Zamknęłam dzieło Hendersona, które mieliśmy omawiać na kolejnych zajęciach, aby sięgnąć po laptopa. Wpatrywałam się w ładujący się, biały pasek oczekując, aż otworzę pożądany plik i zanurzę się w fikcyjnej krainie, którą sama wykreowałam.
Po zobaczeniu czarnych znaczków na białym tle uśmiechnęłam się pod nosem i przeniosłam laptop z biurka na łóżko. Było to miejsce, w którym najlepiej mi się pisało. Za oknem zbierało się na deszcz a liście, które spadały z drzew wiatr porywał do tańca. Postanowiłam przygotować herbatę, aby wczuć się w jesienny klimat. Tamtym razem padło na taką o smaku owoców tropikalnych.
Po około pięciu minutach na dobre zatraciłam się w świecie, który stworzyłam. Wtedy nie potrzebowałam już nawet zeszytów, w których wszystko powstawało. Pomimo tego, że cała fabuła była bardzo obszerna przez kilka lat udało mi się ją zapamiętać i nie musiałam spoglądać na żadne notatki. Tamtego dnia zajęłam się poprawianiem ostatnich rozdziałów. Zawitałam w rodzinnym domie głównej bohaterki, aby przedstawić jej prawdziwą historię jej życia.
Niejednokrotnie zastanawiałam się, co powiedziałaby mi Iris, gdyby wyszła z mojej powieści. Obstawiałam, że wbiłaby mi nóż w serce za to, jak ją potraktowałam. Możliwą opcją było również skręcenie karku, co na łamach mojej książki już prawie się jej udało. Na szczęście nie było to możliwe a ja dalej mogłam się nad nią znęcać w coraz bardziej upadającym świecie.
Z transu wyrwał mnie dźwięk przychodzącej wiadomości. Szybko zamrugałam i oderwałam wzrok sprzed ekranu laptopa. Rozejrzałam się po pokoju, aby wrócić do tej rzeczywistości, która mnie otaczała. Wszystkie meble stały na swoim miejscu a deszcz za oknem rozpadał się na dobre. Nie wypiłam ani łyka herbaty, którą wcześniej przygotowałam, ponieważ zwyczajnie o niej zapomniałam zatracając się w mojej historii.
Sięgnęłam po telefon, aby zobaczyć, kto postanowił pomyśleć o mojej osobie na tyle silnie, aby się ze mną skontaktować.
Christopher: Jak idzie nauka?
Ivette: Fantastycznie, czytałam testament. Fajny jest, polecam. Trochę ciężko się czyta przez to, że to staroszkocki, ale google pomaga.
Christopher: A co powiesz na wspólną naukę łaciny? Do dupy ten przedmiot a wypada coś wiedzieć
Na myśl o znienawidzonym, już po pierwszych zajęciach, języku przymknęłam powieki i opadłam na łóżko, przy okazji uderzając się w głowę o laptopa. Zacisnęłam szczęki i westchnęłam, po czym odłożyłam urządzenie z powrotem na biurko.
Ivette: Spoko.
Christopher: Tylko spoko?
Ivette: Spoko, możemy się pouczyć tego do dupy przedmiotu.
Po trzydziestu minutach znalazłam się w bibliotece oczekując na przyjście chłopaka. Znalazłam wolny stolik i wysłałam mu zdjęcie konkretnego miejsca, w którym się znajdowałam.
- Ty jakiś wczorajszy jesteś - powiedziałam widząc Chrisa.
Miał zmierzwione włosy i podkrążone oczy. Podrapał się po karku i usiadł obok mnie kładąc na stole zeszyt oraz długopis.
- No co ty nie powiesz - cicho się zaśmiał.
- O której poszliście spać?
- Około czwartej - odpowiedział głęboko wzdychając. - Wstałem jakieś dwie godziny temu - ciężko przełknął ślinę. - Jeszcze tata mnie wkurwił, ale już mniejsza o to - dodał otwierając zeszyt na jednej z wolnych stron.
Kiwnęłam głową i wyciągnęłam z torebki butelkę wody, po czym podałam ją Chrisowi licząc na to, że chociaż trochę mu to pomoże.
- Gadasz jakbyś tydzień nic nie pił.
CZYTASZ
kruche istnienie
Teen FictionDziewiętnastoletnia Ivette przeprowadza się do Edynburga, aby rozpocząć studia na kierunku literatura angielska i kultura. Powraca do miasta, w którym mieszkała jako dziecko, razem z matką, która zmarła, gdy dziewczyna miała zaledwie dwanaście lat. ...