Część 26 - Amaris

4 0 0
                                    

Siedzę na łóżku, obracając obrączkę w palcach, a to pomaga mi się skupić. W ciągu ostatnich dni miało miejsce wiele niepokojących wydarzeń. Myśl o bezczynnym czekaniu na wypuszczenie Konrada doprowadza mnie do szału. Jeśli jego nieobecność potrwa zbyt długo, kto wie, co się stanie z naszymi planami. Do tego wynajęci mordercy... oznacza to, że coraz więcej osób zaczyna się nami interesować, jednak niekoniecznie w sposób, na jakim nam zależy. Masowe aresztowania, odkrywanie nazwisk i jeszcze sprawa Ansela. Jakim prawem od tak go stąd zabrano? Ze świątyni! Tu nie wolno wejść byle komu, pod byle jakim pretekstem. Jakie były względem niego podejrzenia? Czy mam się spodziewać, że przyjdą też po Archiego?

Zbyt dużo niewiadomych, a za mało odpowiedzi. Może jeśli znów spróbowałabym odczytać wizję dla samej siebie, coś bym w niej znalazła. Ostatnia trafnie pokazała mi ogień i wodę, więc może tym razem także byłaby wiarygodna.

Rozlega się pukanie do drzwi, na które aż się wzdrygam. Podchodzę i ostrożnie je uchylam, żeby zobaczyć, kto przyszedł. Moje serce na ułamek sekundy się zatrzymuje.

Archie ma potargane włosy, dużo bardziej niż zazwyczaj. Koszula jest podarta w kilku miejscach, a ramiona i okolice nadgarstków są brudne od czegoś czerwonego. Dłonie chowa w kieszeniach.

Łapię go za łokieć i wciągam do środka.

– Czyja to krew? – pytam ze zmarszczonymi brwiami. Silę się na spokój i logiczne myślenie, choć od adrenaliny zaczyna szumieć w uszach.

– Miło, że pytasz, czy wszystko w porządku, ale mogło to zabrzmieć czulej. – Posyła mi słaby uśmiech.

– Nie mamy czasu na czułości. Jeśli tu zostaniesz, to nie ja będę miała kłopoty.

– Ale to ty mnie tu wciągnęłaś, więc gdzie sprawiedliwość?

Przeczesuję dłonią włosy. Przygryzam wargę i jeszcze raz mu się przyglądam, kiedy siada na łóżku. Próbuję ocenić jego stan, ale w końcu się poddaję i pytam:

– Jesteś ranny?

– Ja? Ranny? – Śmieje się, zdejmując marynarkę.

Strach ściska mi gardło, kiedy widzę czerwoną plamę na jego barku. Ledwo zauważalnie rozrasta się po materiale białej koszuli, co znaczy, że rana wciąż krwawi.

– Czasem mi się zdarzy. – Krzywi się, przyciskając dłoń do barku.

Kucam przy nim, starając się złapać kontakt wzrokowy. Kładę rękę na jego dłoni, żeby pomóc mu tamować krwawienie. Kiedy odrobina czerwieni brudzi mi palce, panika przyspiesza mój oddech. Choć to nie pierwszy raz, kiedy mam kontakt z krwią, tym razem jest inaczej. To z NIEGO ucieka życie.

– Postrzelili cię? – Zaciskam usta, gdy potwierdza, a po chwili znów się odzywam. – Kula przeszła na wylot?

Zaprzecza. Dopiero teraz zauważam, że jego skóra błyszczy od potu, a spojrzenie z każdą chwilą staje się coraz mniej przytomne.

Podchodzę do komody i przerzucam w niej ubrania, aż znajduję pas materiału. Wracam do Archiego i zawiązuję tkaninę tak, żeby tamowała utratę krwi. Podbiegam do drzwi. Wychylam się na korytarz. Kiedy stwierdzam, że jest pusty, pomagam chłopakowi wstać. Opieram sobie na barkach jego zdrowe ramię. Archie stara się dotrzymać mi kroku, ale to dla niego coraz trudniejsze.

– Dobrze, że mu to powiedziałem – mruczy z cichym śmiechem.

– Zaczekaj z opowieściami, aż twój stan będzie stabilny. – Upominam go, jednak to na nic.

– Moim życzeniem było zjedzenie z tobą ciastek ryżowych, więc nie mogłem dać się zabić.

Napięcie ściska mi gardło i serce. Źle zrobiłam. Nie powinnam była wpuszczać go do mojego świata ani pozwolić, żeby aż tak się zaangażował. Shahnaz zaczęła się nim interesować, a to nie wróży niczego dobrego.

Dziecko KsiężycaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz