Patrzę na nią, opierając się o murek. Zniknęła na moment z jedną z Kapłanek, a teraz siedzi zgarbiona, wbija tępe spojrzenie w trawę i skubie ją, wręcz wyrywa agresywnie, raz za razem
Podchodzę bliżej i staję nad Amaris tak, żeby padał na nią mój cień. Podnosi głowę. Jej napięta twarz szybko się rozluźnia, a nawet pojawia się na niej uśmiech. Mnie jednak nie oszuka. Coś w jej spojrzeniu jest aż nad wyraz znajome.
– Wszystko w porządku, pani? – pytam łagodnie, splatając ręce z tyłu, żeby wyglądać jak najbardziej profesjonalnie. Dziewczyna patrzy przed siebie na inne Kapłanki i dziedziniec pokryty kolorowymi plamami. Z westchnieniem podnosi rękę do włosów, jednak gwałtownie ją zatrzymuje. Oplata kolana ramionami, żeby zająć czymś dłonie.
– Jak myślisz, długo można chować urazę?
– To zależy od przewinienia.
– A jeśli chodzi o czyjeś życie? To chyba właściwe pragnąć zadośćuczynienia.
Nasze spojrzenia znów się spotykają. Amaris bawi się materiałem szaty i zaciska usta. Jej wzrok jest pełen żalu zmieszanego ze złością.
Wzdycham krótko, mając nadzieję, że jednak mylę się w swoich podejrzeniach.
– Zemsta, o której mówisz, nigdy nie jest i nie będzie właściwa. Zwłaszcza jeśli stawką jest czyjeś życie.
Chciałbym, żeby zaprzeczyła wszystkiemu. Zaśmiała się i powiedziała, że nie o to chodzi, po prostu ktoś zjadł jej ostatni kawałek ciasta. Jednak dziewczyna podrywa się z ziemi, patrząc na mnie, jakbym w jakiś sposób ją zdradził. Coś mi mówi, że jej pytanie nie dotyczy takiej błahostki, jak słodycze.
– Nieważne, zapomnij o tym – warczy, otrzepując szatę. – Idę się przebrać, więc mnie nie szukaj.
Kłaniam się lekko, obserwując, jak przechodzi przez dziedziniec w stronę Domu Herbacianego.
Nie mogłem powiedzieć tego, co chciała usłyszeć. Nie, skoro sam uważałem się za kogoś, kto może wymierzać sprawiedliwość. Kiedy ginie człowiek, nawet jeśli uważamy go za wroga, wcale nie stajemy się bohaterami. Tak czy inaczej dostajemy łatkę mordercy.
Nie życzę takiego losu nikomu, a już na pewno nie Amaris.
*
Ubieram na siebie czarny strój, który przewiązuję niebieskim pasem. Zakładam rękawiczki bez palców i kilka razy poprawiam ich zapięcie. Ansel robi to samo, upewniając się, że przylegają dobrze do dłoni.
Staram się nie analizować słów i spojrzenia Amaris – muszę się skoncentrować, jednak pozbycie się myśli o niej przynosi odwrotny skutek. Zawiązując na głowie granatową przepaskę, przyglądam się odbiciu w lustrze i bliźnie na lewym policzku.
Ignoruję deszcz zalewający mi oczy. Spluwam na ziemię, kiedy czuję w ustach posmak krwi. Szumi mi w uszach, ale nie czuję bólu. Niczego już nie czuję.
Podchodzę do chłopaka zwijającego się na chodniku. Przykucam tuż obok niego. Podnoszę go za przemoknięte ubranie i przypieram do ściany budynku.
– Postrzeliłeś mnie, żebym nie mógł uciec? – Śmieje się Kage, pokazując zabarwione na czerwono zęby. Uderzam go kolejny raz. Nie przestaje się śmiać, więc pozwalam sobie na jeszcze kilka ciosów. Kiedy upragniona cisza nastaje, wyjmuję broń zza paska.
– Nie. Masz poczuć, jak on cierpiał. – Odbezpieczam pistolet, czekając, aż ten dźwięk ucichnie w moich uszach. – A potem zdechnąć.
Nagle chłopak wyciąga scyzoryk i wyrzuca ręce do góry. Ostrze rozcina skórę na mojej twarzy. Zataczam się, przykładając dłoń do policzka. Spoglądam na palce pokryte czerwoną mazią. Niemal tracę oddech, kiedy nawiedzają mnie słowa Darnella: „Nie miej już więcej krwi na rękach".
CZYTASZ
Dziecko Księżyca
FantasyKapłanka i Strzelec - dwie dusze połączone przez los, rozdzielone przez zemstę. Amaris Waltz, posiada niezwykły dar czytania przyszłości z gwiazd. Wiele lat temu obiecała swoje serce Archiemu Orrowowi, dawnemu przyjacielowi. Wszystko zmieniło się, k...