XVI

130 6 92
                                    

Pov: Qry

Patryk leżał nieprzytomny, oparty o drzewo. Potrząsnąłem nim delikatnie i całe szczęście się obudził. Rozejrzał się po okolicy, niezbyt świadomy, ale gdy spojrzał w stronę klubu, chyba wszystko mu się przypomniało.

P: Idziemy tam - powiedział dosyć stanowczo.

Q: Jesteś pewny? - Wolałem się upewnić. W końcu dopiero co zemdlał, nie chcę powtórki z rozrywki.

P: Nie, ale co mam kurwa robić? Stać i się na to patrzeć? - Odpowiedział ewidentnie poddenerwowany. Pokiwałem głową i ruszyliśmy do tego miejsca. Podeszliśmy do stolika, przy którym była Wiktoria, siedząca na kolanach Bartka i całująca go. Patryk stanął tuż przed nimi, jednak oni byli ewidentnie wstawieni i nawet nie zauważyli naszej obecności.

P: Nie przeszkadzam wam?! - Krzyknął, a oni się od siebie oderwali. Dziewczyna głupio parsknęła śmiechem, ale to pewnie na skutek alkoholu, z którym zdecydowanie przesadziła.

W: Hej Patryś - odparła lekkim, spokojnym ale zarazem rozbawionym tonem, odwracając się do mnie - o, i drugi Patryk - zaśmiała się pijacko.

P: Bardzo zabawne - przewrócił oczami - co wy tutaj do cholery robicie? - Warknął. Ona tylko wzruszyła ramionami.

W: No, całujemy się, nie widać? - Wymamrotała opierając głowę, o tors Bartka.

P: Super... - Powiedział sam do siebie, pod nosem - wracamy do domu - przeniósł wzrok na Kubickiego - Ty też.

W: Czemu? Tutaj jest fajnie - uradowana zaczęła się bawić swoimi włosami - zawsze możesz do nas dołączyć.

P: Na Twoim miejscu, nie odzywałbym się już i nie pogrążał - złapał ją za nadgarstek, tak że wstała na równe nogi i pociągnął do wyjścia. Czyli mi przypadł Bartek. Przez cały czas siedział cicho, ledwo przytomny.

Q: Chodź - wziąłem go pod ramię i poprowadziłem w tą stronę, co Patryk Wiktorię.

Przez całą drogę, zastanawiałem się jak do tego wszystkiego doszło. Jakim cudem, oni się tam znaleźli, we dwoje cali i zdrowi.

Pov: Wiktoria

Dzień wcześniej...
Zaczęło mi się kręcić w głowie. Nie chciałam przeszkadzać Patrykowi, który coś oglądał w telefonie, więc wyszłam z wody i ruszyłam przed siebie. Błąkałam się po pustych ulicach Nicei, gdzie nie było żywej duszy. W końcu, po kilku minutach, natrafiłam na miejscowy klub. Do moich uszu dotarła głośna, imprezowa muzyka, oraz intensywne rozmowy ze środka.

Bez większego namysłu, podeszłam do przeszklonych drzwi i je otworzyłam. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Było strasznie gęsto i każdy się o każdego obijał. Zrobiło mi się duszno, lecz mimo to się nie wycofałam. Przedarłam się przez wszystkich ludzi, aż znalazłam się przy barze. Próbowałam usiąść na dosyć wysokim stołku, ale średnio mi to wychodziło, bo wszystko mi się rozmywało. Finalnie, zachwiałam się, a zaraz po tym udało mi się usadowić.

Oparłam się łokciem o blat i przyglądałam się wystrojowi tego miejsca. Muszę przyznać, że ma ono świetny klimat. Oświetlone było niebieskim, zahaczającym o granat światłem, mieszającym się z fioletowym. Zauważyłam wiele roślin, zarówno w doniczkach, jak i takich zwisających z sufitu, a nawet odstających od ściany. W rogach ustawione były pufy, które sprawiały wrażenie bardzo miękkich. Stoliki były klasyczne, okrągłe, drewniane, dla maksymalnie czterech osób. Obok niektórych były też pseudo kanapy. Z rozmyśleń wyrwał mnie barman.

Choroba sercowa | Kartonii&BartekKubicki | ZAWIESZONAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz