Rozdział 5

27 3 0
                                    


Była taka przestraszona, a to dawało mi pewnego rodzaju satysfakcję. Nie wiedzieć czemu ta Dziewczyna w taki sposób wpływała na moje myśli, emocje i reakcje. Ale wiedziałem, że to był dopiero początek.

Siedziałam w kuchni z dwoma policjantami, obaj wymienili spojrzenia. Po czym straszy z nich o lekko przyprószonych siwizną włosach odchrząknął.

— wiec ktoś się włamał, ale nie ma oznak włamania? Zgadza się? — dopytywał, jednocześnie notując coś

— dokładnie tak, może dorobił klucze — zasugerowałam

Znów to spojrzenie

— nic nie zginęło i niestała Ci się krzywda?

— tak jak mówiłam, trzeba przejrzeć kamery w klubie

Opowiedziałam policji wszystko, również wydarzenia w klubie.
Drugi z policjantów podrapał się po brodzie.

— mówisz o nagraniu, które magicznie wyłączyło Ci komputer?

Wiedziałam, że ich protekcjonalny ton nie prowadził do żadnego konsensusu.

— mogę dać pendriva

Mężczyzna kiwnął głową

Na trzęsących się nogach poszłam do sypialni, jednak nie było go przy komputerze. Zaczęłam przeszukiwać pokój nigdzie go nie było. Wróciłam do policjantów.

— zabrał go, oczywiście że zabrał — powiedziałam

— domniemany włamywacz zabrał pendriva? — doprecyzował młodszy

Domniemany?

— powiedziałam wszystko już — dodałam, zakładając ręce na piersi.

Wezwanie policji było błędem, teraz zaczynałam to dostrzegać.

— było późno, gdy widziałaś tego mężczyznę, może to był tylko sen

Patrzyłam to na jednego to na drugiego, przecież to nie mogło dziać się naprawdę.

— zaraz, mam wiadomości — przypomniałam sobie o nieznanym numerze chwyciłam telefon, ale nic w nim nie było.

— wiec? Gdzie te wiadomości? — zapytał z politowaniem starszy

— nie rozumiem, były tutaj.. — tłumaczyłam się

— wy młodzi to już zupełnie wymyślacie, co to za pokolenie — mówił pod nosem aspirant Barry wstając

— ale... przecież.. nie możecie iść — mówiłam w desperacji nie wierząc, jak przebiegła ta rozmowa

— młoda damo! — uniósł się policjant — proszę przestać wymyślać inaczej źle się to dla Panienki skończy!

Młodszy z nich jedynie lekko skinął głowa i obaj wyszli na zewnątrz.

Patrzyłam na nich będąc dalej w szoku, co tu się właściwie działo.

Taylor wpadła przez główne drzwi

— Laya! Co się dzieje? — spanikowana patrzyła w moje oczy, jej włosy były rozwiane, oddech nierównomierny, nawet bluza spadła jej z ramienia. Wyglądała jakby przebiegł cała droge od siebie do mnie.

Wstałam podeszłam do niej i rozpłakałam się, a ona mnie objęła. Pozwoliła mi na wyładowanie emocji.

— chodź, usiądź — zwróciła się od mnie — zrobie Ci herbaty

Usiadłam w kuchni i zakryłam twarz rękoma, po chwili podsunęła mi herbatę.

— co się dzieje? Dlaczego była tutaj policja?.

ApogeumOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz