Rozdział 7

8 0 0
                                    

                                                                                                          Ja:

Ja: Jesteście w domu?

Sandra: Tak. Jak chcesz to zapraszamy. Nasze drzwi są zawsze dla ciebie otwarte.

Ja: Wiem. Będę niedługo.

Sandra: Czekamy.

Zaczęłam się szykować do wyjścia, aby odwiedzić przyjaciół. Niczego więcej w tym momencie nie potrzebowałam, jak właśnie tego. Zawsze lubiłam spędzać z nimi czas, czułam się wtedy dobrze, bezpiecznie i kochana. Wielokrotnie jeździliśmy na wakacje wspólnie, wraz z moimi rodzicami i siostrą.

Cały dzień przeznaczyłam na szukanie informacji w dokumentach taty. Niestety nic nowego nie odnalazłam, więc jestem w tym samym punkcie wyjścia, co przed rozpoczęciem poszukiwań.

Wzięłam najpotrzebniejsze rzeczy i wyszłam. Chciałam jeszcze odwiedzić naszą ulubioną cukiernie i kupić nasze przysmaki. Zamawialiśmy zawsze Churros, które były naszym ulubionym słodyczą i do tego różne smaki do namaczania, czy to Nutellą czy różne inne wariacje.

Na dworze robiło się coraz ciemniej. Powietrze było nadal nagrzane od zachodzącego już słońca. O tej porze dnia, miasto odżyło, a knajpy i muzyka się rozkręcały.

Cukiernia mieściła się trochę dalej, niestety nie była po drodzę, ale zrobiłabym wszystko by uszcześliwić ich.

Znalazłam się w uliczce mało uczęszczanej, ale był to skrót do miejsca docelowego. Byłam w połowie drogi, kiedy usłyszałam pędzący samochód w moją stronę, więc zaczęłam biec tak szybko jak tylko mogłam. Niestety nie byłam szybsza od auta i ze środka pojazdu wyskoczyło kilku mężczyzn, doganiając mnie. Nie byli ubrani elegancko, bardziej na luzie i swobodnie.

Jeden z nich dorwał się do mnie, ciągnąć za rękę. Wtedy ja obróciłam się tak szybko jak mogłam i uderzyłam go drugą ręką w twarz, trafiając w nos. Dobiegli do mnie chwilę później następni, nie będą dla mnie w żaden sposób łaskawi, dzięki podwójnej sile, udało im się mnie ubezwłasnowolnić. Broniłam się nadal, kiedy szliśmy do auta, wysuwając się spod ich chwytu i kopiąc jak tylko mogłam, by ich chociaż trochę spowolnić i zranić.

Zaprowadzili mnie do auta, zabierając nie wiadomo gdzie. Nie zamierzałam walczyć, ponieważ doskonale zdałam sobie sprawę, że to i tak mi nie pomoże, ani nic nie da. Musiałam pogodzić się z tym, że poległam oraz tym, że muszę przygotować się na nieznane.

Dotarliśmy do opuszczonego miejsca na obrzeżach miasta.

Nic dziwnego, że to tutaj mnie przewieźli. Zero świadków, po prostu odludzie i cisza. Teren nie był przez nikogo zamieszkiwany. Idealne miejsce by kogoś porwać.

Wysadzili mnie i pchnęli na wprost, w kierunku gdzie mieliśmy iść. Weszliśmy głównymi drzwiami. W środku było paskudnie. Śmierdziało niemiłosiernie, a dom wyglądał jak rudera, chociaż z zewnątrz nie było aż tak tego widać. Cudownie. po prostu cudownie Carla.

Skręciliśmy w prawo do salonu, gdzie w nim znajdowali się inni mężczyźni, a jeden z nich siedział na fotelu, jakby ten dom należał do niego. Nogę miał założoną na drugą nogę, a ręce opierał na podłokietnikach, wpatrując się we mnie pełnym uśmiechem i iskierką w oczach. Jakbym to ja, była osobą, której oczekiwał.

Był uradowany. Wstał z fotela i podszedł do mnie. Miał na sobie zwykły T-shirt i krótkie spodenki. Wyraźne rysy twarzy, głęboko zarysowane policzki, a oczy błękitne jak ocean w słońcu otulony, które mocno kontrastowały z jego ciemniejszą karnacją. Włosy kruczoczarne, przystrzyżone na krótko.

Moja prawdaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz