20.

2K 147 10
                                    

- Japierdole.....- wypsnęło mi się.
Szef uśmiechnął się mocno i skierował lufe karabinu centralnie na mnie.
- Zejdz z motoru. Zostaw ręce na widoku.- powiedzał jakiś facet stojący koło szefa.
Nie miałem wyboru i zrobiłem jak kazali.
- Ahh Mark...Mark. Sądziłeś że cie nie znajde? Jesteś naprawdę głupi. Głupi szczeniak! Za ucieczke dostaniesz kare i to nie byle jaką.
Wiedziałem że szef mówi prawde, zaraz będę błagał go o przebaczenie. Nie! Ten dureń nie ma prawa mnie karać. Uciekne... Albo go.... Zabiję. Teraz świat właśnie kieruję się takimi zasadami. A ja chce być wolny.
Podszedło do mnie dwóch napakowanych facetów i złapali mnie za ręce. Szef się odwrócił i zaczeliśmy iść w stronę dwóch małych aut. Wyjechaliśmy z Norwich. Zatrzymaliśmy się koło starej szopy, ledwo co stała. Związali mnie na krześle, a na przeciwko usiadł szef.
- No i co mam teraz z tobą zrobić? Trafiłeś akurat na mój dzień bez "kar". Nie mam pomysłu..... Zombiaki już mi się znudziły.
- Wielka szkoda.- zaśmiałem się mu prosto w twarz.
- Jeju... Ale się zmieniłeś. Kiedyś nie byłeś taki wyszczekany... A przypomniałem sobie... Kto to byli za ludzie co z nimi podróżowałeś?
- A co cie to? Nie mam zamiaru ci nic mówić.
- Ppff i tak ich dorwe, oczywiście po tym jak cie zabije.
Szed wstał i okrążył mnie od tyłu. Poczułem jak więza na moich rękach, rozlużniają się. Odrazu zerwałem się z krzesła i odwróciłem. Nadal stał szef ale z dwoma Maczetami. Lekko żucił jedna w moją stronę i powiedzał.
- No chodź... Pobawimy się.
Zdziwiłem się. Czy jemu naprawdę już tak bardzo pojebało mu się w głowe. Chyba przedawkował i to ostro.
Szef ruszył w moją stronę z skierowana maczetą w mój brzuch. Szybko odebrałem ten atak i zacząłem napierać. Siłowaliśmy się przez chwilke, bowiem szef wyminał mnie. I zaczął odrazu aktakować od tyłu. Momentalnie odwróciłem się i znów odebrałem atak.
- Daje ci wybór!!! A ty z niego nie korzystasz!!! Zacznij walczyć!!- szef krzyknął na mnie za Maczety.
Wtedy to ja zacząłem robić ruchy. Najczęściej celowałem w brzuch albo głowe, ale szef potrafił doskonale unikać moich beznadziejnych ataków. Zawsze nie byłem najlepszy w walce z nożem, wolałem najzwyczajnieszą spluwe. Walka trwała bardzo długo, bo ze zmęczenia moje ruchy robiły się coraz słabsze. On też nie był lepszy. Teraz chyba zauwarzył jaki to był głupi pomysł. Nagle zawołał swoich przydupasów, ale nikt sie nie odzywał.
- Kurwa co jest? Gdzie ci idioci?
Za wrot szopy, pokazała się postać, na początku myślałem że to jeden z nich.
- Ty skurwysynie!!! Wiedziałem, że skądś cie pamiętam!!
Znajomy głos... To Ethan!! Ale jak? Nie gadaj, że przyszedł mnie tu za mną, żeby mnie uratować.
- O mój Boże. To ty żyjesz!! Aa gdzie twoja ładna córka, pamiętam że nie skończyłem się z nią zabawiać.
- Zamknij się dupku!- krzyknął Ethan- Zabije cie.
-Czyżby?
Szef z mgnieniu oka złapał mnie i przyłożył mi Maczete do gardła. Ethan nie spuszał go z muszki. A nawet nie dgrnął.
- Widze, że nie interesuje cie jego życie. Więc mogę go zabić? Tak jak twoją....... Żżżone.- uśmiechnął się.
Ethan trzymał uczucia na wodzy, ale widać było, że szef trafił w sedno.
- Puść go!
- Czekaj...Czekaj jak to ona miała na imie?? Coś z kwiatkami... Bedziesz taki miły i mi przypomnisz?
Ethan nic nie odpowiedział.
- Jesteś nie miłym człowiekiem. Nawet nie chcesz mi pomuc. Nie ważne.... Rose, nazywała się Rose. Nie pamiętasz.
- Osz zamknij się durniu!
Strzał. Szef wydał z siebie głuchy głos. Powoli z jego reki wypadła Maczeta i jego ciało runęło na ziemie. Szybko się odwróciłem i zobaczyłem Emme z pistoletem.
- Zjebany skurwysyn. Nareszcie zdechł.- powiedziała uśmiechając się.

Świat vs ZombieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz