Część 12 - Amaris

4 1 0
                                    

– Udawałaś, że masz bóle głowy z powodu wizji, a teraz naprawdę cię dopadły? – Lucy pociera twarz i wzdycha. – Zemdlałaś, bo odczytałaś ich zbyt wiele, to nie jest jakiś tam ból głowy!

– Więc będę wiarygodniejsza, nie sądzisz? – Śmieję się, ale jej to nie bawi. Ściskam w rękach kartkę, którą przyniósł mi posłaniec. Zamykam na chwilę oczy i łapię przyjaciółkę za rękaw kitla. Muszę dać sobie chwilę na wzięcie oddechu, który choć trochę ukoi ból.

– Proszę, zajmij Strzelców czymś. Jeśli ci się podoba, możesz wymyślić najbardziej żenującą przypadłość, ale muszę zniknąć na jakąś godzinę.

– Szef cię wzywa?

Macham ręką, żeby rozluźnić atmosferę.

– On co najwyżej może mnie łaskawie poprosić o przyjście, ale tak. Pisał, że to pilne, a sama wiesz, że ostatnio wszystkie te ważne sprawy się nawarstwiają. – Składam dłonie jak do modlitwy. – Proszę. Tylko ty jesteś w stanie ukryć, że zniknęłam.

Lucy unosi lekko brodę, bacznie mnie obserwując. Wiem po jej spojrzeniu, że zmieniła tryb z konspiracyjnego na medyczny.

– Nie powinnaś iść. Wciąż jesteś osłabiona...

– Dobrze wiesz, że w naszej sytuacji to żadna wymówka.

Te słowa zamykają jej usta. Zaciska szczękę, a chwilę później przygryza policzek od wewnątrz. Przez chwilę odnoszę wrażenie, że się nie zgodzi, ale wywraca oczami i znów wzdycha, jakbym była jej życiowym utrapieniem.

– Idź. Masz dokładnie sześćdziesiąt minut i to z zegarkiem w ręku. Mówię to jako przyjaciółka. Jako lekarka przypięłabym cię do łóżka.

– Jesteś kochana. – Ściskam ją, po czym w ekspresowym tempie przebieram się w ubrania, które nie będą rzucać się w oczy, i zapinam na nadgarstku drobną bransoletkę z zielonymi kamieniami. – Będę na czas. Uważaj na nich.

*

Wpadam do naszej kryjówki, gdzie już czeka Konrad. Rzadko spotykamy się w dużych grupach. Każdy widzi się tylko z osobami, które są niezbędne do realizacji danego zadania. Wiemy tyle, ile musimy, nic więcej. Powód jest prosty – w razie aresztowania, gdyby ktoś puścił parę z ust, zdradzi tylko niewielką część planu.

Kuzyn podsuwa mi plik kartek. Przeglądam je w pośpiechu, zapamiętując najistotniejsze informacje. Zatrzymuję wzrok na dłużej przy niewyraźnym zdjęciu zrobionym ze sporej odległości. Rysy twarzy pokrytej siwą brodą są kanciaste, a mundur opina się na brzuchu mężczyzny bardziej niż na innych częściach ciała. W dłoni trzyma ciemny przedmiot przypominający fajkę.

– Ten mężczyzna jest dowodzącym straży w porcie. Potrzebujemy jego kluczy do bram, żeby móc przeprowadzić przejęcie dostawy.

– Czyli broń będzie tu już niedługo? – Unoszę spojrzenie znad zapisków, a Konrad przytakuje.

Wreszcie. Broń oznacza większe bezpieczeństwo podczas wykonywania zadań. Ograniczamy się do unieszkodliwiania ewentualnych przeszkód i nie ukrywam, że łatwiej zrobić to z pomocą choćby małego pistoletu niż gołych pięści. Minusem jest to, że postrzelona przeszkoda często uchodzi z życiem, a jeśli jest nią zdrajca, wtedy wrażliwe informacje mogą trafić w niepowołane ręce. Są też plusy – unikamy łatki morderców, co w kwestii poparcia społecznego jest dość istotne.

– Zawsze ma klucze przy sobie. Pójdziesz na Bal Marynarzy z Lamarem i mu je zabierzesz. – Kiwam głową na znak, że zrozumiałam, a wtedy kuzyn kontynuuje. – Dziś musisz odebrać od naszego krawca sukienkę na ten bal. – Podsuwa mi wysłużony rewolwer, żebym miała czym się obronić, jeśli zajdzie taka konieczność. Wkładam go za pasek i zerkam na zegar wiszący na ścianie. Jak zwykle nie zostaje nawet chwila na normalną, niezobowiązującą rozmowę.

Dziecko KsiężycaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz