Nadal nie mogłem w to uwierzyć... Że moi rodzice byli w jego grupie!! To nie możliwe. Może to tylko dziwna ironia losu, że mają te same imona. To nie mogą być oni, przecież powinni czekać na mnie w domu. Tak, napewno czekają, a tamci to są jacyś inni ludzie.
Przez pare dni nosiło mnie jak nie wiem. Odrazu chciałem pojechać do domku letniskowego i sprawdzić czy jest pusty. Nie mogłem zostawić samego Carla. Wmawiałem sobie "poczekaj, wyzdrowieje i odrazu wyruszymy". Ale to czekanie cholernie się dłużyło. Może to i pare dni, ale i tak nie umiałem usiądzieć na dupsku. Carl widział co się ze mną dzieje i miał do siebie żal, że musze z nim tu siedzieć. Opowiedział mi jak prawdopodobnie moi rodzice przyłączyli się do niego. Więc, pewnego dnia Carl i ktoś tam jeszcze. Szczerze, inni ludzie w ogóle mnie nie interesowali. Poszli szukać zapasów w małym mieście i tam ich znaleźli. Byli atakowali ze wszystkich stron przez zombiaków. Wpadli w niezłe gówno. Ale jak to Carl ujął "na jego warcie, nie może sobię pozwolić na takie rzeczy". Carl to dobry człowiek, ale za bardzo chce, żeby wszytko było okej. Na przymus rozlużniał spiętą atmosferę, różnymi kawałami albo "śmiesznymi" historyjkami z jego życia. Nie mam mu to za złe, ale czasem mógł by se odpuścić. A jego opowieść jeszcze bardziej przytwierdziła mnie w moim przekonaniu. To na 75% nie moi rodzice. Carlowi zaczęło się poprawiać, a ja czekałem na to jedno słowo, "jedziemy". Wreszcie je usłyszałem, nawet nie wiecie jak sie ucieszyłem. Odrazu wybiegłem z domu, usiadłem na motocyklu i czekałem aż zejdzie Carl. Po dziesięciu minutach pojawił się w drzwiach. Wyglądał nawet normalnie, jego blond włosy były związane w kucyk. Nowe ubrania ukradzone z szafy leżały na nim dobrze. Był trochę brudny na rękach i nogach, ale w tych czasach nie da się tego ominąć. Wsiadł z tyłu i z piskiem ruszyłem drogą prowadzącą do domku letniskowego.
Jechaliśmy, może z dziesięć minut, a wtedy motocyk zaczął dziwnie zwalniać. Kurwa, bak był pusty. No to pięknie. Teraz czekała nas długa droga z buta. Carl trochę mnie opierdolił, że wcześnie tego nie zauważyłem. Ale potem mu przeszło. Szliśmy nierówną leśną drogą, a w okół nas śpiewały ptaki. Cały czas byłem czujny, nigdy nie wiadomo kiedy te skurczybyki wyjdą. Mieliśmy też cienko z bronia. Jeden pistolet z dwiema kulami, nie uratuje nas przez chorda zombie. Ale na szczęście, jakoś ich nie było.
Po dwudziestu minutach drogi, Carl musiał odpocząć, jego nie doleczona noga nadal go bolała. Więc usiedliśmy se pod drzewem. W tej sytuacji, nie nawidziłem czekać, minuty zmieniały się w godziny, sądziłem że zaraz zrobi się ciemno. A iść noca jest jeszcze bardziej ryzykowne, niż dniem. Carl wstał i powiedział, że jest gotowy. I znów człapaliśmy w stronę domku. Wyobrażałem sobie nawet, moich rodziców który stoją na werandzie i machają do mnie. Aż uśmiechnąłem się do siebie.
Las robił sie rzadszy, już widziałem zarysy drewnianego domku. Nie czekając na Carla, zostawiłem mężczyzne samego z motocyklem. I odrazu zacząłem biec. Nie słysząc co krzyczał biegłem przed siebie. Wreszcie domek pokazał mi się cały. Delikatnie wszedłem na werande i odsapnąłem. Moje serce przyśpieszyło i to nie dlatego że biegłem. To z ekscytacji, wreszcie mogłem poznać prawdę. Wszystko było takie jakie sobie zapamiętałem. Garaż, ogródek, a z tyłu było jezioro. Aż łezka w oku się zakreciła. Wyłączyłem mózg i cicho wparowałem do środka. Moim oczom ukazał się zakurzony duży salon. Kanapy, meble były w kurzu. Podwyższyło mi sie tętno, szybko podbiegłem do kuchni, powinna być tam mama. Zawsze tam była, przesiadywała całe dnie. Zobaczyłem tylko kuchnie, a czar prysł. Nikogo tylko kurz i jeszcze raz kurz. Pobiegłem na górę ale tam ten sam widok. Zachciało mi się płakać, ale otrząsnąłem sie. To znaczy, że Carl ma rację. Moi rodzice byli w jego grupie. A ja tak bardzo chciałem wmówić sobie kłamstwo. Usłyszałem głośne kroki na werandzie, napewno to Carl. Teraz jak skończyłem poszukiwania domu, czas zacząć szukać moich rodziców.
CZYTASZ
Świat vs Zombie
Khoa học viễn tưởngMark. Chłopak który dopiero po trzech latach dowiaduję się, że świat nie jest już taki kolorowy. Przez swoją głupotę dostaje się w ręce złych ludzi. Czy Mark ucieknie? Czy jego rodzina żyje? A najważniejsze czy nie zostanie przekąską umarlaków?