24.

2K 136 11
                                    

Usiadłem na werandzie i wpatrywałem się w gęsty las. Carl poszedł poszukać prowiantu i benzyny. Chciałem mu pomóc, ale on zaproponował, żebym mógł w ciszy wszystko sobie poukładać. W głebi serca wiedziałem, że tak to się skończy. Tylko mój głupi rozum sądził inaczej. Patrz, oni na ciebie czekaj, teraz będziesz szczęśliwy. Co za brednie! Teraz zostało mi ich szukanie wraz z Carlem, który ledwo co chodzi. Pięknie.
- Mark!! Chodź no!- usłyszałem głos Carla z garażu.
Szybko ruszyłem w jego stronę. Może się coś stało?
Wszedłem przez tylnie drzwi i zobaczyłem Carla a za nim przy ścianie leżał zgniły trup. Nim się spostrzegłem uderzył mnie w nos, okropny smród. Zasłoniłem nos bluzka i podszedłem do Carla. Który robił to samo, co ja.
- Może go znasz?- spytał nie wyraźnie.
Przybliżyłem się odrobinę, koło jego prawej dłoni leżał pistolet. Ale bardziej skupiłem się na twarzy. Była tak jakby znajoma, ale nie mogłem sobie nic przypomnieć.
- Ten koleś chyba sam sie zastrzelił? Patrz.
Carl podniósł gnata z ziemi, otworzył magazynek i uśmiechnął się.
- Masz rację... Ale... Nie ma żadnego śladu na czaszce.
Obejrzałem jego głowę bardzo uważnie i nic. Nagle coś mruknęło. A samobójca zaczął gwałtownie ruszać głową. Aż odskoczyłem, ze strachu. Carl odrazu wycelował i strzelił. Zombiak padł wzdłuż ściany. Moje oczy zrobiły się większe, na brudnej scianie było wyryte cienkim ostrzem DAVID OLDMAN.
Przypomniałem sobie!! To jest ten gość. Ale dlaczego on nie żyje? Przecież uratował mojego ojca tamtej zimy. Czyżby oni go tu zamknęli?
- Nie gadaj, że Johny i Nicole to zrobili? W sumie to do nich podobne.
To ostatnie zdanie mało co a bym nie usłyszał.
- Co masz na myśli?- zrobiłem podejrzliwą mine.
- Jak ich spotkamy, to dowiesz się tego od nich. Nie będę się pchać w wasze sprawy.
- Powedz! Oni zabijają, ludzi?!
- Naprawde chcesz wiedzieć? Mam nadzieję że nie dostanę za to w łeb. Bardzo nam pomogli.... Czekaj, najpierw wyjdzmy stąd.
Usiedliśmy na werandzie, a ja nie wiedziałem jak zareagować, na to co powie Carl.
- Okej, opowiem ci wszystko z mojej perspektywy. Trzy lata temu wtedy jak uratowaliśmy twoich rodziców, żyło nam doskonałe w więzieniu. Był prąd, jedzenie i woda. LUKSUS! Przygarneliśmy dużo nowych osób, również robiła się napięta atmosfera, ale jakoś nikt sie tym nie przejmował. Ale pół roku później zaczeło robić się coraz gorzej. Wszyscy obwiniali się nawzajem za powstanie apokalipsy. Chodź to nie miało w ogóle sensu, ludzie postradali zmysły. Pare osób wierzyli w boga spaghetti, który ich uratuje. A jeszcze inni, że da się skontaktować z zombiakami, tylko trzeba im troche miłości. Absurdalne! Co nie? A twoi rodzice byli w grupie najbardziej normalnych. Próbowali wytłumaczyć innym, że to jakieś głupie bzdury. Ale wiedzieliśmy, że nie da się do nich dotrzeć.
- Kurwa... Chorzy psychicznie.
- Nie przeklinaj!- Carl zwrócił mi uwagę. To był pierwszy raz kiedy to usłyszłem. Jak nikt narazie nie doczepieł się do mojego słownictwa.
- Ha ha przypomnę sobie, była z nami taka babcia. Kompletnie jej odbiło. Nie dość że gadała ze swoim zmarłym mężem, to wmawiała ludziom, żeby się po zabijali. "Ta apokalipsą to zbawienie! Wszyscy powinnyśmy zamienić się w zombie. Tego pragnie Jezus" krzyczała tak na całe więzienie. A co gorsza miała popierających. Widziąc że nie daje sobie rady, twoi rodzice wkroczyli. Nie patyczkowali się. Może to troche nie ludzkie. Ale... Ale zabili babcie na tyłach więzienia. Potem momętalnie zrobił się spokój. Wszyscy byli dla siebie mili.
Nie wiedziałem do powiedzieć. Moi rodzice byli mordercami! Może i ta babcia była chora, ale nie aż tak żeby już ją zabijać.
- Wiem, że może dla ciebie to absurdalne. Ale w taki sposób, John i Nicole uratowali większość ludzi.
- Nie bede z tobą o tym gadać. Chcę wyjaśnić to z rodzicami. Znalazłeś benzynę?
- Rozmumiem. Tak jest na tyłach.
- Prześpimy się i z samego świtu ruszamy, do wiezienia.

Świat vs ZombieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz