. Mroczki zamajaczyły przed oczami, a kiedy odzyskałam zdolność rejestrowania bodźców napływających z otoczenia, nadskakiwała wokół mnie chyba cała rodzina Therona.
– Będzie dobrze, Sel – zapewniała Diana siedząca koło mnie. W dłoniach schowała moją, ściskając pokrzepiająco. – To przecież nic nie znaczy.
– Diana ma rację. Kilka wilków znaleźliśmy nieprzytomnych od ran i upływającej...
– Argon – warknęła na niego Diana.
Rany? Upływająca krew? Teraz już nie gula pchała się do ust, a treść żołądka ściśniętego w supeł. Naraz zrobiło mi się niedobrze. Zerwałam się znów z siedzenia i prawie stratowałam mężczyzn stojących w przejściu, gdy biegłam do toalety. Wolałam nie barwić pawiem eleganckiego salonu.
Torsje wstrząsały ciałem, wymioty paliły przełyk, a głupie łzy moczyły policzki. Zachowywałam się nielogicznie. Nie miałam płakać, nie za kimś, z kim nie chciałam być. Albo chciałam, tylko nie umiałam tego dostrzec? Nic już nie wiedziałam na pewno. Spłukałam wodę i przepłukałam usta, dopiero wtedy ktoś zapukał.
– Sel, kochanie, mogę wejść?
Zaczerpnęłam oddechu. Valeria była najukochańszą osobą na świecie. Gra toczyła się o życie jej syna, a ona martwiła się mną. Nie powinna. Uniosłam głowę i wbiłam wzrok w lustrzaną mnie.
– Nic mi nie jest – zapewniłam, gdy otworzyła drzwi mimo braku responsu.
– Przecież widzę, dziecko. Matki nigdy nie okłamiesz. – Zerknęłam na nią. Miała rację, była w końcu matką Therona, więc jej serce instynktownie chyba reagowało na mój nastrój. – Zdaj się, proszę, na Gedeona. On i Argon nie ustąpią, póki nie znajdą Therona.
CZYTASZ
Klątwa błękitnej pełni | Bracia Shade #1 [ZAKOŃCZONE]
WerewolfSelene jest domatorką w pełnym znaczeniu tego słowa. Niechętnie wyściubia nos z domu, nie posiada grona znajomych, a nawet pracę wykonuje zdalnie. I wszystko szłoby jak z płatka, gdyby nie starsza siostra, która przymusza ją do udziału w domówce zor...