Idziemy wzdłuż rzeki leśną ścieżką. Drzewa rosną tu tak gęsto, że przepuszczają niewiele światła. Liście i woda szumią dość głośno, a mimo to słyszę, że Amaris cały czas mamrocze coś pod nosem.
Przyłapałem ją, kiedy wymykała się ze świątyni, tak więc postanowiłem wprosić się na jej dziwny spacer.
– Nie mogłeś zażądać podwyżki, tylko musiałeś do mnie dołączyć? – pyta z irytacją, na co odpowiadam uśmiechem.
Zdecydowałem, że im bardziej będzie mnie odpychać, tym dokładniej będę się jej przyglądał. Ostatnim razem zareagowała chłodem, prawdopodobnie przez to, że zbyt mocno naciskałem – chciała się obronić. Dlatego będę się starał nie pytać o buntowników, tylko towarzyszyć jej, gdy tylko to możliwe. Przy okazji sprawdzę, czy ta Amaris jest choć trochę podobna do tej z dzieciństwa, a jeśli tak...
– Archie? – Jej ostrożny głos przerywa moje myśli. Od kiedy wiem, kim jest, moje imię w jej ustach brzmi zupełnie inaczej.
– Tak?
– Czym zajmowała się twoja babcia?
Unoszę brew na to pytanie. Przez chwilę przyglądam się dziewczynie w poszukiwaniu podstępu albo oznaki udawanego zainteresowania, jednak niczego podobnego nie znajduję. Wręcz przeciwnie – jest rozluźniona i łagodnym wzrokiem obserwuje drogę przed nami.
– Bardzo długo była tancerką – mówię powoli – ale później zrezygnowała i zaczęła wykładać na uczelni.
– Uczyła Państwowych Historyków?
– Tak.
Amaris spogląda na kopertę, którą trzyma w dłoni, a potem chowa ją do kieszeni.
Nawet w przeszłości nie miałem okazji widzieć jej tak ubranej. Ma na sobie wysokie buty, jasne spodnie i białą koszulę z rozpiętymi dwoma guzikami przy kołnierzyku. Staram się nie myśleć o tym, że wystarczyłby jeszcze jeden albo dwa, żeby...
– To tutaj.
Podnoszę spojrzenie, zatrzymując się. Stoi przed nami mały, parterowy domek z drewna, otoczony kamiennym ogrodzeniem, ponad którym wystają drzewa i pnące się rośliny. W zasadzie znajduje się pośrodku niczego, bo jesteśmy kilka kilometrów za miastem, więc trudno go nie zauważyć.
Amaris podchodzi do drewnianej bramy i puka, a wtedy odzywa się zaciekłe ujadanie.
– Tak, kochanie. Ktoś przyszedł do pańci. – Słyszymy głos starszej kobiety po drugiej stronie. – Pamiętaj, nie wolno ci podgryzać butów gości. Rozumiemy się?
Ledwo brama się uchyla, mały kundelek wybiega ze środka i wgryza się w moje oficerki. Śmieję się pod nosem i pochylam, żeby go pogłaskać. Zaczyna merdać ogonem i zapamiętale liże moją dłoń. Kątem oka zauważam, że Amaris uśmiecha się łagodnie.
– Ten maluch jest nie do zniesienia – narzeka staruszka, niższa od dziewczyny przynajmniej o głowę. – Chodźcie, skarby, zaparzę herbatę, a wy powiecie, po co przyszliście. – Rusza w głąb posiadłości. Patrzymy z Amaris po sobie, ale podążamy za nią. Pies skacze wokół moich nóg. Kobieta zaprasza nas na taras i wskazuje stolik, żebyśmy usiedli. Zajmujemy miejsca, a nasz mały towarzysz kładzie się pod moim krzesłem. Tak energicznie macha ogonem, że co chwila uderza nim o nogę stołu.
– Chyba cię lubi – mówi Amaris, a jej usta rozszerzają się w uśmiechu. – Zresztą zwierzęta zawsze cię lubiły.
– Faktycznie tak było. – Przyglądam się jej i coś ściska mi serce. Znam ją taką. Nawet w dzieciństwie miała kilka rodzajów uśmieszków, ale jeden był szczególny. Nikły, na tle rozluźnionej twarzy i zamglonych oczu. Pojawiał się, gdy tonęła w myślach o czymś dobrym lub przyjemnym.
CZYTASZ
Dziecko Księżyca
FantasyKapłanka i Strzelec - dwie dusze połączone przez los, rozdzielone przez zemstę. Amaris Waltz, posiada niezwykły dar czytania przyszłości z gwiazd. Wiele lat temu obiecała swoje serce Archiemu Orrowowi, dawnemu przyjacielowi. Wszystko zmieniło się, k...