19.

190 10 4
                                    

Nasz dwudniowy wyjazd powoli dobiegał końca, a ja nie mogłam uwierzyć, że spędziłam go tak cudownie. Przy śniadaniu oczywiście nie obyło się bez pogawędki o wszystkim i o niczym, ale za to kochałam nasz związek. Za to, że mogłam z nim porozmawiać o wszystkim, bez tematów tabu i bez wstydu. W poprzednich moich związkach, trochę brakowało mi zrozumienia, bo żaden z moich poprzednich chłopaków nie siedział w tym cyberświecie. A z Bartkiem dosłownie chodziliśmy do tej samej pracy i rozumieliśmy się bez słów. Jednak kiedy przyszedł czas wymeldowania, naszły mnie obawy przed powrotem do Krakowa. Nie chciałam wyjeżdżać stąd, bo tutaj odczuwałam wewnętrzny spokój, a Kraków to bardzo szybkie i niespokojne miasto. Odkąd mieszkam w większych miastach, typu właśnie Kraków bądź Warszawa, nie jestem w stanie się skupiać na spokoju, tylko wciąż biegnę i biegnę. I może przez to nakładam sobie taką presję, bo tu wcale jej nie odczuwałam. Z mocnych przemyśleń wyrwał mnie głos mojego ukochanego.

- I jak, podobało ci się? - mówił, zamykając drzwi od domku i jednocześnie patrząc na mnie.

- Nawet nie wiesz, jak - odparłam. - Będę bardzo tęsknić za tym miejscem.

- Wszystko co dobre, się kiedyś kończy - mówił zamyślony brunet. - W takim razie obiecuje ci, że w przyszłym roku tu wrócimy - powiedział, po czym przelotnie ucałował moje spierzchnięte usta.

Wsiadając już do samochodu wciąż krążyło jedno zdanie. „Wszystko co dobre, się kiedyś kończy", powiedział przed chwilą do mnie chłopak. I może to już jakaś obsesja na punkcie idealizowania shipu Fartek, ale w głębi czułam, że nasz związek kiedyś może być słowem „dobre". W skrócie mam na myśli, że nasza relacja może być ulotna. Pomimo wszelakich zapewnień chłopaka, wciąż nie wiedziałam na czym stoję. Wciąż oddziaływał na mnie moj dzisiejszy sen, a w znak tego miałam średni humor. Pewnie gdyby ta sprawa okazała się prawdą, nie dałabym sobie rady, a w skutek tego nasz związek. Przemierzaliśmy autostradę, a ja wpatrywałam się w okno wciąż przytłoczona myślami. Nie docierało do mnie to, co by się stało, gdybyśmy zerwali. Skoro moje całe życie obecnie polega na chłopaku, w którym tak obsesyjnie jestem zakochana, pewnie bym nie dała sobie rady. I nie mam zielonego pojęcia, czemu tak dużo o tym myślałam, skoro miałam wszystko czego potrzebuje. To ja za pierwszym razem zawaliłam, to ja jestem tą gorszą.

- Fausti? - spytał brunet, patrząc na drogę i co pare sekund zerkając na mnie. - Dlaczego płaczesz? - mówił, kiedy zaczynałam dławić się łzami. - Faustyna, mam zjechać? Co się dzieje? - mówił brunet, zalewając mnie toną pytań. - Faustyna?

- Bartek, przepraszam - mówiłam, przecierając dołem koszulki moje przekrwione oczy. - To przeze mnie straciliśmy tyle cennego czasu na kłótniach, zamiast na budowaniu relacji - mówiłam to, co ślina na język mi przyniesie. - Nie zasługujesz na mnie.

- Ale o czym ty mówisz Faustyna? - mówił mocno zdziwiony chłopak. - To ja bym prędzej pokusił się o stwierdzenie, że nie zasługuje na ciebie. Kocham cię Faustynka. Taką, jaką jesteś. Myślisz, że pokochałabyś inną? - głupio spytał.

- Nie - mówiłam, powoli się uspokajając.

- No właśnie, a wiec skąd te obawy? - zapytał, na co polowałam przecząco głowa. - Przez dzisiejszy sen?

- Chyba tak - pociągnęłam nosem. - Boje się, ze znowu cię stracę. A nie przeżyłabym tego.

- Nie myśl tyle o tym słońce. Po co się zamartwiasz czymś, co nigdy się nie stanie. Ten wyjazd miał być odstresowaniem po całej trasie, a ty zamartwiasz się takimi bzdetami - ciągnął chłopak.

- Przepraszam, że ci go zepsułam - odpowiedziałam zmartwiona.

- Co? - powiedział zdziwiony brunet. - Co zrobiłaś? Niby w którym momencie. Przecież zajebiście było - zapewniał chłopak.

Po jego zapewnieniach się uspokoiłam, a resztę trasy spędzaliśmy rozmawiając o najbliższych planach i o tym, kiedy mniej więcej powiemy reszcie o nas. Już oboje mieliśmy dość ciągłego dopytywania i plotek, a wiec niektóre rzeczy chcieliśmy obalić, a niektóre sprostować. Każdego dnia dziękowałam sobie, że wszechświat mi go zesłał i szczerze nie mam pojęcia, co by było, gdybyśmy nie spróbowali. Kiedy powoli dojeżdżaliśmy do Krakowa, a dzwony kościelne wybijały godzinę siedemnastą, przed naszymi oczami ujrzeliśmy wiele osób ubranych na galowo.

- Aa no tak, jutro zakończenie roku - powiedział natchniony Bartek, po czym dodał - Ty, no ale skoro jutro, to czemu dzisiaj tak chodzą? - zapytał zdziwiony. - Boże, aż mi się przypomniały czasy mojej młodości.

- Brzmisz, jakbyś był naprawdę stary - odparłam. - Pewnie mają dzisiaj wieczorem, aby rodzice mogli uniknąć korków o dziewiątej. Tez tak miałam.

- Ja cię, kiedy chodziłem do szkoły, nigdy bym nie pomyślał, że spotkam tak cudowną kobietę jak ty - słodko powiedział, a jego zdanie wywołało uśmiech na mojej twarzy. - Za to teraz niewyobrażalnym dla mnie jest to, że poznaliśmy się wcześniej - mówił, po czym się roześmiał.

- Co? - powiedziałam zdziwiona.

- No przecież nawet na Genzie poruszaliśmy to, że mieliśmy tych damy znajomych, nasze szkoły były obok siebie, byliśmy na tych samych zawodach sportowych - powiedział, po czym zrobił przerwę ze wzruszenia.

- Aa, o to ci chodzi - mówiłam, wgapiona w Instagram na moim telefonie. - Śpisz dzisiaj u mnie? - nagle zapytałam, po czym spojrzałam na niego.

- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem - powiedział roześmiany, po czym automatycznie wjechaliśmy na zjazd na moją dzielnice. - Myślisz, że to dobry pomysł? - zapytał po chwili namysłu.

- Co? Czemu miałby być to zły pomysł? - zapytałam? - A co, ty tez masz jakieś wątpliwości?

- Skoro napisałaś Wiktorii, że dzisiaj wracasz, to pewnie będzie chciała przyjechać - odparł mądrze brunet.

- Jebać Wike - powiedziałam, śmiejąc się, co wywołało również śmiech u chłopaka. - A tak serio, to sobie będzie dyndać pod drzwiami, look, if I care - odparłam, stosując angielski zwrot. - Niech sobie kogoś znajdzie, czy coś, bo cały czas mi dupę zawraca. Oczywiście nie zrozum mnie źle, kocham ją! - powiedziałam, gdy na twarzy chłopaka wymalowało się zdziwienie. - Ale już mnie to powoli zaczyna wkurwiać.

- No, mnie trochę też, a w szczególności jak chcemy sam na sam spędzić czas, a ona się wwala w nasze życie prywatne.

- No i widzisz, czyli rozumiemy się - odparłam, po słowach chłopaka. - Dobra, już dojeżdżamy - powiedziałam, po czym zaczęłam odpinać się z pasów, a gdy brunet zaczynał wjeżdżać na parking pod moją kamienicą, odparłam - Co do kurwy - powiedziałam, gdy ujrzałam auto Przemka Pro pod moim domem. - To auto Przemka?

- Czekaj, co jest? - odparł chłopak. - No, to chyba Przemka.

Szybko wyłączyłam tryb cichy w iPhone i włączyłam Messenger'a, odpalając konwersacje z Przemkiem. Natomiast długo nie musiałam szukać, bo zobaczyłam, ze chłopak pisał dziś do mnie. „Faustyna, Wiktoria coś tam mi mówiła, że masz rzeczy na jej kanał. Będzie ci przeszkadzać, jak za około godzinkę podjadę?, 16:12, Przemo🤘🏼". Zaczęłam się zastanawiać, czy moje mieszkanie powoli nie przeradza się w magazyn, bo każdy wciąż jeździ do mnie po jakieś maski, ciuchy, graty i bądź co. A wiec szybko zadzwoniłam do zielonowłosego chłopaka i powiedziałam, że zaraz będę na górze.

- Zostań na chwile w aucie, ja szybko dam Przemkowi torbę, i jak będzie odjeżdżał, to dopiero wyjdziesz, okej? - powiedziałam.

- Okej - usłyszałam na odpowiedz, po czym zrealizowaliśmy nasz plan.

Reszta wieczoru miło nam mijała, a nawę zdecydowaliśmy się wybrać nad Wisłę na piknik. Byłam bardzo uradowana, że ten dzień minął mi całkiem pomyślnie, pomimo paru nieporozumień sama ze sobą. Kiedy kładłam się spać, naturalnym było to, że dziękowałam wszechświatowi za takiego mężczyznę, który wieczorami otulał mnie swoimi rękami, a rano przygotowywał mi śniadania. Oraz za to, że poprostu był.

enough love for both of us Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz