[9] japis

10 1 0
                                    

Po wrzuceniu wszystkich potrzebnych na zajęcia rzeczy wzrokiem natrafiłam na znajdującą się na parapecie biblię. Należąca do mamusi książka od razu wzbudziła we mnie niechęć i odrzucenie. Wiedziałam, że prędzej czy później do niej zajrzę, aby lepiej poznać moją rodzicielkę. Ciekawiło mnie co tak wierząca osoba, która chciała zabić własne dziecko mogła tam zaznaczyć, dopisać, czy Szatan jeden wiedział, co jeszcze zrobić.

    Fascynowało mnie to, dlaczego matka już od dnia moich narodzin tak bardzo mnie znienawidziła. Byłam tylko maleńkim dzieckiem, które nie mogło zrobić nic złego. Z początku myślałam, czy przyczyną jej nienawiści nie były ewentualne problemy finansowe, lecz z opowieści mojej siostry wiedziałam, że pieniędzy nam wystarczało. Nigdy nie byliśmy majętną rodziną, lecz z kranu zawsze leciała ciepła woda a w lodówce znajdowało się jedzenie. Mieliśmy telewizor oraz wygodną pościel. Pomijając stosunek mamusi do mojej osoby śmiało mogłam powiedzieć, że wychowywałam się w dobrym domu, dlatego też pierwsza moja myśl od razu została wyeliminowana z potencjalnych przyczyn chęci mojej śmierci.

    Myślałam również o tym, czy mamusia nie przejmowała się tym, że nie będzie mieć wystarczająco dużo czasu na wychowanie mnie, jednak kiedy tylko potrzebowała pomocy przychodziła do nas babcia, dlatego to również odrzuciłam.

    Liczyłam na to, że to w biblii znajdę odpowiedź na moje pytanie, taką przynajmniej miałam nadzieję. Mawiali, że Bóg był odpowiedzią na wszystkie pytania, pomimo tego, że w niego nie wierzyłam - w tamtym momencie liczyłam na to, że się sprawdzą.

    Podążałam ściężką w samym centurm parku. Złote liście zdążyły już opaść z drzew, dzięki czemu całe otoczenie coraz szybciej nabierało jesiennego klimatu. Nie mogłam doczekać się nadejścia okresu halloween a wraz z nim pięknie przyozdobionych domów, a przede wszystkim wyciętych dyń. Dobrze wiedziałam, że Josie nie odpuści sobie tej czynności i albo przyjedzie do Edynburga, aby to ze mną zrobić, albo wręcz siłą zaciągnie mnie do Hawick.

    Przed wejściem na uczelnię dostrzegłam Timothéego palącego papierosa. Przymknęłam powieki i wzięłam głęboki oddech świeżego powietrza, zanim okropny zapach dotarł do moich nozdrzy.

- Hej - powiedziałam na przywitanie.

Chłopak wypuścił dym z płuc, po czym również się ze mną przywitał.

- My się chyba pogniewamy - powiedziałam tak bardzo poważnie, na ile tylko byłam w stanie.

Timothée wytrzeszczył oczy i zgasił niedopalonego papierosa w popielniczce.

- A co ja takiego zrobiłem? - zapytał z lekkim przerażeniem na twarzy.

- Dobrze powinieneś wiedzieć - odpowiedziałam patrząc mu prosto w oczy.

Chłopak przez chwilę milczał. W maleńkim stopniu zrobiło mi się go szkoda, lecz nie wiedzieć czemu pragnęłam ciągnąć mój głupi plan, który nawet nie miał żadnego celu, dalej.

- Ale ja naprawdę nie wiem. Nie oddałem ci jakiegoś długopisu czy coś?

Splotłam ręce na klatce piersiowej i niczym obrażone dziecko zwróciłam się w jego kierunku:

- Chase nie powiedział ci tego, że planuję cię udusić i zakopać w lesie? - spytałam unosząc brwi.

Timothée ciężko przełknął ślinę.

- Ivy, brzmisz jak psychopatka i gdybym cię nie znał zadzwoniłbym po pogotowie.

Nie byłam w stanie dłużej zgrywać całkowicie poważnej osoby i lekko się uśmiechnęłam, po czym roześmiałam.

kruche istnienieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz