Rozdział 4

13 0 0
                                    

Miejsce to nie dość, że dawało mi kopa do działania, to jeszcze ukoiło moją zranioną duszę, przez wszystkie te złe rzeczy jakie mnie spotkały. Czy dobrze zrobiłam? Czy mój cel życiowy był tego wart? Bez dwóch zdań. Nie jestem osobą, która szybko się poddaje, wtedy nie mogłabym się nazywać Fierro - Guerra po tacie, którego kochałam i nadal kocham nad życie.

Pierwszy trening nie należał do najłatwiejszych. Ból i cierpienie nie tylko fizyczne, ale psychiczne, doprowadzało mnie do rozpaczy i szaleństwa. Nie mogłam się skupić, nie mogłam wykrzesać z siebie jakiejkolwiek siły.

Pamiętam jak załamałam się w trakcie treningu z trenerem. Ale dzięki temu, jestem tu gdzie jestem i nie zmieniłabym tego ani na moment. To mnie zbudowało, to mnie wzmocniło. Cieszę się, że nie poddałam się ani na moment, a chciałam z samego początku.

Otoczona byłam samymi mężczyznami. Zdarzały się również kobiety, ale był to bardzo mały procent tego, jaką duża częścią płeć przeciwna przejęła ten lokal. Tak to wygląda w klubach ze sztukami walk. Jest to miejsce samców alfa.

Weszłam pewna siebie, czyli tak jak zawsze i wyruszyłam w kierunku bezpośrednio do worka treningowego. Włosy miałam spięte w kitkę, tak by nie przeszkadzały mi podczas uderzeń czy wykopów, a strój jaki miałam na sobie to krótkie dopasowane spodenki i top z odkrytym brzuchem w kolorze czerni.

Musiałam trochę dać upust emocją po ostatnich ciężkich dniach.

To było oczywiste, że wszyscy mężczyźni będą mnie obserwować z różnych powodów. Nie przeszkadzało mi to, praktycznie nie zwracałam na to uwagi teraz, chodź na początku było to trochę uciążliwe. Skupiłam się na tym po co tu przyszłam, a ciężką pracą i wytrwałością zdobęcie się wyznaczony cel.

Odłożyłam wodę obok, pod ścianę i zaczęłam trening. Uderzenie jedno, uderzenie drugie, a następnie kopnięcie. Powtórzyłam kilka razy, zwiększając siłę. Przechodziłam w różne sekwencje i poziomy zaawansowania do momentu, kiedy stwierdziłam, że czas na inne ćwiczenia.

– Świetnie ci idzie! Tak! Doskonale. – takie pochwały otrzymywałam od trenera podczas kolejnych zajęć.

Byłam z siebie dumna, że z każdym spotkaniem idzie mi coraz lepiej.

– Jeszcze trochę to przegonisz i mnie – powiedział z uśmiechem na twarzy, kiedy to ja uderzałam i kopałam worek treningowy.

– Daleko mi do ciebie.

– Robisz ogromne postępy – odrzuciło go, kiedy kopnęłam z całej siły podudziem. – widzisz? – Uśmiechnął się i opuścił do mnie oko.

Czasami ze mną flirtował. Poprawka. Zawsze ze mną flirtował, ale za każdym razem odrzucałam jego zaloty, aż w pewnym momencie mu to powiedziałam. Nie mogłam go zwodzić, chociaż praktycznie dawałam mu sprzeczne sygnały. Więc nie rozumiałam dlaczego dalej próbuje mnie zdobyć. Jest wspaniały, przystojny i dobrze zbudowany – jak przystało na trenera personalnego i wicemistrza w sportach walki – ale to nie był mężczyzna dla mnie. Ja nie byłam odpowiednia dla niego.

Zepsuta, złamana i z żądzą zemsty w głowie, która była moim priorytetem. Numerem jeden, nad jakim teraz poświęcałam swoją każdą sekundę w ciągu dnia. Nie chciałam go zepsuć, nie chciałam zranić. Dlatego musiałam, to zrobić, chociaż przyszło mi to z bólem serca.

– Przestań.

– Ale co mam przesta...

– Wiesz co. – spojrzałam się w jego oczy, gdy po skończonym treningu, odprowadzał mnie do szatni. Tak jak zawsze to robił. – jesteś świetny... ale ja nie jestem odpowiednia dla ciebie.

Moja prawdaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz