Wstaliśmy o piątej rano, nawet nim słońce wyłoniło się za horyzontu. Zabraliśmy najpotrzebniejsze rzeczy i ruszyliśmy tam gdzie znajdowało się więzienie. Carl prowadził, a ja mogłem się skupić na rozmyślaniach. Myślałem o rodzicach... Czy naprawdę ta apokalipsa przemieniła ich w bezdusznych potworów? Mam nadzieję, że nie. I jeszcze do tego nie wiemy gdzie są! To całe więzienie jest przechwycone przez zombiaków... Jak mamy je odbić? Ja się pytam. We dwóch nie damy rady, tu potrzebna jest armia. Motocykl dziwnie zaczął zwalniać, odrazu szturchnąłem Carla. O co chodzi?
- Już jesteśmy... To nie daleko... Chyba geniuszu, nie pomyślałeś, żeby tam se po prostu podjechać. Przez chałas silnika, rzucą się na nas.
Carl dobrze gadał. Musze przyznać, nawet o tym nie pomyślałem. Wziąłem pistolet i maczete, tak samo Carl. Schowaliśmy Harleya na poboczu i dodatkowo przykryliśmy go gałęziami. Żeby nikt nam go nie zwedził.
Niecałe pięć minut drogi. Już było widać stalową siatkę i wieżę wartowniczą. Podeszliśmy bliżej pod małą górkę, położylismy się na ziemi. Jeszcze nigdy do tąd nie widziałem tylu zombi. Były wszędzie. Nawet nie zacząłem liczyć. Cały czas wchodziły pojedynczo do środka, przez wyważone drzwi. A nadal ich przybywało.
- Jeju, miałeś tu piekło!
- Yhy, sam się dziwię, że udało mi się uciec.
- Co robimy?- spytałem.
-Hmm...Mieliśmy zawsze ustalone z grupa, że jak coś się stanie. Na przykład rozdzielimy się, tak jak teraz. Mamy wystrzelić flare. Ale jest malutki problem, flary są.... W środku.- skrzywił się.
- Flare? No pięknie! A nie pomyśleliście czasem o tym, że jak już ja wystrzelicie to zwołacie innych żywych. Którzy nie są mile nastawieni.
- Młody a wymyśl coś innego. Wiem, że najlesze co by było to punkt do którego by wszyscy wyruszyli. Ale nie myśleliśmy o tym, nie przejmowaliśmy się tym, że może się coś takiego zdarzyć.
- Okej, nie będę już dążyć tematu. Jest tu i teraz. Trzeba coś wymyślić. To ty tu znasz teren. Wydawaj rozkazy.
Carl zaczął rozglądywać się we wszyskie strony. Przemkneło mi przez głowę, że on nie ma żadego planu. Nic. Czekałem na jego pomysł, długo i długo, aż wreszcie spytałem.
- Są tu jakieś tylne drzwi?
Jak zaczarowany podniósł brwi i już coś miał w tym swoim mózgu. Trwało to może pięć sekund, bo odrazu zbrzydła mu mina.
- Zamknięte.
- Spoko, otworzymy je.
Carl powli wstał i ruszył, a ja z nim. Sam do końca nie wiedziałem, czy uda mi się je otworzyć, ale byłem dobrej myśli. Musieliśmy wspiąć się po siatce, żeby do nich dotrzeć. Dobrze, że prąd dawno, dawno wysiadł. Podszedłem do metalowych drzwi. Pierwsza myśl to walnąć z kulki w zamek, ale to było głupie, jeszcze mi tu potrzebna do szczęścia, banda zombiaków. Dobrze, że zabrałem ze sobą taki mały wytrych, który ukradłem chłopakom, jak byłem w grupie szefa. Nie było prosto, ale jakoś udało się za czwartym razem. Cicho uchyliłem, żeby zobaczyć jak ma się sprawa w środku. Zdziwiłem się, było pusto. Nikogo. Odrazu zatrzasneliśmy za sobą drzwi.
- Może tu nie doszli. Wiesz, jak to więzienie ma przedziały. A tu jest tak czysto jak by nigdy tu nikogo nie było. To znaczy że ta strefa jest zamknięta. Punkt dla nas. Ufff- powiedział Carl.
Trochę odetchnąłem z ulgą, dobrze że narazie mamy spokuj.
- Gdzie teraz?- spytałem.
- Do głównego pokoju, tam wszystko trzymamy. To jest na górze, więc nie powinno ich tam być.
Znaleźliśmy schody i szybkim krokiem wszedliśmy do szarego pokoju. Cały był wypełniony różnorodną bronią. Granaty, kusze, kałaszniki, rewolwery.
Carl odrazu zaczął przeszukiwać szafki w biurku, na którym stały stare komputery. A za nimi była zaslonieta żaluzja. Zdziwiłem się... Po co komu żaluzje w pokoju bez okien?
Z boku zauważyłem małe sznureczki. Ciekawość wygrała... Pociagnąłem za nie. A widok który zobaczyłem wyrył mi sie na zawsze w pamięć.
CZYTASZ
Świat vs Zombie
Science FictionMark. Chłopak który dopiero po trzech latach dowiaduję się, że świat nie jest już taki kolorowy. Przez swoją głupotę dostaje się w ręce złych ludzi. Czy Mark ucieknie? Czy jego rodzina żyje? A najważniejsze czy nie zostanie przekąską umarlaków?