[8] sztuka zaklęta jest w słowach

7 2 8
                                    

Zamknęłam dzieło Hendersona, które mieliśmy omawiać na kolejnych zajęciach, aby sięgnąć po laptopa. Wpatrywałam się w ładujący się, biały pasek oczekując, aż otworzę pożądany plik i zanurzę się w fikcyjnej krainie, którą sama wykreowałam.

Po zobaczeniu czarnych znaczków na białym tle uśmiechnęłam się pod nosem i przeniosłam laptop z biurka na łóżko. Było to miejsce, w którym najlepiej mi się pisało. Za oknem zbierało się na deszcz a liście, które spadały z drzew wiatr porywał do tańca. Postanowiłam przygotować herbatę, aby wczuć się w jesienny klimat. Tamtym razem padło na taką o smaku owoców tropikalnych.

Po około pięciu minutach na dobre zatraciłam się w świecie, który stworzyłam. Wtedy nie potrzebowałam już nawet zeszytów, w których wszystko powstawało. Pomimo tego, że cała fabuła była bardzo obszerna przez kilka lat udało mi się ją zapamiętać i nie musiałam spoglądać na żadne notatki. Tamtego dnia zajęłam się poprawianiem ostatnich rozdziałów. Zawitałam w rodzinnym domie głównej bohaterki, aby przedstawić jej prawdziwą historię jej życia.

Niejednokrotnie zastanawiałam się, co powiedziałaby mi Iris, gdyby wyszła z mojej powieści. Obstawiałam, że wbiłaby mi nóż w serce za to, jak ją potraktowałam. Możliwą opcją było również skręcenie karku, co na łamach mojej książki już prawie się jej udało. Na szczęście nie było to możliwe a ja dalej mogłam się nad nią znęcać w coraz bardziej upadającym świecie.

Z transu wyrwał mnie dźwięk przychodzącej wiadomości. Szybko zamrugałam i oderwałam wzrok sprzed ekranu laptopa. Rozejrzałam się po pokoju, aby wrócić do tej rzeczywistości, która mnie otaczała. Wszystkie meble stały na swoim miejscu a deszcz za oknem rozpadał się na dobre. Nie wypiłam ani łyka herbaty, którą wcześniej przygotowałam, ponieważ zwyczajnie o niej zapomniałam zatracając się w mojej historii.

Sięgnęłam po telefon, aby zobaczyć, kto postanowił pomyśleć o mojej osobie na tyle silnie, aby się ze mną skontaktować.

Christopher: Jak idzie nauka?

Ivette: Fantastycznie, czytałam testament. Fajny jest, polecam. Trochę ciężko się czyta przez to, że to staroszkocki, ale google pomaga.

Christopher: A co powiesz na wspólną naukę łaciny? Do dupy ten przedmiot a wypada coś wiedzieć

Na myśl o znienawidzonym, już po pierwszych zajęciach, języku przymknęłam powieki i opadłam na łóżko, przy okazji uderzając się w głowę o laptopa. Zacisnęłam szczęki i westchnęłam, po czym odłożyłam urządzenie z powrotem na biurko.

Ivette: Spoko.

Christopher: Tylko spoko?

Ivette: Spoko, możemy się pouczyć tego do dupy przedmiotu.

Po trzydziestu minutach znalazłam się w bibliotece oczekując na przyjście chłopaka. Znalazłam wolny stolik i wysłałam mu zdjęcie konkretnego miejsca, w którym się znajdowałam.

- Ty jakiś wczorajszy jesteś - powiedziałam widząc Chrisa.

Miał zmierzwione włosy i podkrążone oczy. Podrapał się po karku i usiadł obok mnie kładąc na stole zeszyt oraz długopis.

- No co ty nie powiesz - cicho się zaśmiał.

- O której poszliście spać?

- Około czwartej - odpowiedział głęboko wzdychając. - Wstałem jakieś dwie godziny temu - ciężko przełknął ślinę. - Jeszcze tata mnie wkurwił, ale już mniejsza o to - dodał otwierając zeszyt na jednej z wolnych stron.

Kiwnęłam głową i wyciągnęłam z torebki butelkę wody, po czym podałam ją Chrisowi licząc na to, że chociaż trochę mu to pomoże.

- Gadasz jakbyś tydzień nic nie pił.

kruche istnienieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz