Część 28 - Amaris

1 0 0
                                    

Słowa Martina były trafne. Minął tydzień od zamknięcia Konrada, jednak dziś wychodzi za sprawą petycji kolegów i wykładowców, tak więc wszyscy czekamy w naszej kryjówce. Jest dużo osób, których twarzy nawet nie kojarzę. Siedzimy tu od jakichś trzech godzin. Nie poszliśmy pod więzienie, żeby nie wzbudzać podejrzeń. Napięcie rośnie i rośnie. Kiedy urywają się szeptane rozmowy, cisza jest przygniatająca.

Rozpamiętuję spotkanie z Cesarzem. Martin poradził sobie fenomenalnie, chociaż na kilkanaście minut przed rozmową wyglądał, jakby miał wyzionąć ducha. Powiedziałam mu, że sprawdzałam wizję i wszystko pójdzie jak po maśle, ale prawda była inna – nie miałam kiedy zajrzeć w przyszłość, bo planowałam, jak wszystko rozegrać. Ostatecznie nie dostaliśmy tego, czego chcieliśmy, ale zyskaliśmy coś innego. Informacje. Cesarz wcale nie jest obojętny na treści z dziennika, co lepsze – obawia się, że wyciekną. A na ludzi tak wysoko postawionych nie ma skuteczniejszej broni niż strach.

Nagle rozlega się pukanie w pokrywę. Dwa stuknięcia, przerwa, trzy stuknięcia, przerwa i znów dwa. To jasny znak. Pierwsza podrywa się Hassiba i wybiega na górę. Słyszymy cichą wymianę zdań i kroki na schodach. Kiedy zauważamy, że dziewczyna pomaga zejść na dół wysokiemu chłopakowi o ciemnych włosach, możemy odetchnąć z ulgą. Nie sposób jednak nie zauważyć, jak wygląda. Rana na łuku brwiowym nie zdążyła się zagoić, policzek pod prawym okiem jest spuchnięty, a kącik ust po tej samej stronie mocno pęknięty. Krew zaschła na jego włosach i koszuli. Lewe ramię zwisa pod dziwnym kątem, jakby zostało wybite.

Konrad jest blady, więc Hassiba sadza go na krześle. Wszyscy go otaczamy, a dziewczyna podaje mu wodę, którą wypija tak łapczywie, że kilka kropli cieknie mu po brodzie. Lucy staje przy jego krześle i w ciszy zaczyna opatrywać rany.

Próbuję opanować oszalałe bicie serca i spuszczam wzrok na podłogę, gdy łzy napływają mi do oczu. Czas, w którym jego życie wisiało na włosku, był torturą. Gdybym tylko mogła, rzuciłabym mu się na szyję, ale, zważywszy na jego stan, to nie najlepszy pomysł.

Wszyscy czekają na to, co powie Konrad. Uśmiecha się słabo, patrząc po nas.

– Co to za grobowa atmosfera? Wątpiliście, że wrócę? – Śmieje się, jednak po chwili zanosi się okropnym kaszlem. Zaciskam zęby i pięści, bo nie brzmi to najlepiej.

– W więzieniu wciąż jest wielu niewinnych – mówi, gdy odzyskuje oddech. – Ludzie protestują, ale musimy ich wydostać.

– Jedyne, co musisz, to odpocząć. – Mierzę go stanowczym wzrokiem, a mój ostry ton przebija się przez gęstą ciszę. – Zbiorę grupę chętnych i zrobimy to sami.

– Ale... – Konrad wstaje, jednak traci równowagę. Hassiba i Lamar muszą go przytrzymać i znów posadzić na miejscu. Lucy wzdycha, kontynuując pracę.

– Jeśli sobie nie odpuścisz, może wdać się zakażenie. Mielibyśmy poważny problem, gdybyś zaczął gorączkować. – Patrzy mu w oczy z uporem. – To nie jest pora na bohaterstwo. Oszczędzaj siły, bo niedługo będziemy cię potrzebować bardziej niż kiedykolwiek.

Po pomieszczeniu przetacza się kilka pomruków i potwierdzeń, a potem zapada cisza, jednak nie na długo. Martin staje przy bracie i klepie go po kolanie. Uśmiecha się, wskazując przed siebie brodą.

– Nie masz się czym martwić. Tak łatwo nie stracisz szacunku w oczach swoich ludzi – wzdycha teatralnie. – Przekonywali mnie, że trzeba cię wydostać, a potem kazali się pod ciebie podszywać. Teraz ty się z nimi męcz, ja wrócę do mojej papierkowej roboty.

– Co takiego robiłeś jako ja?

– Będziesz spokojniejszy, jeśli się nie dowiesz.

Śmieję się pod nosem, a inni razem ze mną. Konrad uśmiecha się powoli. Łapiemy ze sobą kontakt wzrokowy i choć chłopak nie wygląda na okaz zdrowia, jego oczy błyszczą od determinacji i nadziei.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: a day ago ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Dziecko KsiężycaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz