Nie dopuszczałem do siebie żadnej informacji, że moich rodziców nie ma już w świecie żywych. Ba, nawet o tym nie myślałem. Nie zwracałam w ogóle uwagi na zombiaków, których mijałem z zawrotną prędkością. Jak najszybciej chciałem ich zobaczyć. Minęło pół dnia nim dojechałem do lasu w, którym najprawdopodobniej jest nasza działka. Robiło się coraz ciemniej, ale ja nie przestawałem jechać dalej. Wtedy napotkałem mała "wieś", miała cztery domy na krzyż i spożywczaka. Teraz byłem na sto procent pewny, że to jest to miejsce. Zaraz zobaczę mały znajomy domek w lesie. Jak najszybciej wyjechałem z niej i kierowałem się w głab lasu. Była już noc, niczego nie widziałem oprócz drogi którą rozświetlała przednia lampa. Wtedy zobaczyłem ciemną postać z daleka. Szła środkiem drogi, wiedziałem, że napewno to jest zombie. Wyciągnąłem pistolet i zacząłem celować. Ale w ostatniej chwili, postać zaczęła machać ręką. Nadal trzymając gnata i ostrożnie pojechałem do osoby. Był to facet po trzydziestce, cały w krwi i poszarpanych ubraniach. Jego lewa ręka wisiała bezwładnie. Ledwo co trzymał sie na nogach.
- Prosze uratuj mnie! Oddam wszytko co mam! Proszę.
Mężczyzna runął na ziemię, odruchowo zszedłem z motocykla i pomogłem mu wstać.
- Co się stało?
- Za lasem... Mase zombi... Moja grupa... Nie uratowałem ich.
Facet zaczął mamrotać jakieś imiona.
-Spokojnie pomoge ci.
Nie mogłem patrzeć jak ktoś cierpi. Wiedziałem, że miałem najważniejszą misje. Ale nie umiałem go tak zostawić. Na pastwe losu. Prędzej czy później jakiś zombiak by go zjadł.
Pomogłem mojemu nowemu towarzyszowi usiąść na motocyklu. I wykreciłem w strone wsi. W tych domach napewno jest jakaś apteczka, a w spożywczaku jedzenie.
Po krótkim czasie dojechaliśmy, zostawiłem mężczyzne na Harleyu. I zacząłem sprawdzać czy domy sa puste. Miałem szczęście, bo już w pierwszym domu była apteczka. Więc, bardzo powoli pomogłem rannemu wejść na górę do łóżka. Przemyłem mu rany i zabandażowałem do, dałem mu także tabletki przeciw bólowe.
- Żaden cie nie ugryzł, nie?-spytałem
-Nie i dziekuje, że mi pomogłeś.- mruknął odwracają się do mnie plecami.
Zszedłem na dół i posprawdzałem jeszcze wszystkie prowizoryczne zapory na drzwiach i oknach. A potem położyłem się na kanapie w salonie.
Przeszedł mnie nie pokój, może to tylko ściema. Ten facet tak naprawdę udaje i ma swoich koleszków, którzy tylko czekają na znak do ataku. Pamiętam, że tak robił szef, wyznaczał z ludzi tego który wyglądał na najmilszego. Pocharatał go troche nożami, wymazał krwia i wyrzucał na droge. Za jakiś czas zawsze pokazywali się dobrzy ludzie z jedzeniem i piciem. Tylko trzebało poczekać na ich pomoc, a wtedy wpadali w krwawy plan szefa. Sledziliśmy ich... Tak byłem z nimi i wszystko widziałem, jak zarzynali we śnie innych a potem okradali ich.
Ale on nie wyglądał na takiego. Za dużo prawdziwe wyglądajacych ran, za dużo krwi i jeszcze ta przestraszona twarz. Albo musiał byś wybitnym aktorem albo to naprawde się wydarzyło.
Wsunałem mały pistolet pod poduszkę i próbowałem zasnąć, nie myśląc co by się stało, jak to by był prawdziwy kłamca.
Wstałem skoro świt i cicho zajrzałem do pokoju gdzie spał mężczyzna, którego uratowałem. Nie wydawał na podejrzanego, po prostu sobie spał. Nie dziwiłem się bo facet był na skraju śmierci. Ja bym spał nawet tydzień po czymś takim. Wyszedłem z domu i zabrałem ze sobą kluczyki do Harleya. Nadal mu nie ufałem, dopiero co go poznałem, nie wiedziałem co może zrobić. Zacząłem myszkować w spożywczaku. Było nawet sporo jedzenia, to znaczy że nikt się tu nie zapuszczał. Znalazłem jakieś puszki z bigosem, z nawet wytrzymałą datą. Rozpaliłem ognisko i zacząłem je podgrzewać. Wlałem sobie i mężczyznie do dwóch misek. Ja sam zjadłem przy ognisku, a później poszedłem na górę. Mężczyzna już nie spał, ale za to siedział na łóżku i patrzył przed siebie.
- Chcesz?- wyciągnąłem rękę z miską
Mężczyzna bez słowa zaczął jeść. Usiadłem na fotelu i czekałem jak skończy.
- Może powiesz jak masz na imię.- spytałem jak odłożył pustą miskę na podłoge.
- Carl...a ty?
- Mark. Więc jak to było? Czy nie chcesz o tym gadać.
- Pomogłeś mi... Powinieneś wiedzieć. Więc byłem z grupa licząca piętnaście osób. Podróżowaliśmy tam i tam, chyba wiesz jak to jest.
Kiwnąłem głową.
- No... Więc pewnego dnia nasi "zwiadowcy" powiedzieli że moglibyśmy nareszcie znaleźć sobie jedno miejsce, które nazywalibyśmy domem. I zaprowdzili nas do starego więzienia. Chyba oglądałeś ten amerykański serial co puszczali przed apokalipsą? O zombie i w ogóle.
-Byłem wtedy mały, ale coś pamiętam.
-Tam było właśnie takie więzienie. Hah bardzo śmieszne, myśleliśmy że będziemy gwiazdami serialu w prawdzimym świecie. Żyliśmy se tam jak paczki w maśle. Ale zaszła nas chmara zombi, ogrodzenie nie wytrzymał natężenia i wszystko poszło w dupe. Uciekaliśmy gdzie popadnie i tak się rozłączeliśmy. Jacob, Alex, Daniel, Anthony, Noah, Isa, Olivia, Ava, Marcel, Wiktor, Michael, Igor, John i Nicola.
- John i Nicola??!!- aż wstałem że zdziwienia.- Znasz ich?
- Raczej a ty coś taki zdziwiony?
- Czy Nicola ma długie bląd włosy?! A John czarne?!
- Skad to wiesz?- sam się zdziwił.
- Bo to moi rodzice!!!Wiem że trochę zerżniete z the walking dead. Ogólnie to chciałam tego unikać, no wiecie jakoś tak wyszło...... Dziękuję za 2 tysiące wyświetleń!! Może dla innych te 2 tysie to mało, ale dla mnie to w chuj dużo ;)
Jeszcze raz dziękuję. I mam nadzieję, że będziecie sie dobrze bawić z następnymi rozdzialikami.
CZYTASZ
Świat vs Zombie
Science FictionMark. Chłopak który dopiero po trzech latach dowiaduję się, że świat nie jest już taki kolorowy. Przez swoją głupotę dostaje się w ręce złych ludzi. Czy Mark ucieknie? Czy jego rodzina żyje? A najważniejsze czy nie zostanie przekąską umarlaków?