Część 22 - Amaris

3 1 0
                                    

Bar jest zatłoczony, więc musimy się przeciskać między ludźmi a dziwnymi, dużymi ozdobami w postaci różnorakich posągów i stojaków. Wyglądają, jakby zwieziono je z różnych zakątków świata, jednak nikt nie zadbał o to, żeby pasowały do siebie nawzajem.

Archie prowadzi mnie, osłaniając ramieniem przed przypadkowymi potrąceniami łokciami. Ustawione na każdym stoliku świeczki dają słabe, drgające światło, więc wspomaga je centralny żyrandol. Słychać też jazzową muzykę, najpewniej odtwarzaną z płyty winylowej.

Siadamy przy stoliku w rogu sali, bo większość klientów tłoczy się przy barze. Rozmawiają między sobą, w parach i grupach, a czasem nawet wciągają w swoje dyskusje barmanów. Mężczyźni zarówno w eleganckich, jak i wysłużonych koszulach, kobiety w prostych sukienkach lub przydługich spodniach. Nie ma między nimi barier.

Ten widok sprawia, że zaczynam się zastanawiać, co to za miejsce. Czy naprawdę w zwykłym miejskim barze ludzie potrafią być ponad podziałami? Nie ma dla nich znaczenia, kto jest urzędnikiem pałacu, a kto od wielu pokoleń pracuje w polu lub komuś podlega?

– Pójdę zamówić. – Oferuje się Archie, wyrywając mnie z myśli. – Na co masz ochotę?

Rozsądek krzyczy, że lepiej być czujnym niż martwym, jednak dziś mam ochotę pozwolić sobie na coś więcej niż wodę. Jestem w dobrych rękach, więc nic złego mi się nie stanie.

Już po chwili wychylam pierwszy kieliszek białego wina, a Archie pociąga łyk soku pomarańczowego. Przygląda mi się, nie ukrywając uśmiechu. Odwzajemniam gest i opieram łokcie o stół, pochylając się lekko w jego stronę.

– Dziękuję za dziś. Potrzebowałam tego.

– Nie ma za co. – Rozpiera się na krześle, nie odrywając ode mnie wzroku. – Chciałbym, żebyś mówiła mi więcej o tym, w co się pakujesz, ale zdaję sobie sprawę, że to wrażliwy temat. Jednak jestem tu dla ciebie. Chcę ci pomóc w sposób, jaki uznasz za stosowny.

Zatrzymuję kieliszek w połowie drogi do ust. Przez moment obserwuję alkohol odbijający się od szklanych ścianek.

Nie chcę, żeby z mojego powodu Archie znalazł się w niebezpieczeństwie. Mogę się nie zgodzić, ale jeśli będzie mu zależeć, znajdzie sposób na działanie za moimi plecami, a wtedy stracę nad wszystkim kontrolę.

– W porządku – mówię powoli – ale ty też musisz zacząć być ze mną szczery.

To ultimatum powoduje, że waha się przez krótką chwilę.

– Zgoda. – Obserwuje mijających nasz stolik ludzi i wraca pełnym powagi wzrokiem do mnie. – Chcę wziąć z tobą ślub.

Kieliszek niemal wypada mi z dłoni. Robi mi się gorąco, a koniuszki uszu z pewnością są już całe czerwone. Patrzę na Archiego szeroko otwartymi oczyma. Chcę się zaśmiać i obrócić to w żart, ale jego spojrzenie mówi mi, że nie powinnam.

– Ślub? – Niemal krztuszę się tym słowem.

Gdy zaręczono nas ze sobą, byliśmy tylko dziećmi. Kochałam go na swój sposób i wyobrażałam sobie nasze wspólne życie, ale teraz... Jak ono miałoby wyglądać? Wciąż nie znamy się zbyt dobrze. Jestem buntowniczką i, co gorsze, Kapłanką, która w każdej chwili może zginąć za zdradę stanu, a on Cesarskim Strzelcem, który już dawno powinien był mnie wydać.

– Czy w ten sposób twoja tożsamość nie będzie bezpieczna? – Kiedy unoszę brew, dodaje: – Słyszałem, że żona Brennana wyjechała i nie ma zamiaru wrócić zbyt prędko.

Przygryzam wargę, bo ma rację. Cato wmówił bratu, że Laura postanowiła poświęcić się teatrowi, więc tożsamość pani Ratree już dla mnie nie istnieje. Jednak skąd Archie o tym wie?

Dziecko KsiężycaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz