*THERON*
Myślałem, że chuj mnie zaraz strzeli. Stałem w gabinecie ojca, bo już nawet spokojnie wysiedzieć nie umiałem i własnym uszom nie wierzyłem. Co więcej, Mergo wyczuł, że Selene się obudziła, a ja jeszcze jakiś czas miałem tkwić uziemiony na zebraniu. Nieskromnie liczyłem, że mama zajmie się moją luną.
– To jakiś, kurwa, żart – warknął wściekle Argon, gdy jeden z obecnych z nami wilków próbował wytłumaczyć, dlaczego Morgan wtargnął niezauważony na nasz rewir. – Słyszałeś to, ojcze?
– Z całym szacunkiem, ale ta pojedyncza sytuacja nie powinna wcale...
– Pojedyncza? – Teraz nawet ja nie chciałbym być w skórze Zayne'a. Tarn ostrzył sobie zęby, a prawdopodobnie nie wbił ich jeszcze w nic ani w nikogo ze względu na obecność ojca. W końcu mój brat nie był jeszcze alfą, więc musiał się odrobinę pilnować. – Moja bratowa prawie umarła na zawał i została narażona na niebezpieczeństwo, a wcześniej ta zdradziecka, bura suka napadła na nią i ty będziesz mi jeszcze, kurwa, opowiadać o pojedynczej sytuacji?!
– Ja tylko...
– Dosyć! – ton głosu ojca dawno już nie brzmiał tam stanowczo. Gore wzmocnił go dodatkowo swoją siłą, przez co wszyscy oprócz Argona spuścili głowy. Nawet ja zgiąłem karku, choć spoglądałem stale na zasiadającego za biurkiem mężczyznę. – To najmniej ważne, czy mowa o pojedynczej sytuacji.
– Ojcze, to...
Argon zamilkł. Uniesiona dłoń alfy nakazywała ciszę, a gdyby tego było mało, warczenie Gore rozchodziło się po pomieszczeniu. Ledwo wystałem we względnie wyprostowanej pozycji, co dopiero mówić o innych. Dziwiłem się, że jeszcze nie padli na kolana. Tarn, wilk brata, powarkiwał cicho. Nic dziwnego, że to on miał przejąć panowanie nad sforą.
– Coś takiego nie miało prawa się wydarzyć. – Pokiwałem głową. Wyglądało na to, że nawet ojciec postanowił zarzucić pokojowe rozwiązania. – Osobiście skontaktuję się z Morganem. Liam musi wiedzieć, dlaczego w niedługiej przyszłości przyjdzie mu otrzymać głowę syna.
Obecne w pomieszczeniu wilki zawyły z entuzjazmem oraz uznaniem. Tylko przez moment zastanawiałem się, czy Selene słyszała, co działo się pod tym samym dachem, by chwilę później przypomnieć sobie, że ojciec dawno temu wygłuszył gabinet. Podobno nie chciał zbędnie denerwować matki.
– To znaczy, że czas zapolować – obwieścił Argon.
Warczenie dobiegające z jego klatki piersiowej przerażało nawet mnie. Nie chciałbym być jego przeciwnikiem, chociaż za młodu często walczyliśmy ze sobą w wilczych postaciach. Nie na poważnie, ponieważ byliśmy braćmi, ale trening czynił mistrza.
Ani razu nie pokonałem Argona, ani razu Mergo nie zmusił Tarna do pogodzenia się z porażką, podczas gdy przynajmniej raz Tarn złamał Mergo łapę. Cośmy się wtedy nacierpieli, to nasze, a brat ze swoim wilkiem, chociaż nie przeprosili wprost, bardzo żałowali, że zagalopowali się w walce na niby. Od tamtej pory nasze przepychanki nabrały odmiennego wymiaru, a oni obaj zawsze pilnowali, by nie wyrządzić nam wymiernej krzywdy.
– Nie tak szybko, Argon. – Ojciec powstrzymał go, zanim opuścił pomieszczenie. – Z tego, co mi wiadomo, Morgana nie ma już na naszych ziemiach, a nie możemy zapolować na niego na terenie Glassdell.
– Ten chuj prawie zranił Selene – obruszył się brat. Gdyby nie łączące nas więzi krwi i pewność, że nie przekroczy granic względem mej luny, Mergo mógłby poczytać jego zaborczość za wyzwanie. W walce o partnerkę na pewno byśmy nie przegrali, a najpewniej zabilibyśmy przeciwnika. Teraz jednak odpowiadało nam, że tak chętnie on oraz jego druh stawali w obronie Sel i wspierali nas swoją niebagatelną siłą. – Naprawdę chcesz mi powiedzieć, ojcze, że ten skurwiel wpakował swoje włochate dupsko na nasz rewir i zaatakował członków naszej rodziny, a my nie możemy mu klasycznie wpierdolić?
![](https://img.wattpad.com/cover/368286040-288-k845331.jpg)
CZYTASZ
Klątwa błękitnej pełni | Bracia Shade #1 [ZAKOŃCZONE]
WerewolfSelene jest domatorką w pełnym znaczeniu tego słowa. Niechętnie wyściubia nos z domu, nie posiada grona znajomych, a nawet pracę wykonuje zdalnie. I wszystko szłoby jak z płatka, gdyby nie starsza siostra, która przymusza ją do udziału w domówce zor...