Rozdział 19.

166 29 0
                                    

Livia

Rowsonowie wrócili z Monako późnym popołudniem. Ava wręczyła mi białe pudełko obwiązane wstążką Chanel, co już częściowo zdradzało zawartość. Naciskała, abym rozpakowała je przy niej, więc to zrobiłam. Okazało się, że we wnętrzu znajdowała się torebka uszyta z tweedu bawełnianego w drobną bordowo-czarną kratkę. Pasowała do jesiennego stylu i kilku kreacji z mojej garderoby. Dla chłopców miała również prezenty, ale jedynie Liam raczył przywitać się z rodzicami. Daniel pojawił się dopiero na kolacji. Nikt z wyjątkiem ośmiolatka nie był chętny do rozmowy. Czasami też Arthur próbował zachęcić do wspólnej konwersacji, ale poddał się, gdy na jego pytanie odpowiedziałam dwoma słowami, a jego starszy syn milczeniem.

Po posiłku wszyscy rozeszliśmy się po pokojach.

Poświęciłam się dokończeniu „Hrabiego Monte Christo". Wynotowałam francuskie słowa, których nie znałam. Z kontekstu wywnioskowałam, co oznaczały, lecz również musiałam wbić je sobie do głowy.

Po północy, gdy już planowałam zgasić nocną lampkę, rozdzwonił się mój telefon. Na wyświetlaczu pojawiło się imię Colina, co sprawiło, że nie planowałam odebrać. Było późno, a chłopak raczej nigdy do mnie nie dzwonił, a jedynie pisał. Spodziewałam się, że pomylił mnie z inną dziewczyną, której imię rozpoczynało się na „L" lub przypadkowo wybrał mój numer. Ekran urządzenia zgasł, ale po chwili znów zaświecił.

- Wiesz, która jest godzina? – Zdecydowałam się odebrać i dać mu do zrozumienia, aby przestał dzwonić.

- Livia, jestem pod waszą bramą. – Zaczął poważnym tonem.

Odsunęłam telefon od ucha, upewniając się, czy na pewno miałam do czynienia z Colinem. Na wyświetlaczu widniało jego imię.

- Pomożesz mi?

- W czym?

- Daniel jest bardzo pijany. Praktycznie nie kontaktuje. Muszę odstawić go do łóżka, bo wiem, że ojciec zrobi mu awanturę, gdy dowie się, że nie było go w domu.

Myślałam, że chłopak od kolacji siedział w swoim pokoju, szczególnie że jeszcze przez tydzień miał szlaban. Najwyraźniej wydostał się z domu bez wiedzy rodziców – czego ja się spodziewałam, w końcu to był Daniel Rowson, który odpowiadał wyłącznie przed sobą. Swoją drogą, byłam ciekawa, czy Arthur choć raz sprawdził GPS w samochodzie syna.

- Nie znam kodu do bramy – kontynuował. – Poza tym przyda mi się pomoc, bo nie jest lekki.

Colin powinien zostawić Daniela pod bramą, może wtedy ten drugi dostałby nauczkę, co delikatnie utemperowałoby jego przesadną pewność siebie.

Spojrzałam w okno, gdzie panował mrok i chłód. Gdyby było lato, nie pokwapiłabym się z pomocą.

- Już idę. – Rozłączyłam się.

Narzuciłam na siebie sportowe spodnie, bluzę i buty, po czym na paluszkach wyszłam z pokoju. Dzięki temu, że dom był wielki, odgłosy mające źródło w jednej części, nie były słyszane w drugiej.

Wyszłam przed dom i pobiegłam podjazdem do głównej bramy, którą wcześniej otworzyłam pilotem. Samochód Colina stał zaparkowany niedaleko, centralnie nad lampą uliczną, więc dostrzegłam umęczoną twarz chłopaka.

- Musisz pomóc mi go dowlec, bo już nie mam sił – odparł, przecierając czoło.

Colin miał na sobie T-shirt, a temperatura powietrza był niska. Sama żałowałam, że nie zabrałam kurtki.

- Co z nim? – Zajrzałam do środka, gdzie na przednim fotelu pasażera spał Daniel. Śmierdział papierosami i whisky.

Jeszcze nigdy nie widziałam go w takim stanie. Rowson miał mocną głowę. Gdy czuł, że docierał do swojego limitu, obchodził od stołu i szedł spać. Nie potrafiłam sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek chociaż słyszałam, aby spił się do odcięcia – nie słyszałam.

Niebo nie jest limitemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz