Rozdział 21.

152 28 0
                                    

Livia

Było już po pierwszej, a Sutton nie chciała wyjść. Nie sądziłam, że wstanie kolejnego dnia do szkoły, lecz ja miałam taki plan. Nie mogłam zostawić jej tu samej. Nie znałam tych ludzi. Byli dużo starsi od nas, ale nie oznaczało to, że mądrzejsi. Kilka minut wcześniej jeden z nich skończył pieprzyć przy barze dziewczynę. Nie przeszkadzało mu, że wszyscy ich wiedzieli. Jej z resztą też, bo była kompletnie naćpana. Uśmiechała się pusto i ledwo stała na nogach.

Wzdrygnęłam się, słysząc po raz kolejny dźwięk rozbijanego szkła. Tym razem mężczyzna o imieniu Carlos rzucił w ścianę butelką ginu, po czym wybuchł śmiechem.

Na stole leżały woreczki z kokainą i kolorowymi tabletkami, które na pewno nie były witaminami.

- Sutton, wracajmy do domu. – Złapałam przyjaciółkę za obie dłonie, usiłując podnieść z sofy.

- Nie miałam cię za aż taką sztywniarę, Livia. – Wyrwała mi się.

Ona również ledwo kontaktowała. Śmiała się z zamkniętymi oczami.

- Zabierz z niej ręce – warknęłam do Harry'ego, który przesunął palcami po jej policzku.

Był jak wredna mucha, którą musiałam cały czas odganiać. Próbował wykorzystać jej stan, przez co miała na szyi kilka śladów po jego zębach.

- Ona mnie lubi. – Uśmiechnął się. Jego ręce powędrowały w kierunku biustu Sutton.

Moja cierpliwość się wyczerpała. Wzięłam zamach i spoliczkowałam mężczyznę.

- Powiedziałam, zabierz od niej ręce! – krzyknęłam.

Harry zerwał się z sofy i ruszył na mnie z wściekłością w spojrzeniu. On również był naćpany, a tym samym zdolny do wszystkiego.

- Uspokój się. – Charlie stanął między mną a mężczyzną. – Zostaw Sutton. – Złapał go za koszulę i pchnął na drugą sofę.

- Nie denerwuj się, Livia. Napij się. – Nalał mi szampana, lecz go nie przyjęłam.

- Wystarczy mi alkoholu na dziś.

Wróciłam do przyjaciółki. Ponownie usiłowałam przekonać ją, abyśmy wyszły. Miała otwarte oczy, więc liczyłam, że dotrą do niej moje słowa. Jednak ona tylko wybuchła gromkim śmiechem.

Nie podobało mi się, że dwóch facetów gapiło się na mnie jak na kawał mięsa. Aż zacisnęłam mocno uda, aby nie dać ich wyobraźni pola do działania.

Musiałam stąd wyjść.

Wyjęłam telefon z torebki. Potrzebowałam pomocy, aby wyciągnąć Sutton z klubu i to jak najszybciej.

- Kurwa! – rykną Harry.

Powiodłam wzrokiem na drugą część sali, gdzie na podłodze leżał Carlos. Dostał drgawek. Jego ciało trzęsło się niczym pieszczone przez prąd. Nie wyglądało to dobrze.

Koniecznie potrzebowałam pomocy. Dlatego wybrałam numer Rowsona. Każdy kolejny sygnał, sprawiał, że narastała we mnie panika. Siedziałam obok naćpanej Sutton, a kilka metrów ode mnie leżał nieprzytomny człowiek. Jego ciało cały czas drgało, a z ust zaczęła sączyć się ślina.

- Co jest? – Daniel odebrał.

- Jestem w The Bound. Potrzebuję twojej pomocy. – Drżał mi głos.

- Ej! Kurwa! Co robisz? – Jeden z mężczyzn wskazał na mnie. – Dzwonisz po psy?

- Nie.

Niebo nie jest limitemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz