Rozdział 17

84 12 3
                                        

Stałam w sukni, zrobionym makijażu i zapiętych włosach. W gardle mi zaschło, ale nie byłam w stanie nic przełknąć, nawet łyk wody sprawiał mi trudność. Gdy uslyszałam samochód przed domem, ręce zaczęły mi się trząść.

Chwyciłam maskę i wyszłam na zewnątrz. Przed domem stał czarny Chevrolet camaro, znałam go, gdyż był to ulubiony model mojego brata. Miał przyciemnione szyby, ale gdy jedna z nich opadła zobaczyłam uśmiechnięta twarz Iana. Weszłam do środka.

— nie tego się spodziwalam — uśmiechnęłam się z ulgą

— to nie moj, ja zdecydowanie wole te duże, pancerne samochody — mrugnął do mnie

Rozejrzałam się dookoła

— to jego samochód prawda?

Sanderson lekko skinął głowa.

Resztę drogi spędziliśmy w milczeniu, ja byłam zbyt pochłonięta swoimi myślami, a przede wszytkim nerwami.

— jak długo muszę tam być? — zpaytalam gdy samochód się zatrzymał

— to się okaże, włóż maskę

Popatrzyłam na nią, podobna do tej, która prześladuje mnie. Wzięłam wdech i włożyłam ją.

Mężczyzna wyszedł, a po chwil otworzyły się drzwi od mojej strony, a on teraz w złotej masce zasłaniającej jedynie jego oczy wyciągnął dłoń do mnie.

Prowadził mnie na sale, wróć zaciekawionych spojrzeń.

Pomieszczenie było ogromne i co mnie zaskoczyło bal już trwał, muzyka grała, kelnerzy krążyli z tacami w ręku. Kwiaty były złoto białe, kaskada opadające do podłogi, świece nadawały delikatnie tajemniczego klimatu.

Chciałam chwycić lampkę szampana, ale Ian mnie uprzedził

— jesteś za młoda na alkohol — szepnął

— nie jesteś dużo starszy ode mnie — stwierdziłam

— ale jestem pełnoletni — uśmiechnął się.

Rozejrzałam się po sali i wtedy go dostrzegłam, stał pośrodku parkietu w idealnym czarnym garniturze i w masce, tej którą dobrze znałam.

— idź do niego, niech widzą — szepnął Sanderson.

Zrobiłam krok na chwiejnych nogach. Czułam jakby jakiś niewidzialny magnez ciągnął mnie do niego.
Przez chwile wszystko zniknęło byłam tylko ja i on, a w tle leciało „ So Take this night, wrap it around me like a sheet".

Gdy podeszłam, chwycił mnie w tali, uniósł, obrócił i znów postawił na parkiecie. Jedna rękę wystawił, a ja wpasowałaś w nią swoją, na tej ręce nie miał tatuażu krzyża.
Drugą dotknął mojego naszyjnika, jego róży, na też nie było tatuażu.
Zsunął ją na moje biodro, a mnie przeszły ciarki.
Mimo maski widziałam w jego oczach, że się usmiecha. Zaczął prowadzić w rytm muzyki, ciekawskie spojrzenia były wszędzie. Gdy muzyka zamilkła wciąż trzymając mnie w tali skierował mnie na bok sali, tam gdzie stało czterech z nich w złotych maskach.

Ukradkiem przebiegłam spojrzeniem po ich dłoni, każdy miał mały tatuaż przy kciuku lewej ręki.
— zauważyliście coś? — zpaytal Cole

— nie — odpowiedział cień

— trzeba ją zostawić — dodała Connor

— nie podoba mi się ten pomysł — wtrącił się Ian przeczesując włosy

— nie pozwolę jej zrobić krzywdy.

Usłyszawszy to z jego ust niemal poczualm ciepło.
Wszyscy kiwnęli głowami, nie wtajemniczając mnie w nic i po kolei odeszli, nie protestowałam bo potrzebowałam chwili. Czułam się zbyt otoczona, czułam jakbym się dusiła.

ApogeumOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz