2

389 16 5
                                    

Gdy zjadłam obiad przygotowany przez Alinę, poczułam się znacznie lepiej. Przestało mi się kręcić w głowie, poczułam się silniejsza, tylko ten ból głowy nie ustąpił. Dała mi leki przeciwbólowe, a później usiadłam na ogromnej, w kształcie litery U, wygodnej i miękkiej kanapie, czekając, aż gospodyni przyrządzi kawę.
- Nie wiem, jak mam ci dziękować. - Odezwałam się pierwsza, gdy postawiła kubki na szklanym stoliku. Usiadła po drugiej stronie kanapy, dzięki czemu byłyśmy naprzeciwko siebie. - Nie wiem, jakby to się skończyło, gdyby nie ty.
- To był czysty przypadek. Przez korki musiałam tamtędy jechać. A ty nie wyglądasz na taką osobę, dla której to byłoby codziennością. Chcesz się wygadać?
- Tego dnia miałam rozprawę rozwodową. Bo mój mąż pewnego dnia przyszedł do domu, oznajmił mi, że jego kochanka spodziewa się dziecka, kocha ją i się wyprowadza. A wychodząc oznajmił mi, że już był u prawnika i że pozew dostanę na dniach.
- Przynajmniej cię poinformował.
- Jego nowa partnerka już ma córkę. Uczy się w szkole, w której ja pracuję.
- Cooo...?
- Mam to szczęście, że ja jej klasy nie uczę. Czasem mam tylko zastępstwo, gdy dyrektorowi coś wypadnie. - Westchnęłam ciężko. Alina wydawała się być zainteresowana moją historią, więc postanowiłam dalej mówić. Czułam, że muszę się komuś w końcu wygadać. - Wiesz, ja nigdy nie chciałam mieć dzieci. Nie czuję się gotowa, żeby być matką. Nie chcę nią być. Artur niby to rozumiał, ale czasami były momenty, w których zaczynał ten temat, a zawsze się kończyło tym samym...
- Kłótnią?
- Ogromną. Ja nie chcę nawet wiedzieć, ile czasu już mnie zdradzał. Ale cholernie mnie to boli. Że zawsze, gdy Artur coś chciał, to nie mógł ze mną porozmawiać, tylko zawsze się obrażał i zawsze kończyło się tak, jak on chciał. Nieważne, czy to chodziło o zwykły obiad, czy o wakacje. I zaczęłam się też zastanawiać, czy mu nie odpuścić i zgodzić się na dziecko.
- Mogę w końcu poznać twoje imię?
- Jola. - Upiłam trochę kawy, czując się źle, że się jej wcześniej nie przedstawiłam.
- Jola, to nie jest średniowiecze, że kobieta ma słuchać męża i mu rodzić dzieci. Macierzyństwo to jest coś, do czego trzeba dojrzeć. Masz cholerne prawo nie chcieć dzieci, a twój mąż nie powinien od ciebie tego wymagać.
- Ale może wtedy by mnie nie zdradził.
- A jaką masz tego pewność? Jaką masz pewność, że by cię nie zostawił samą z dzieckiem i nie poleciałby do kochanki? Wierzysz, że wtedy byłoby dobrze?
- Ja... - Umilkłam, zaczynając się poważnie nad tym zastanawiać. Kochałam go, jednak czasami nasze kłótnie i nasze różnice we wszystkim były dla mnie ciężkie. Popatrzyłam na nią. - Chyba nie.
- Właśnie.
- A wiesz, co w tym jest najgorsze? - Patrzyła na mnie. - Po rozprawie powiedział mi, że było mu miło mnie poznać.
- Co za... - Zacisnęła dłoń w pięść, jednocześnie mówiąc kilka niezbyt cenzuralnych słów pod adresem mojego byłego męża. - A ty zasługujesz na kogoś lepszego.
- A ty? - Spytałam, chcąc zmienić temat. - Masz kogoś?
- Nie. Nieważne kogo spotykałam, to leciał tylko na moje konto bankowe. A jak stwierdziłam, że zacznę się spotykać z kimś, kto na pewno nie zwróci na to uwagi, to... - Zaśmiała się. - Okazywał się snobem i samolubem, który nie ma szacunku do nikogo. Więc stwierdziłam, że ja to pierdzielę i wolę kupić sobie nowe auto, niż z kimkolwiek się spotykać.
- Biorąc pod uwagę, że zgarnęłaś mnie z ulicy, to ci się nie dziwię.
- A właśnie... Coś majaczyłaś, że nie masz się gdzie podziać. O co ci chodziło?
- Nie wiem... - Powiedziałam cicho, patrząc się w swój kubek z kawą. - Pewnie majaczyłam.
- Jola...
- I tak ci już dużo powiedziałam, nie chcę...
- O co chodzi?
- Jak Artur się wyprowadził, nie chciałam zostać tam w naszym mieszkaniu. Wynajęłam pokój, bo niczego innego nie mogłam znaleźć. Problem w tym, że ja za dwa tygodnie muszę się wyprowadzić, bo do właścicielki mieszkania przyjeżdża rodzina, a ja niczego innego nie jestem w stanie znaleźć. Nie stać mnie aktualnie na kupno czegoś swojego, a z Arturem się umówiłam, że sprzedajemy to mieszkanie. Nie chcę go. Nie chcę spłacać jego połowy, kupię coś swojego, gdy go sprzedamy.
- Ja ci mogę wynająć pokój.
- Ty sobie żartujesz? Widziałam takie pokoje do wynajęcia. To cała moja pensja.
- Będziesz mi płacić tyle, ile teraz płacisz za ten pokój i będziemy kwita.
- Alina, nie.
- A ja przynajmniej będę miała się do kogoś odezwać. - Spojrzałam na nią. - Zawsze marzyłam o takim mieszkaniu, ale jest tu cholernie pusto. Więc zarówno dla ciebie, jak i dla mnie, to sama korzyść.
Zakończyła z szerokim uśmiechem, biorąc ze stolika kubek ze swoją kawą.
- Dopóki czegoś sobie nie znajdę.
- Nie ma presji. A jak chcesz, mogę ci nawet pomóc z przenosinami.
- Ty i tak dużo dla mnie robisz.
- Owszem. - Uśmiechnęła się wesoło. - Więc mogę zrobić i więcej.


Pojechałam z Aliną do swojego mieszkania. Nie miałam argumentów, żeby ją przekonać do tego, żeby mi nie pomagała. Bałam się tam wejść, że przy niej rozkleję się tak, jak zrobiłam to ostatnio, gdy tu byłam. Ale jej obecność działała na mnie niezwykle uspokajająco. Nie wiem, czy to była wina tego, że jeszcze trzymał mnie kac, czy pomogło mi tylko to, że z nią porozmawiałam.
- O cholera... - Spojrzałam na nią, jak stała przed regałami z moimi książkami. - Uczysz polskiego?
- Tak.
- To chyba muszę ci się do czegoś przyznać. Zdawałam na maturze rozszerzony polski. Zdałam, oczywiście, że tak. Ale nie czytałam ani jednej lektury.
- To jak to zdałaś?
- Głupi ma szczęście, jak to mówią. Ale pomógł mi nieco mój spryt i umiejętność logicznego myślenia. - Uśmiechnęła się do mnie. - Ale spokojnie. Wiem, kim był Sienkiewicz i co napisał. Po tym, gdy odkrył, że Ziemia krąży wokół Słońca.
- Co? - Zaczęła się śmiać. - Bardzo zabawne, wiesz? Co ja mam z nimi zrobić?
- Z książkami? Zabrać je ze sobą.
- Nie chcę ci zagracać...
- O nic się nie przejmuj. Bierzemy wszystko, co twoje i tyle w temacie.
- To wszystko jest tu moje. On już zabrał swoje rzeczy.
- No i fajnie. To ja się zajmę książkami.
- Dziękuję. Będę w sypialni.


Minęła godzina. Spakowałam już resztę swoich ubrań, butów oraz innych rzeczy, które tu były i tę ciszę w mieszkaniu przerwała Alina.
- Jola?
- Tak?
- Jakaś pani do ciebie przyszła.
Pierwsza myśl, która mi się pojawiła, to to, że to była moja mama. Nie powiedziałam jej o rozwodzie. Była zapatrzona w Artura jak w obrazek, więc nie chciałam jej jeszcze o tym mówić. Dlatego przestraszona wyszłam na korytarz i stanęłam twarzą w twarz z kobietą, z którą bym się widzieć nie chciała.
- A. To ty.
- Może trochę milej mnie witaj, co? Kim ta osoba jest?
- Nie twoja sprawa. - Warknęłam do niej, wzrok przenosząc na Alinę. - Moja była teściowa.
- Aha. Milusia.
- Musimy porozmawiać.
- Nie mamy o czym.
- Owszem, mamy. Ale na osobności.
- Zostawisz nas same?
- Jesteś pewna? - Skinęłam powoli głową. - To ja to zaniosę do auta. Zaraz wrócę.
Powiedziała, dźwigając karton z książkami z podłogi. Otworzyłam dla niej drzwi, a gdy wyszła, zamknęłam je i bez słowa poszłam do kuchni. Matka Artura poszła za mną. Stanęłam na środku i na nią spojrzałam.
- O co chodzi?
- Arturek powiedział mi, że chcecie to mieszkanie sprzedać.
- Owszem. I sprawiedliwie podzielić się pieniędzmi na pół.
- Tylko, że tobie nie należy się ta połowa.
- Słucham? Kupiliśmy wspólnie to mieszkanie.
- Nie twierdzę, że nie. Tylko mój syn sam go wyremontował, sam wyłożył pieniądze na meble.
- Co za brednie.
- Uzgodniliśmy, że dostaniesz co najwyżej dziesięć tysięcy.
- Ja się na to nie zgadzam.
- A ty nie musisz się zgadzać. Decyzja już zapadła.
- Myślisz się.
- Oj Jola, nie dramatyzuj, co? Nie wiem, dlaczego mój syn tyle z tobą wytrzymał, jak ty tylko jęczysz i marudzisz. - Zacisnęłam dłonie w pięści, chcąc się na nią rzucić i ją rozszarpać. - Ty nie masz nic do gadania.
- Oboje jesteśmy właścicielami tego mieszkania. Sprzedamy je na pół, czy ci się to podoba, czy też nie.
- Ty weź lepiej przebadaj słuch, bo nie jestem pewna, czy nie ogłuchłaś.
- Nie ogłuchłam. Tobie bym radziła przejść się do psychiatry, ale sądzę, że to jest za późno.
- Słuchaj ty no. Nie wiem, za kogo się uważasz, ale nie uważaj się na nie wiadomo kogo. A jesteś po prostu nikim, kogo nikt nie chce.
- Dość. - Wróciła Alina. Stanęła od razu między nami. - Ty sobie już wychodzisz.
- Nie jesteśmy na ty.
- Mam pomóc ci wyjść? Czy sama do wyjścia trafisz?
- Już idę. - Wskazała na mnie palcem. - A ty...
- WON!
Matka Artura zmierzyła tylko Alinę chłodnym spojrzeniem i wyszła z kuchni. Gdy trzasnęły za nią drzwi, spojrzała na mnie.
- Jest w porządku. - Powiedziałam od razu. - To tylko stara baba, która nie wie, co mówi.
- Możliwe. Ale powinnaś porozmawiać ze swoim prawnikiem.
- Nie mam żadnego. Nie potrzebowałam.
- No widać. W poniedziałek skontaktuję cię ze swoim.
- Alina, nie...
- Jola, prawnik ci pomoże.
- Ja nie mam sił z nimi walczyć.
- Wiem, dlatego ktoś musi to zrobić za ciebie. - Zbliżyła się do mnie, patrząc mi prosto w oczy. - Nie zrobię niczego bez twojej zgody, ale nie możesz pozwolić tej starej raszpli dać się oszukać.
- No, dobrze. - Powiedziałam w końcu. - Nie wiem, jak ci się odwdzięczę, ale zrób to.

Od NowaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz