II

132 9 12
                                    

Pov: Wiktoria

Po przekroczeniu progu mojego pokoju, od razu rzuciłam się na łóżko. Po kilku minutach na poduszce zrobiła się ogromna, słona plama od moich łez. Krzyczałam i płakałam właśnie w poduszkę. Coraz ciężej było mi złapać oddech, praktycznie się dusiłam. Moje ciało zaczęło się trząść, a ja patrzyłam się w jeden punkt mojego pokoju. Byłam totalnie nieobecna, ale jednocześnie spanikowana.

Wyprowadziłam się, aby się uwolnić od komentarzy na temat mojego wyglądu, ale jak widać ludzie w każdej szkole są identyczni. Zbyt wiele nie myśląc podeszłam do szafki, i zaczęłam szukać temperówki. Zajęło mi to trochę, bo już długo nie była mi potrzebna i po prostu jej nie używałam. Nożyczkami, ostrożnie ją rozkręciłam, jednak nagle ktoś wszedł do mojego pokoju.

MW: Cholera jasna, Wiktoria... - Podbiegła do mnie, i wystawiła rękę abym jej to oddała. Wiedziałam, że nie ma sensu protestować, więc po prostu to zrobiłam. Ona odłożyła to na biurku i zamknęła mnie w silnym, matczynym, pełnym troski uścisku - co się dzieje Wisia? - Zapytała głaszcząc mnie po plecach.

W: Mamo, oni znowu się ze mnie nabijają... Co ja im takiego zrobiłam? - Widziałam po jej oczach, że bolała ją bardzo moja krzywda. Jest moją mamą i to oczywiste, że nie chce abym
cierpiała.

MW: Taki już jest ten świat, ludzie to potwory. Proszę nie przejmuj się nimi, jesteś silna - łatwo było to mówić, gdy nigdy się tak nie miało. Moja mama to śliczna i szczupła kobieta. Ale nie winiłam jej za to, też bym nie wiedziała jak mam się zachować w takiej sytuacji. Cieszy mnie po prostu to, że jako jedyna nadal ze mną jest - wiesz co? Ignoruj ich, w końcu im się znudzi, jak zobaczą, że Cię to nie rusza - uśmiechnęła się pocieszająco. Ja to odwzajemniłam, jednak wiedziałam, że to tak nie działa. Zapewne za jej młodzieńczych lat tak było, ale świat się zmienia. Zdecydowanie na gorsze.

W: Dzięki mamuś - udawałam, że jest już ze mną lepiej. Pocałowała mnie w czoło i wyszła z pokoju, przekonana, że pewnie chcę pobyć teraz sama ze sobą.

Opuściła to pomieszczenie, ale o czymś zapomniała. O czymś bardzo istotnym. Na biurku nadal leżała w połowie rozkręcona temperówka. Wahałam się długo, co powinnam zrobić, bo jednak obiecałam mamie, że z tym skończę. Z drugiej strony to tak bardzo kusiło, tak bardzo pragnęłam poczuć ten ostry metal, na mojej skórze. To pieczenie. To chociaż odwracało moją uwagę od problemów. Mam bardzo słabą siłę woli, dlatego też wstałam i chwyciłam za żyletkę, do której się w końcu dostałam, rozkręcając temperówkę.

Przyłożyłam ostrą część do mojej ręki, i zrobiłam jedną kreskę. Potem drugą, trzecią i czwartą. Gdy ochłonęłam znowu zaczęłam płakać, bo od razu pożałowałam tego co zrobiłam. Przecież te pierdolone blizny zostaną na moim ciele na zawsze. Położyłam się do łóżka i miałam zamiar nie wychodzić z niego już do końca życia.

3 dni później
6:50
Mama przed chwilą mnie obudziła i powiedziała, że muszę iść do szkoły. Był weekend, czyli miałam dwa dni odpoczynku. Niechętnie się ubrałam i wyszłam na przystanek. Po wejściu do autobusu, automatycznie zaczęłam szukać wzrokiem kogoś z mojej klasy. Ale nikogo nie było. Nałożyłam słuchawki na uszy i zamknęłam się w swoim odosobnionym świecie.

Jechałam około piętnaście minut. W końcu autobus się zatrzymał, a ja wysiadłam i bardzo powolnym krokiem ruszyłam do szkoły. Usiadłam gdzieś w kącie, żebym nie pozostawała na widoku. Wzięłam do ręki jakąś książkę i zaczęłam ją czytać, nie zwracając uwagi na to co dzieje się dookoła.

Pov: Bartek

Zdyszani wbiegliśmy z chłopakami do szkoły. Uciekaliśmy przed jakimś starym dziadem, bo gonił nas z łopatą w rękach. Co prawda podeptaliśmy mu trochę ogródek, no ale bez przesady. Udaliśmy się do naszego miejsca. Ja oparłem się o ścianę, a chłopaki stanęli obok mnie, i stworzyliśmy takie koło. Mój wzrok skanował cały korytarz, aż w końcu zauważyłem tą grubą laskę. Parsknąłem śmiechem i kiwnąłem głową do chłopaków, aby też na nią spojrzeli. Przemo szturchnął mnie w ramię.

Pp: Ej stary, dam Ci 100 złotych, jak ją poderwiesz - podrapałem się po karku i zacząłem rozważać tą propozycję. W sumie brakowało mi hajsu do konsoli, a to łatwe siano. Ta dziewczyna, wydaje się być taka naiwna, że nie będę musiał się trudzić, żeby owinąć ją sobie wokół palca.

B: Niech będzie, a do kiedy mam czas? - Zapytałem z obojętnym wyrazem twarzy. Szczerze mówiąc ani trochę nie przejmowałem się tym, jak to na nią wpłynie. Pewnie nie raz się z niej śmiali i ją wyzywali, więc sobie z tym poradzi. Swoją drogą, mogłaby się wziąć za siebie, bo aktualnie wygląda obleśnie.

Pp: Do środy, dasz radę stary, prawda? - Poklepał mnie po plecach.

B: Nie takie laski wyrywałem, a ona to będzie bułka z masłem. Ucieszy się, że ktokolwiek ją chce - zaśmialiśmy się wspólnie.

Pov: Wiktoria

Po lekcjach
16:02
Mijałam właśnie mury szkoły, ale ktoś złapał mnie za ramię. Odwróciłam się i automatycznie się wzdrygnęłam.

W: Czego Ty ode mnie chcesz? - Zapytałam oschle.

B: Czemu tak nie miło witasz się z kolegą z klasy? - Powiedział z chytrym uśmiechem. Miałam ochotę przewrócić oczami i kazać mu spierdalać, ale wiedziałam, że to on ma przewagę.

W: Możesz przejść do rzeczy? - Westchnęłam ciężko.

B: Jesteś wolna dziś wieczorem? Chcę Cię przeprosić za wszystko, no i lepiej poznać - szukałam w jego oczach oznak fałszywości, jednak ich nie widziałam. Zmarszczyłam brwi, bo nie spodziewałam się tak nagłej zmiany zachowana. Zwłaszcza w stosunku do mnie.

W: Mówisz poważnie? - Mój głos się trochę złagodził.

B: Tak, źle zaczęliśmy. Szczerze przepraszam, zgoda? - Wyciągnął do mnie dłoń. Ja lekko się uśmiechnęłam, a moja twarz się rozjaśniła i podałam mu rękę.

W: Zgoda.

B: To spotkamy się w parku o 18:30? - Posłał mi czarujący uśmiech, który odwzajemniłam. Ten chłopak miał w sobie coś, co faktycznie przyciągało dziewczyny.

W: Jasne, to do zobaczenia - powiedziałam z uśmiechem.

B: Do zobaczenia, lala - pocałował mnie w policzek i się oddalił.

Czy to jest pieprzony sen? Bartosz Kubicki, crush całej szkoły właśnie zaprosił mnie na randkę i mnie pocałował? Podskoczyłam kilka razy z podekscytowania i z cholernie dobrym humorem wróciłam do domu.

Mama kilkukrotnie pytała mnie, czy wszystko okej bo byłam nad wyraz pobudzona. No ale nie mogłam nic na to poradzić, w końcu poczułam się szczęśliwa i potrzebna. W sumie, to nigdy żaden chłopak się mną nie zainteresował, a ja marzyłam o byciu w związku. Czytałam wiele romantycznych książek i tylko sobie wyobrażałam jak chodzę z kimś na randki, jak spędzamy razem dnie i robimy sobie niespodzianki. Mama zawsze mi mówiła, że nadejdzie na to odpowiedni czas i osoba, no i najwidoczniej miała rację.

Miałam jeszcze dwie godziny na przygotowywania, ale jak już wcześniej mówiłam lubię być zorganizowana. Przełamałam swoją wewnętrzną barierę i wyciągnęłam z szafy jakąś spódniczkę, rajstopy, oraz sweterek. Poprosiłam nawet mamę o szpilki. Miałyśmy taki sam rozmiar buta, więc bez problemu mi je pożyczyła. Odliczałam tylko minuty do naszego spotkania.

18:34
Stałam pod drzewem w umówionym miejscu, ale jego nadal nie było. Ja nie traciłam nadziei i nadal tam stałam. W końcu dostrzegłam męską sylwetkę. To był właśnie on, ale był ubrany na odwal, miał nos w telefonie i nawet na mnie nie patrzył.

Choroba sercowa | Kartonii&BartekKubicki | ZAWIESZONAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz