Nie mogąc poradzić sobie z własnymi myślami postanowiłam spotkać się z Timothéem. Umówiliśmy się w parku, nieopodal mojej kamienicy. Opuściłam ją niemal od razu po wiadomości, że chłopak przybędzie za dwadzieścia minut. Nie byłam w stanie wysiedzieć w owianym samotnością i pustką mieszkaniu ani chwili dłużej, dlatego zgarnęłam jedynie telefon i kamienną ścieżką ruszyłam w kierunku umówionego miejsca.
Usiadłam na ławce i oparłam dłonie o kolana czując, jak nogi dygoczą mi z zimna. Miałam na sobie jedynie przewiewne, lniane spodnie oraz bluzkę od kompletu, co bardziej przypominało piżamę niż ubranie nadające się do wyjścia w październikowy wieczór w Szkocji. Nie myślałam o tym, aby założyć coś cieplejszego, chciałam jak najszybciej wyrwać się z mieszkania, w którym pogrążona byłam w nostalgii i smutnych emocjach, które przywoływały piękne wspomnienia z Charlesem oraz świadomość, że nigdy więcej już nie powrócą.
Co chwila spoglądałam na telefon, aby sprawdzić ile pozostało czasu, do przybycia Timmyego, kiedy się zjawił przytulił mnie na powitanie, po czym stwierdził:
- Płakałaś.
- Słuszne spostrzeżenie - odpowiedziałam ciężko przełykając ślinę i zajmując wcześniejsze miejsce.
- Ten wykładowca ci coś powiedział i przez to źle się czujesz? - zapytał, siadając obok mnie. - Jakieś konsekwencje...
Wolałam konsekwencje swojego zachowania, niż uporczywy ból, wynikający z braku Charlesa.
- Nie - przerwałam mu. - Nic związanego ze studiami. Możemy o tym nie rozmawiać?
Zacisnęłam dłonie na kolanach i wbiłam wzrok w ubrudzone błotem trampki, jakbym chciała znaleźć w śladach ziemi ewentualną wymówkę, dlaczego nie chcę o tym rozmawiać.
- W teorii po to się widzimy.
Taka była prawda, celem naszego spotkania miała być rozmowa o moim samopoczuciu, jednak kiedy zobaczyłam Timothéego chociaż na chwilę udało mi się o tym zapomnieć.
- Timothée, kurwa - westchnęłam odchylając głowę. - Przepraszam - dodałam szeptem.
- Chodź, przytul się - powiedział, lekko szturchając mnie w bok. Wyraźnie chciał mnie rozbawić, jednak w tamtym momencie nie istniał żaden sposób, aby tego dokonać. - Ale najpierw - urwał.
Spojrzałam w jego stronę, kiedy lekko się ode mnie odsunął. Zdjął ciemnozieloną bluzę i podał ją mnie, uprzednio wyjmując z jej kieszeni paczkę papierosów. Pod spodem miał jedynie bluzkę na długi rękaw.
- Co? - ściągnęłam brwi, zaciskając dłonie na otrzymanym materiale.
- Załóż - kiwnął głową. - Jest zimno a ty masz na sobie jakąś piżamę. Nie znam się na ubraniach, ale ubrałaś się zdecydowanie nieadekwatnie do pogody.
- Tobie będzie zimno - szepnęłam.
- No i? - Wzruszył ramionami. - Moja bluzka i tak jest cieplejsza niż twoja.
- Serio, nie musisz...
- Założysz to sama czy mam ci w tym pomóc? - przerwał mi.
Przełknęłam ślinę, po czym założyłam na siebie bluzę. Była o kilka rozmiarów za duża, lecz to akurat było na plus. Zawsze wybierałam większe ubrania. Chodziłam w szerokich spodniach oraz w za dużych bluzach i swetrach, aby nikt nie widział mojego ciała.
- Ładnie pachniesz - wypaliłam. - W sensie, bluza ładnie pachnie. I o dziwo to nie zapach oszusta, kłamcy i manipulatora.
- Co? - cicho się zaśmiał ściągając przy tym brwi.
CZYTASZ
kruche istnienie
Teen FictionDziewiętnastoletnia Ivette przeprowadza się do Edynburga, aby rozpocząć studia na kierunku literatura angielska i kultura. Powraca do miasta, w którym mieszkała jako dziecko, razem z matką, która zmarła, gdy dziewczyna miała zaledwie dwanaście lat. ...