Rozdział 9 - Archie

2 1 0
                                    

Dzisiejszy dzień upływa dość spokojnie, choć martwi mnie liczba spacerów po ogrodzie, których było już osiem. Nawet kiedy zaczęło padać, musiałem chodzić za Kapłanką z parasolem. Albo jest coś, co musi przemyśleć, albo roznosi ją energia. Mój dziadek zawsze mówił, że aby rozwiać wątpliwości dotyczące czyjegoś zachowania, wystarczy zapytać. Tyle że cisza, która towarzyszy nam podczas jej ćwiczeń kaligrafii jest dziwnie nabożna i chyba nie jestem osobą uprawnioną do jej przerwania.

Siedząc w rogu pokoju, obserwuję, jak delikatnie kreśli na dużym papierze smukłe litery. Ostrożnie obraca nadgarstek, żeby je zaokrąglić, a drugą ręką przytrzymuje długi rękaw szaty. Każdy ruch jest pełen skupienia. Śledząc pociągnięcia pędzla, zauważam, że kończy pisać moje imię. Ostrożnie podnosi końcówkę włosia, żeby nie rozlać tuszu i patrzy na mnie.

– Gdy emerytowane Kapłanki przygotowywały mnie do mojej roli, musiałam nauczyć się znaczenia wielu imion. Niektórzy wierzą, że to, co mówi o kimś imię, odbija się w jego przyszłości. Mamy więc obowiązek wiedzieć, co oznaczają. – Wraca spojrzeniem do kartki. – Prawdziwa odwaga. To znaczy twoje.

Chcę zapytać, jakie jest znaczenie jej, ale chyba to wyczuwa, bo kręci głową z uśmiechem. Dziś wydaje się mieć dobry humor.

– Jaką mam gwarancję, że jeśli zdradzę ci znaczenie mojego imienia, to go nie odgadniesz?

Krzyżuję ręce i opieram się o ścianę.

Księgi ze znaczeniami imion są ukryte przed niepożądanymi osobami w pałacowej bibliotece i nawet ja nie mam do nich dostępu. Kapłankom wolno je czytać, ale w odosobnionych pokojach przygotowanych specjalnie w tym celu i dopiero po okazaniu prawej ręki Umo. Można powiedzieć, że tajemnica znaczeń imion jest strzeżona pilniej niż dzienniki spisywane przez Historyków.

Znów zalega cisza, a ona wygląda za okno i obserwuje deszcz. Niebo powoli ciemnieje, więc płomienie świec coraz mocniej oświetlają jej twarz. W codziennych, jednolitych szatach wygląda jak zwyczajna dziewczyna, a nie żadna obdarzona boską umiejętnością istota. Na pierwszy rzut oka, nie ma w niej niczego nadzwyczajnego. Nic, oprócz zdeterminowanego, ognistego spojrzenia.

Nagle podnosi się z podłogi i patrzy na mnie elektryzującym wzrokiem, od którego delikatny dreszcz biegnie mi po plecach.

– Zdradzę ci znaczenie mojego imienia, jeśli zabierzesz mnie na spacer. Tam. – Wskazuje przez okno i dodaje po chwili: – Za bramę.

– Pani, co to za pomysł? – Unoszę brew, patrząc, jak obchodzi dookoła niski stolik. – Przecież znasz zasady.

– A ty moje podejście do zasad – zaznacza wymownie. – Niedługo mam urodziny, więc zrób mi tę przyjemność chociaż raz. – Uśmiecha się i składa razem ręce jak do modlitwy. Kręcę głową, ale to jej nie zniechęca. Powtarza prośbę kilka razy, a ja zaczynam się zastanawiać, w którym momencie mojej kariery zgodziłem się na niańczenie dziecinnej dziewczyny.

– Jak chcesz. Zrobimy to po mojemu – mówi nagle i sięga do paska materiału, który oplata ciasno jej talię. Otwieram szeroko oczy i sam aż wstaję, gdy rozwiązuje go kilkoma pociągnięciami. Ściąga przez głowę pierwszą warstwę materiału i rzuca na ziemię.

– Pani, co robisz? – Drżącymi rękami zbieram części jej garderoby z podłogi. – Chcesz, żebym stracił stanowisko? Są na to bardziej taktowne sposoby.

Kapłanka śmieje się, ściągając materiał wyhaftowany gwiazdami ze srebrnej nici. Rzuca go w przeciwległy koniec pokoju, żebym nie był w stanie go złapać.

– Pani, proszę, dość – mówię, bo z moich obliczeń wynika, że zostały jeszcze dwie warstwy. Przechodzę przez pokój, żeby podnieść pozostały materiał, a kiedy się obracam, nie mogę uwierzyć własnym oczom. Drzwi wejściowe zostały otwarte na oścież. Uciekła.

A mogłem posłuchać dobrych rad mamy i zostać portrecistą. Moje nerwy byłyby zdrowsze.

Wyglądam przez okno i widzę, jak Astra przebiega przez podwórko, w kierunku bocznego wyjścia. Zauważa mnie i macha ręką, jakby zachęcała do dołączenia. Rzucam na ziemię wszystko, co trzymam, i zrywam się za nią biegiem.

Chyba za dużo oczekiwałem, myśląc, że ten dzień może być spokojny.

Kiedy tylko wychodzę za bramę, zwalniam kroku, żeby nie wyglądać podejrzanie. Śledzę jej błękitną szatę, która przez swoją prostotę znika co jakiś czas w tłumie podobnie ubranych ludzi. Nie chcę, żeby ta scena wyglądała jak pościg, więc próbuję udawać, że mnie to bawi.

Prawda jest taka, że wcale nie jest mi do śmiechu. Gdyby o wszystkim dowiedział się chociażby Gospodarz świątyni, z łatwością mógłby złożyć podanie o moje zwolnienie. To byłaby zdecydowanie najlżejsza kara. Po to ukrywa się Kapłanki i zasłania ich twarze, żeby w późniejszym czasie, gdy przejdą na emeryturę, nie zostały zaatakowane w odwecie za wizje. Ponad dekadę temu Cesarz Atakan Alastor ustanowił ten nakaz, aby wszystkie te dziewczyny mogły wieść normalne życie po zakończeniu służby. Jednak, jak widać, Astra niekoniecznie czymkolwiek się przejmuje.

Dziewczyna przeskakuje ponad kałużami z szerokim uśmiechem. Ludzie spoglądają na nią, a potem na mnie. Rośnie we mnie obawa, że któryś z wieczornych przechodniów ją rozpozna, ale to niedorzeczne. Niewiele osób wie, jak wygląda Kapłanka czytająca z gwiazd.

Przystaję na moment, bo zniknęła z mojego pola widzenia. Nagle dociera do mnie czyjś śmiech. Należy do starszej kwiaciarki, która składa swój stragan z powodu deszczu. Wskazuje ruchem głowy w kierunku prawej alejki.

– Chłopcze, na co czekasz? Biegnij za tą panienką, bo jeszcze całkiem ci ucieknie albo ktoś ci ją zabierze.

W pierwszym odruchu chcę zaprzeczyć wszystkiemu, ale ostatecznie tylko przytakuję. Uważam, żeby tym razem nie zgubić jej w tłumie. Przepraszam ludzi w biegu, gdy na kogoś wpadnę. Pada coraz mocniej, a to niczego mi nie ułatwia. W końcu znów muszę się zatrzymać i rozejrzeć. Przechodzi mnie zimny dreszcz, kiedy zdaję sobie sprawę, że tym razem naprawdę nie mam pojęcia, gdzie ona jest.

Dziecko KsiężycaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz