*11*

158 9 1
                                    

Siedziałam na ławce na tarasie i kolejny raz czytałam tą samą ksiażkę, ponieważ ciągle nie mogłam się skupić na treści. Cały czas miałam nadzieję, że Ron lada moment przeteleportuje się do nas, tak jak ostatnim razem. Bardzo chciałam go już zobaczyć i mieć pewność, że jest cały i zdrowy. Gdyby mu się coś stało pod siedzibą zakonu, to nigdy bym sobie tego nie wybaczyła.  

Poprawiłam kraciasty koc uszyty przez panią Molly i naciągnęłam go, by szczelniej się nim okryć. Dni robiły się z dnia na dzień coraz zimniejsze i czuć było w powietrzu nadchodzącą zimę. 

Gdy ponownie chciałam wrócić do mojej książki, na taras wyszedł Draco. Chłopak usiadł na drugim końcu ławki, a ja podkuliłam trochę nogi, by zrobić mu na niej miejsce.

- Nie powiedziałem ci wczoraj wszystkiego. - Zaczął rozmowę. - Chodź do środka, pokażę ci. - Stwierdził i podniósł się z miejsca.

Zdjęłam z nóg koc i założyłam go sobie tym razem na ramiona. Oboje weszliśmy do środka i usiedliśmy przy kominku, w którym tak jak wczoraj palił się ogień. Draco wyciągnął różdżkę i przeciągnął swoje wspomnienie do kominka, by pokazać mi obraz, który widział w swojej wizji.

Płomień od razu zamienił się w stertę trupów. Ludzie leżeli na podłodze ułożeni tak, by pomiędzy każdym z nich było przejście. Postać, która była obserwatorem chodziła między nimi i podziwiała ogromną ilość zwłok. Wśród nich udało mi się dostrzec Lunę, która leżała tuż obok Neville.

- Dlaczego on ich wszystkich tam przyniósł? Co to za miejsce? - Spytałam odwracając się w stronę Malfoya.  

- Patrz teraz, pytania będziesz zadawać później. - Stwierdził i ruchem ręki pokazał mi bym patrzyła w ogień i nie odwracała głowy w najważniejszych momentach.

Postać teraz walczyła  sama ze sobą. Dziwnie to wyglądało, tak jakby ktoś sterował jego ruchem głowy. Za każdym razem, gdy obraz pokazywał chociaż trochę lewą stronę, to i tak po chwili zmieniał się i wskazywał środek wnętrza. Postać kręciła się i nie wiedziała co z sobą zrobić. Wyglądało to trochę tak, jakby ktoś odwracał jego głowę, a ta osoba się mu przeciwstawiała.

Spojrzałam pytająco na Dracona, nie rozumiałam co tak właściwie widzę. Potrzebowałam wyjaśnienia tego co się stało.

- Wszystkie wizje jakie mam są z punktu widzenia Voldemorta. Czuję to trochę tak, jakbym wpadał mu do głowy i widział wszystko to co on, jednak zawsze byłem tylko obserwatorem. - Zaczął tłumaczyć. - Dzisiaj w nocy, gdy zobaczyłem Lune i Neville, poczułem ogromną chęć sprawdzenia, czy gdzieś wśród tych nieżywych ludzi jest Ron. Ta chęć była tak silna, że byłem w stanie choć trochę odwrócić głowę Voldmorta.

- Czyli możesz w wizjach nim sterować? - Dopytałam, ponieważ dokładnie tak to wyglądało, jakby mógł przejąć kontrolę nad nim.

- Wiadomo, dziś w nocy nie zrobiłem tego idealnie i sam byłem w szoku, że coś takiego mogę robić. Myśle, że jakbym poćwiczył mogłoby mi się to udać. 

- Jeżeli będziesz nim sterować, to będziesz też mógł atakować Śmierciożerców, którzy będą blisko niego. W tedy będą walczyć przeciwko sobie. - Stwierdziłam. Pomysł ten był doskonały, nie wiedzieliśmy jeszcze pewnie wielu rzeczy na temat zdolności Malfoya, a jedyna osoba która by mogła nam to wszystko wytłumaczyć nie żyła.

- Przydałby mi się minister Pont. 

Zgodziłam się z Draco, był on nam bardzo potrzebny, a ja wiedziałam jak możemy zyskać choć trochę informacji. Każdy Minister miał obowiązek sporządzania rzetelnej dokumentacji. Być może cały przypadek Malfoya był gdzieś opisany. Może całą kartotekę udałoby się znaleźć w jego biurku we wcześniejszym Podziemnym Ministerstwie.

- Musimy wrócić do punktu wyjścia. - Oznajmiłam chłopakowi i podniosłam się z podłogi. - Musimy pójść do biura Ponta. Jestem pewna, że tam możemy coś znaleźć. 

- Ministerstwo jest przecież zamknięte. - Zdziwił się i nie wziął mojego pomysłu na poważnie.

- Prowadziłam wcześniej zakon. Uwierz, poradzimy sobie. - Powiedziałam pewna siebie.

Zapadła chwila ciszy. Każde z nas pogrążyło się w swoich myślach, dlatego zdecydowałam się zaparzyć nam herbaty. Cieszyłam się, że wreszcie ruszyliśmy z miejsca, że mamy w końcu jakikolwiek plan. Mimo, że to była szczęśliwa informacja, ja i tak czułam się dziwnie przygnębiona. Nie wiedziałam tak właściwie dlaczego, w końcu od czasu rozpoczęcia się wojny z Ronem potrafiliśmy się nie widzieć miesiącami, a jednak teraz czułam niepokój. Bałam się, że coś mu się stało, a ja go nie szukam, nie reaguje.

Gdy herbata była już zaparzona, nalałam ją do dwóch kubków i postawiłam na stoliku kawowym przed kominkiem. Draco od razu wziął do ręki gorący napar i się napił, a ja ponownie okryłam się kocem.

- Ty wiesz co się stało z moimi rodzicami, a co z twoimi? - Spytał po chwili.

- Bałam się, że stanął się celem ataków Voldemorta i użyłam zaklęcia obliviate, by o mnie zapomnieli. - Westchnęłam przypominając sobie ten dzień. - Byłam u nich w lipcu, jednak oni już nie mieszkali w naszym rodzinnym domu. Tak właściwie to go sprzedali. Postanowiłam ich już nie szukać, dać im spokój i ich nie narażać. Lepiej mi żyć z myślą, że żyją sobie spokojnie tylko, że z dala ode mnie.

- To też jest trudne. To tak jakby umarli, ale jednak wciąż masz możliwość zobaczenia ich. - Stwierdził i wziął ode mnie koniec koca, którym się przykrył. - Wychodzi na to, że zostaliśmy sami.

Sami. Wiedziałam, że nasze drogi w końcu też się kiedyś rozejdą, więc tak. Draco miał pełną racje, zostaliśmy sami i chodź trochę wizja samotności mnie przerażała, to musiałam się z tym pogodzić. Rodzice odjechali nie wiedząc o moim istnieniu, Harry nie żyje, a z Ronem mamy o wiele słabszy kontakt niż kiedyś.

- Chyba masz rację Draco. - Powiedziałam i oddałam mu trochę więcej koca, by był w stanie się lepiej okryć. - Jutro musimy pójść znowu do Ministerstwa, mam nadzieję, że będziemy chociaż o krok bliżej.


Droga Do Upadku ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz