Rozdział 8

10 0 0
                                    

Zatrzymałam się i detektyw spojrzał się na mnie. Na mojej twarzy malowała się konsternacja i gonitwa myśli nie dawała mi myśleć racjonalnie. Jak to w ogóle jest możliwe? Co on tu robił, kiedy Antonio był w pobliżu?

– Co to ma być. – jedyne co w tym momencie powiedziałam.

– Nie teraz – odpowiedział szybko, chwytając moją rękę, która chwilę później odtrąciłam. – Carlo. – nie podobało mu się, to.

– Odpowiedz! – zażądałam. Tym razem mi się nie wywinie. Muszę wiedzieć o co tu do cholery chodzi. Przecież jestem w to wplątana, tak samo jak on, najwidoczniej. – nie możesz wiecznie zwlekać z odpowiedzią, nie możesz wiecznie mi odmawiać. – przysunęłam się bliżej. – Masz. Mi. Powiedzieć. Teraz.

Wpatrywaliśmy się i żadne nie powiedziało nic. Widziałam, jak walczy ze sobą. Z jednej strony chciałby, aby wiedziała to, co on. Ale z drugiej... no właśnie.

Westchnęłam i ruszyłam przed siebie. Nie zamierzałam z nim dłużej rozmawiać, a tym bardziej na niego patrzeć. To co poczułam w pokoju, kiedy mnie znalazł, przeminęło wraz ze świeżym powietrzem.

Padł strzał.

Wszyscy gotowi do boju, zareagowali bardzo szybko. Nie zdążyłam się obrócić, a napastnik już nie żył.

Poczułam ciepło ramion Antonia, który otoczył mnie swoim ciałem. Jakby tym gestem miał mnie chronić przed złem całego świata.

Powiem szczerze, że bardzo mi się to podobało i obudziło to we mnie emocje, jakich dawno nie czułam.

– Jestem cała – odpowiedziałam szybciej, zanim zadał pytanie, kiedy zauważyłam jak otwierał usta by je zadać.

Poczułam na ramieniu rękę Alfreda, który pojawił się przy nas od razu. Porozumiewali się bez słów. Jakby to była dla nich codzienność, Jakby znali się o wiele dłużej niżeli ten dzisiejszy dzień.

Czułam się jak ostatnia idiotka, która nic nie wie i niczego się raczej nie dowie, a reszta będzie miała przed nią sekrety i kłamstwa, jakimi ją faszerowali na każdym kroku.

Odsunęłam się od Antonia i zostawiłam ich w tyle.

– Carla – Usłyszałam swoje imię. – zaczekaj.

– Po co? – Odwróciłam się do Alfreda. – Dlaczego miałabym to robić, skoro i tak nie powiesz mi prawdy. Jak i tak okłamiesz mnie, albo ją zataisz? Dlaczego? – byłam już tak zdesperowana, sfrustrowana i zła. Nie tylko na Alfreda, ale na siebie. Najbardziej na siebie.

– Nie mogłem ci powiedzieć, musisz to zrozumieć.

– Ale mówisz o Antoniu, czy ogólnie? – cisza. W tym był najlepszy. Oraz w ukrywaniu prawdy. – a mi chodzi o to, co miałeś mi już dawno powiedzieć, co ukrywałeś przede mną przez ten cały czas. Nie mam na myśli tutaj Antonia, ale o prawdę, jaka mi się należy. Wiesz co jest najśmieszniejsze? Nie wiesz. – zaśmiałam się. – Zaufałam tobie i twoje odznace, a ty nie zrobiłeś nic. NIC!. – Dotknęłam palcem jego torsu – Chciałam tylko jednego, ale jak widać nawet tego nie jesteś w stanie zrobić. Więc nawet nie próbuj teraz cokolwiek mówić, bo i tak nie ma to żadnego znaczenia. Sama dowiem się prawdy i to bez twojej pomocy.

– Carlo – Antonio wypowiedział moje imię jakby chciał wyrwać mnie z tego transu. Byłam cholernie wściekła na wszystko. Okłamano mnie, zwodziło i zostałam porwana. Emocje sięgnęły zenitu, a ja się im poddałam.

Spojrzałam na niego. Wyciągnął do mnie rękę, z błagalnym wzrokiem, prosząc mnie do siebie. Przyjęłam jego zaproszenie.

Alfred nie powiedział nic, kiedy go mijaliśmy. Wzrok miał utkwiony przed siebie. W tym miejscu gdzie byłam przed chwilą. Patrzyłam się na jego twarz, bez cienia emocji. Jakbym nie czuła niczego.

Moja prawdaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz