Rozdział 3 - Archie

2 2 0
                                    

Opieram się o ścianę, próbując odgadnąć, ile czasu już minęło, odkąd do środka weszły służące. Kobiety zawsze ubierają się tak długo czy to tylko domena Kapłanek?

Dziś jest ich pierwsze przyjęcie herbaciane i spóźnienie nie będzie dobrze widziane. Z drugiej strony, kto może być o to zły? Tylko inne Kapłanki, bo Strzelcy nie mają w tej sprawie nic do powiedzenia – oprócz plotek w kuluarach.

Pukam do drzwi z cichym westchnieniem.

– Pani, spóźnimy się.

– To nie moja wina, trzeba było dać mi spać – odpowiada poirytowanym tonem.

Krzyżuję ręce, opierając się o ścianę i rozglądam się dookoła. Przez swój ogólny minimalizm ta świątynia mogłaby przypominać bunkier. Na cały dwupiętrowy budynek przypadają może trzy obrazy na ścianach. Lamp zasilanych prądem jest niewiele, więc w ciągu nocy najlepiej przemieszczać się po korytarzach ze świecą. Pokój, w którym przyszło mi mieszkać, ma okno od strony lasu, więc wczesnym wieczorem można odnieść wrażenie, że jest już środek nocy. Całe piętro z pomieszczeniami mieszkalnymi jest bardziej zaniedbane niż parter pełen kamiennych posągów mniejszych i większych bóstw. Jeszcze do niedawna lud mógł przychodzić tam i modlić się do różnych patronów, jednak od kiedy wprowadziła się tu Kapłanka, nikt nieupoważniony nie może przekroczyć bramy.

Gdybym wciąż był Cesarskim Strzelcem, nie musiałbym przebywać w tak archaicznym miejscu ani kłócić się z rozpieszczoną arystokratką. Moje wysiłki byłyby doceniane i nagradzane. Nie musiałbym pisać listów do siostry z pytaniem, czy wszystko u niej w porządku, i prosić przyjaciela, żeby nad nią czuwał. Nie budziłbym się z koszmarów, w których spotykam duchy przeszłości.

– Możemy iść.

Patrzę na właścicielkę beznamiętnego tonu i już rozumiem, dlaczego to wszystko tyle trwało. Kilka warstw błękitno-granatowych szat przewiązano szerokim pasem. W jej włosy wpleciono świeże, niebieskie kwiaty, a skórę pomalowano srebrną farbą, tworząc konstelacje. Podążam wzrokiem od jednej gwiazdy do drugiej, a kiedy docieram ich szlakiem do szyi Kapłanki, zauważam jej uniesione brwi. Reflektuję się w sekundę. Kłaniam się głęboko, po czym wskazuję drogę do wyjścia.

– Transport już czeka, pani – oznajmiam, czując na sobie jej wzrok. Zabiera od służącej płaszcz i nakrywa nim ramiona.

– Zdaje się, że musisz powtórzyć zasady dotyczące manier względem Kapłanki. – Kieruje te słowa do mnie i nie rusza się z miejsca, czekając na odpowiedź. Zaciskam powieki, wykonując kolejny ukłon.

– Tak zrobię, pani.

Gdy wreszcie odchodzi w stronę wyjścia, wypuszczam wstrzymywane powietrze.

Mogę nie lubić tej dziewczyny, ale prawda jest taka, że wciąż muszę przestrzegać wielu ustaleń obowiązujących Strzelców względem Kapłanek. To idiotyczne zasady, które musiałem przyswoić jeszcze podczas nauki.

„Kapłanki należy otaczać szczególną ochroną, szacunkiem i czcią, ponieważ są wysłanniczkami niebios. Ich powinnością jest wsparcie i ochrona przyszłości Cesarza oraz całego Cesarstwa Duluna. Niedopuszczalne są natarczywe spojrzenia, gesty, nieodpowiednie komentarze dotyczące osoby Kapłanki oraz jej postanowień. Surowo zabrania się naciskania na poznanie własnej przyszłości, jeśli nie spełnia się warunków obowiązujących innych obywateli. Próba pogłębienia relacji z Kapłanką zostanie uznana za chęć zdobycia osobistych korzyści i spotka się z natychmiastową karą".

Tak brzmi sam wstęp. Całość ma jakieś dwadzieścia stron, które aż krzyczą, czego ci nie wolno. Do tego dołączony jest dwustronicowy wykaz dla Kapłanek o prawach Strzelców. Co za niesprawiedliwość. Denerwujące jest też to, że nie mogę także zapytać o jej prawdziwe imię. Bez tego moje wewnętrzne narzekanie na nią jest mało wyraziste, bo tak naprawdę dotyczy jej niebiańskiej duszy. W tym przypadku trudno stwierdzić czy dusza i ciało mają taki sam charakter, i na kogo w tej sprawie mam się denerwować.

Dołączam do niebiesko-srebrnej lektyki, w której usiadła już Kapłanka. Ta niesiona przez tragarzy skrzynia, złożona z drogiego, rzeźbionego drewna, osłonięta jest z każdej strony zwiewnym materiałem. Wszystko po to, aby zwykli mieszkańcy nie mogli zobaczyć twarzy dziewczyny.

Idziemy ulicami miasta, gdzie już zgromadziły się tłumy ludzi. Szeptają między sobą i wzdychają. Są też tacy, którzy pozdrawiają Kapłankę ukłonami. Niektóre dziewczyny uśmiechają się, kiedy nawiązuję z nimi kontakt wzrokowy, więc odpowiadam tym samym, a gdy napotkam znajomą twarz, pozdrawiamy się skinieniem głowy.

Droga mija bardzo szybko, jako że miasto jest pełne przecinających się uliczek, które pozwalają sprawnie dotrzeć do każdego jego zakątka. Wchodzimy na teren Domu Herbacianego otoczonego przez drzewa brzoskwiniowe – to on od lat służy przyjmowaniu tylko i wyłącznie Kapłanek. Obecnych, a także tych, które ze względu na wiek oraz nadejście nowych wizjonerek zakończyły swoją służbę dla Cesarza i wiodą normalne życie, wciąż posiadając zdolność widzenia przyszłości. To mały budynek zbity z jasnego drewna. Liczy zaledwie dwa piętra, jednak jest idealny do comiesięcznych spotkań Kapłanek. Wysiadają z lektyk w specjalnym przedsionku w ogrodzie – dzięki temu nikt z zewnątrz ich nie zobaczy.

Witam się ze Strzelcem, który do niedawna był moim podopiecznym, po czym z przyzwyczajenia wyciągam rękę do Kapłanki, żeby pomóc jej wysiąść. W pałacu często zdarzało mi się wykonywać ten gest, szczególnie gdy witano delegacje. Zauważam swój błąd, dopiero kiedy dziewczyna chrząka.

– Wolałabym jeszcze nie posyłać cię do więzienia – mruczy, wstając, i kieruje się w stronę głównej sali. Zrównuje się z nią druga Kapłanka, a my – Strzelcy – podążamy za nimi.

– Kapitanie, pan tak specjalnie? – pyta szeptem Jeremy, a ja tylko śmieję się pod nosem.

– Wiesz, że od teraz możesz mi mówić po imieniu? Pełnimy tę samą funkcję. – Powstrzymuję się od komentarza dotyczącego tego, co przed chwilą zrobiłem. Większość kobiet uznałaby to za bycie dżentelmenem, tymczasem zostałem sklasyfikowany jako człowiek nieznający zasad.

– Nawet bym nie śmiał.

– Miło z twojej strony.

Stajemy przed drzwiami pokoju, w którym już czekają inne Kapłanki. Właściciel Domu Herbacianego wita je wszystkie i oznajmia, że zaraz zjawią się służące, które podadzą półmiski do obmycia dłoni i ust, a także lekki posiłek. Zamyka drewniane, przesuwne drzwi, kłaniając się służebnie. Zwraca się do nas z wiklinowym koszykiem w ręce.

– Proszę panów o oddanie broni.

Jeden z młodszych Strzelców, którego nie kojarzę, otwiera szeroko oczy i aż cofa się o krok. Opiera dłoń na pistolecie, jakby chciał go ochronić przed starszym mężczyzną.

– Jak mamy chronić Kapłanki, skoro zabierzesz nam broń? Weźmiesz na siebie odpowiedzialność, jeśli coś im się stanie?

Właściciel unosi brew i patrzy po nas zdezorientowany.

– Ktoś chyba nie uczył się zbyt pilnie – mruczy Jeremy, oddając pistolet. Ja także to robię i opieram ręce na biodrach.

– Mamy obowiązek oddać broń, gdy przebywamy w jakimkolwiek Domu Herbacianym. Poza tym nikt nie nauczył cię walki wręcz, że aż tak obawiasz się o bezpieczeństwo Kapłanek? – mówię, kiwając głową w stronę koszyka. Dopiero po tych słowach chłopak decyduje się oddać swój pistolet.

Opieram się o ścianę, krzyżując ręce.

Chyba muszę powiedzieć komuś w kadrze szkoleniowej, żeby zwrócili większą uwagę na to, kogo dopuszczają do pełnienia służby.

Dziecko KsiężycaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz