Prolog

46 5 2
                                    


Formidable, formidable
Tu étais formidable, j'étais fort minable
Nous étions formidables *[1]


Pozwólcie, że przedstawię Wam pewną historię.
Opowiem o tym, jak rozpoczęła się bajka pewnej dziewczynki,
która chciała poznać jej prawdziwy
początek.


Dzień, w którym zmarła moja matka był najlepszym dniem w moim życiu. Nigdy nie życzyłam jej śmierci, lecz w duchu niejednokrotnie się o nią modliłam.

Stałam pośród około pięćdziesięciu osób na edynburskim cmentarzu tępo wpatrując się w księdza, który odmawiał modlitwę. Nudziło mnie to, nie miałam ochoty na słuchanie biblijnych formułek, dlatego przeniosłam wzrok za mężczyznę, aby obserwować kołyszące się drzewa. Liście, które zdążyły już opaść do tańca porywał jesienny wiatr. Było to znacznie ciekawsze od tego, co opowiadał pan w czarnej sukience.

Nagle moją uwagę przykuła kolejna postać, której wygląd nie odbiegał od reszty. Jej ciało zdobił czarny garnitur. Różniło ją to, że przyszła na ceremonię znacznie później i zamiast stać z resztą gości znajdowała się za drzewem, tuż przed nami. Zaintrygowało to nie tylko mnie, ale również i moją ciotkę, ponieważ oddaliła się od nas i ruszyła w kierunku tajemniczej postaci. Zignorowałam to i ponownie skupiłam się na księdzu z nadzieją, że kończył już swój wywód naprzemiennie zerkając na to, co pozostało z osoby, przez którą wszyscy spotkaliśmy się tamtego październikowego popołudnia.

W marmurowej urnie znajdowały się prochy mojej matki. Pozostał po niej jedynie popiół. Świadomość, że została spalona i nigdy więcej nie stanę z nią twarzą w twarz spowodowała, że w końcu zaczęłam się uśmiechać. Byłam święcie przekonana, że moje cierpienie dobiegło końca i będzie już tylko lepiej, ponieważ po Ziemi nie mógł stąpać drugi, taki jak ona potwór.

Szczerzyłam się od ucha do ucha, kiedy urnę przysypywała ziemia. Zgromadzone na pogrzebie osoby za pewne uznały, że tak zareagował mój organizm na śmierć matki. Zamiast płaczu mimowolnie się uśmiechałam. Każda z nich miała rację, skutkiem jej odejścia ze świata był mój uśmiech, jednak jego konkretna przyczyna wynikała z czegoś zupełnie innego. Byłam szczerze szczęśliwa, że na dobre zniknęła z powierzchni ziemi.

- Ivy - szepnęła moja siostra obejmując mnie ramieniem. - Nie uśmiechaj się tak, to pogrzeb mamy.

Uniosłam głowę, aby na nią spojrzeć a mój uśmiech stał się szerszy.

To pogrzeb mamy - w końcu doczekałam dnia, gdy ta marna istota przestała żyć.

- To pogrzeb mamy - powtórzyłam głośniej jej słowa.

Przeniosłam wzrok z siostry na gości. Wtedy dotarło do mnie, że oczy wszystkich zebranych na cmentarzu osób skupiły się tylko i wyłącznie na mnie Odczuwałam radość, ponieważ w końcu ktoś zwrócił na mnie uwagę. Ostatnie lata przed śmiercią matka spędziła ze mną. To ja mieszkałam z nią pod jednym dachem i to ja każdego dnia wysłuchywałam jej głosu. Znałam ją najlepiej z nich wszystkich i wiedziałam jaka była jej prawdziwa natura.

- Kochanie, cichutko - dodała zaciskając palce na moim ramieniu.

Przymknęłam powieki czując chłodny, jesienny wiatr, który otulił moją twarz. Głęboko westchnęłam ciesząc się z tego, że już nigdy nie musiałam być cichutko.

Wykorzystując to, że nadal każdy na mnie patrzył zrobiłam krok przed siebie. Czułam się jak aktor odgrywający teatralną sztukę. Serce zabiło mi mocniej, lecz wiedziałam, że nigdy więcej nie będę mieć okazji, aby odstawić takie przedstawienie, na szczęście nie miałam drugiej matki. Naśladując księdza rozłożyłam ramiona i krzyknęłam:

- To najlepszy dzień w moim życiu! 

_______________________________
[1] Formidable ~ Stromae

kruche istnienieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz