Część 25 - Archie

2 0 0
                                    

Zaczynam dzień od spaceru z Cesarzem po ogrodzie. Wszystkie rośliny kwitną w tym roku o wiele lepiej niż w ubiegłym, wypełniając przestrzeń słodkimi zapachami. Jednak nie to zawraca myśli Teivela. Po każdym zebraniu Wielkiej i Małej Rady jego niepokój i nerwowość tylko się wzmagają. Nie potrafi zapanować nad piętrzącymi się problemami. Za każdym razem powtarza, że to jego żona zaczyna popadać w paranoję, ale myślę, że dotrzymują sobie w tym kroku. Nie mogę pozbyć się wrażenia, że jego starszy brat lepiej udźwignąłby wszystkie obowiązki – gdyby tylko wciąż żył...

– Jak widać, Shahnaz upatrywała problemu tam, gdzie go nie ma. – Wzdycha, gdy kończę raportować najnowsze poczynania Kapłanki. Rzecz jasna, tylko te oficjalne.

Zadałem sobie ostatnio pytanie, dlaczego właściwie to robię, a odpowiedź nasunęła się bardzo szybko. Mam dość obawiania się Teivela i poczucia, że trzyma mój los w swoich rękach. Mimo że doszedłem do tego wniosku, jeszcze nie wpadłem na to, jak od niego uciec.

Idę za Cesarzem, słuchając jego narzekania na ostatnie spory z urzędnikami, kiedy kątem oka dostrzegam smukłą postać zmierzającą w naszą stronę. Zatrzymuję się z rękami splecionymi za plecami, jednak w razie konieczności gotowy jestem sięgnąć po broń. Rozluźniam się odrobinę, gdy rozpoznaję w nadciągającej postaci Inspektora Generalnego Straży Miejskiej. Mężczyzna zatrzymuje się kilka kroków od nas, próbując odzyskać oddech.

– Wasza Cesarska Mość. – Kłania się nisko i wyciąga rękę z poskładanym, zadrukowanym gęsto papierem. – To...

Cesarz wyrywa mu znalezisko, ale nie muszę się nachylać, żeby wiedzieć, co to. Kojarzę te czcionki i układ kolumn, bo w drodze do pałacu mijam wiele miejskich tablic z ogłoszeniami. Po chwili dostrzegam napis: „Dziennik Cesarskich Przewinień", co nie pozostawia wątpliwości.

Cesarz uśmiecha się kącikiem ust, lustrując tekst. Jego ręka drży ledwo zauważalnie.

– Inspektorze – mówi, wciąż patrząc na krzywy, tani druk.

– Tak, Wasza Cesarska Mość? – Mężczyzna prostuje się jak struna, gotowy na każde słowo, jakie padnie z ust władcy.

– Zorganizuj spotkanie z przedstawicielem buntowników. – Cesarz mnie kartkę i rzuca ją w stronę mężczyzny, który w szoku ledwo ją łapie. – Ty, Archie, będziesz przewodził kordonowi Strzelców do ochrony, który sam wybierzesz. Kiedy Inspektor wszystko zaaranżuje, przekażę ci szczegóły. – Rusza przed siebie w kierunku pałacu.

Inspektor posyła mi zagubione spojrzenie, ale ja odpowiadam mu tym samym.

Nawet w najśmielszych snach nie wyobrażałem sobie, że Cesarz zdecyduje się układać z buntownikami. Choć może wcale nie to chodzi mu po głowie i postanowił powybijać ich podczas spotkania.

Niezależnie od celów Teivela przekażę wszystko Amaris, ale zanim wrócę do świątyni, muszę odwiedzić jeszcze jedno miejsce.

*

Stoję nad grobem z rękami w kieszeniach i przypatruję się napisom.

„Darnell Earl. Boska Umo, miej go w swojej opiece".

Czasami mam ochotę zapytać Amaris, co oznacza jego imię. Wtedy wiedziałbym, czy żył zgodnie z nim i czy to ono było powodem jego losu.

Chłodny wiatr wieje mi w twarz, ale nie odwracam się w drugą stronę. Mimo, że deszcz się nasila, wciąż stoję w miejscu, czekając.

Pamiętam, jak Darnell powiedział mi, że nie ma rodziny, a to dlatego, że wszyscy się go wyparli. Najważniejszą osobą w jego życiu była najmłodsza siostra. Często chorowała, więc wysyłał jej większą część pieniędzy, bo bez tego by nie przeżyła. Dziewczynka prawie w ogóle nie widziała, jednak rozpoznawała odgłos kroków Darnella. Kiedyś mi ją przedstawił. Przesunęła dłońmi po mojej twarzy i stwierdziła z uśmiechem, że jestem dobrym człowiekiem. Wtedy z pewnością nim nie byłem.

Dziecko KsiężycaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz