*1*

753 22 6
                                    

Szybkim krokiem przemierzałam Londyńskie uliczki, które niegdyś były pełne życia i szczęścia, teraz natomiast ciężko było spotkać na nich jakąkolwiek istote. Wszyscy bali się śmierciożerców, byli bezwzględni i atakowali tych, którzy nie zgadzali się z ideologią Złego Pana. Nie tylko Czarodzieje musieli się ukrywać. Mugole również byli zagrożeni, ale też i bezbronni. W przeciwieństwie do osób magicznych, zwykli ludzie nie byli w stanie uchronić się przed zwolennikami Złego Pana. Słono płacili życiem swoim i swych rodzin, a ze strachu zaczęli uciekać. Voldemort zapragnął, by na świecie pozostali tylko sami czarodzieje czystej krwi lub półkrwi. Chore pomysły Złego Pana zasiały strach i gorycz w całej Anglii. 

By przeciwstawić się czarnej magii ministerstwo podziemne stworzyło dwanaście zakonów na wzór zakonu feniksa, by ratować bezbronnych. Chętnych do pomocy Czarodziei było mnóstwo, wszyscy chcieli walczyć mimo, że w głębi duszy się bali. Nic dziwnego, w końcu pół roku temu drugiego maja zmarła ich ostatnia nadzieja, w chwili gdy serce Harrego Pottera przestało bić, w Zakazanym Lesie.

Często myślami wracam do tego zdarzenia, zastanawiam się czy dało się zrobić coś inaczej. Próbowałam nawet wykorzystać zmieniacz czasu, jednak nic to nie dało. Mój przyjaciel musiał umrzeć.

Gdy znalazłam się przy ulicy Mindertown 17 wiedziałam, że jestem na miejscu. Wyciągnęłam różdżkę z kieszeni i zdjęłam kaptur z głowy przez co krople deszczu od razu zaczęły moczyć moje włosy. Powoli i wyraźnie wypowiedziałam zaklęcie, które ściągało zabezpieczenie z wejścia do podziemnego ministerstwa, dzięki czemu po chwili kostka, która była wyłożona na chodniku zaczęła się rozsuwać odkrywając metalowe schody. Szybko zeszłam do podziemia, a przejście się za mną zamknęło.

Na ścianach były wyłożone zielone płytki, które delikatnie odbijały światło świec. Swoje kroki skierowałam do gabinetu ministra i gdy byłam już przy nich delikatnie zapukałam, a następnie weszłam nie czekając na zaproszenie.

- Kto tu... A to pani panno Granger. - Wstał od biurka minister Pont, starszy, niższy mężczyzna.

- Chciał mnie pan widzieć? - Spytałam, a następnie zauważyłam osobę o blond czuprynie siedzącą przy jego biurku. - Co to ma znaczyć? - Pokazałam na Malfoya i rzuciłam o blat plik dokumentów, które prosił mnie o przygotowanie wczoraj minister. - Co on tu robi!

- To była ostatnia prośba profesora Dumbledoora. Hermiona proszę usiądź. - Powiedział spokojnie pan Pont i sam ponownie usiadł.

- Jaka prośba? Harry nie żyje! Nie będę siedziała w jednym pomieszczeniu ze Śmierciożercą! - Wybuchłam gniewem. Nie spodziewałam się zobaczyć tutaj Malfoya, nie po tym wszystkim co się wydarzyło.

- Hermiona siadaj! - Tym razem to on krzyknął. Pierwszy raz minister Pont na mnie krzyknął. Zawsze miałam u niego specjalne względy i traktował mnie jak swoją prawą rękę dzięki temu, że miałam wybitne wyniki w Hogwarcie, byłam przyjaciółką Harrego i miałam do czynienia z Voldemortem. Po wzięciu głębszego oddechu usiadłam obok Draco na krześle i starałam się uspokoić skołatane emocje.

 - Dostałem testament waszego poprzedniego dyrektora. - Mężczyzna wyciągnął papier i zacząć czytać najważniejsze fragmenty. - Prosi on ciebie Hermiono o opiekę nad Draco. 

- Jest dorosły, myślę, że świetnie da sobie radę sam. - Stwierdziłam i wstałam z kzresła, jednak minister zatrzymał mnie ponownie krzykiem.

- To nie jest prośba Hermiono...To jest rozkaz. Draco wyjdź na chwilę, musimy porozmawiać sam na sam w cztery oczy. 

Chłopak posłusznie wstał z krzesła i skierował swoje kroki w stronę wyjścia. Dopiero teraz mu się przyjrzałam, wyglądał jak duch. Blada skóra, zapadnięte policzki, chudy wręcz wychudzony i bandaż przesiąknięty krwią na lewym przedramieniu. Szczególnie bandaż zwrócił moją uwagę. Bandaż w miejscu mrocznego znaku. Czy chciał on sobie go wyciąć? Wizja tego mnie przerażała.

Gdy zostaliśmy sami ponownie usiadłam naprzeciwko ministra i cierpliwie czekałam co powie. Byłam zbyt zszokowana tym co zobaczyłam, by mu przerywać.

- Draco przychodził długo przed wybuchnięciem wojny do profesora Dumbledoora. Nie przyjął on propozycji Czarnego Pana i nie dołączył do jego armii, a jak wiesz sprzeciwienie się mu grozi śmiercią. Draco dzięki Narcyzy uciekł, jednak ona tak samo jak i Lucjusz już nie żyją, jeżeli mu nie pomożemy on będzie następny. Hermiono to nie jest prośba, to jest rozkaz. Musisz mu pomóc, w przeciwnym razie będziemy mieć na rękach jego krew. Czy mnie zrozumiałaś?

Przymknęłam oczy i przełknęłam głośno ślinę. Mam narażać własne życie dla kogoś kto nie oddałby swojego dla mnie? Nie mogłam uwierzyć, że muszę się aż tak poświęcić.

- A co jeżeli sama przez niego zginę? 

- Hermiono, jesteś najlepsza. Nikt nie poradzi sobie lepiej z takim zadaniem.

- Rozumiem, gdzie mam go wziąć?

- Do siebie, resztę instrukcji dostaniesz później.

- A co z moim zakonem? - Spytałam marszcząc brwi.

- Jak sama wiesz, nie jest możliwe dalsze prowadzenie go przez ciebie. Musisz skupić się na priorytetach. - Skinęłam głową, jednak dalej nie rozumiałam pewnych kwestii.

- Dlaczego jest on dla ciebie tak ważny. 

Minister wstał od biurka, włożył ręce w kieszenie swojej szaty i podszedł do okna. Chwile się przyglądał na pejzaż za nim. Nad całym Londynem krążyła burzowa chmura, która co jakiś czas wyładowywała się i kreśliła na niebie jasne pioruny. Deszcz lał się strumieniami i uspokajająco szumiał w uszach

- Jest on tak ważny, ponieważ ma mroczny znak, a mroczny znak pozwala mu w pewien sposób na komunikowanie się z Czarnym Panem. Draco Malfoy jest dla nas w tej chwili jak Harry Potter, jest on naszą nową nadzieją na przetrwanie. Proszę cię Hermiono, chroń go najlepiej jak tylko potrafisz.

Tak bardzo nie chciałam mieć z Malfoyem nic wspólnego. Jego twarz widziałam tylko w najgorszych koszmarach, a teraz karzą mi nim zastąpić Harrego. Tak się nie da, to niewykonalne, a mimo to i tak nie mam wyjścia. Czy mi się to podoba czy nie Draco Malfoy zostanie pod moją pieczą. 

Skupiłam całą swoją uwagę na kropli lecącej po szybie. Gabinet ministra Ponta jako jedyny znajdował się powyżej podziemi, to było jedyne miejsce w całym ministerstwie, które miało dostęp do promieni słonecznych.

- Czy to już wszystko? - Spytałam chcąc wrócić już do domu, zapomniałam tylko, że nie wrócę tam sama.

- Tak, możesz już iść, jeszcze raz ci dziękuje, wiem jak dużo energii od ciebie to wymaga. - Minister spojrzał mi w oczy i delikatnie się uśmiechnął.

- Dowiedzenia.

Przed gabinetem ministra na jednym z foteli siedział nieruchomo Draco, nie zwracał na mnie uwagi do momentu aż nie wypowiedziałam głośniej jego imienia, dopiero w tedy zwrócił na mnie swój wzrok, wstał z fotela i nałożył na siebie płaszcz oraz kaptur, który okrywał jego charakterystyczne jasne włosy.

- Dokąd idziemy? - Spytał gdy wychodziliśmy z ministerstwa.

- Niestety, ale do mojego mieszkania ślizgonie.

Droga Do Upadku ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz