Rozdział 28.

129 24 1
                                    

Livia

Wszystko wróciły do normy. Daniel znów mnie ignorował, nawet bardziej niż wcześniej. Gdy mijaliśmy się w domowych korytarzach, siedzieliśmy razem przy stole na stołówce czy wychodziliśmy paczką na miasto, jego spojrzenie nigdy nie zatrzymało się na mnie. Traktował mnie niczym ducha. Tak było lepiej.

Przed biologią wyszłam się przewietrzyć. Deszczowa pogoda zdecydowanie nie zachęcała do spacerów, ale moje myśli powędrowały w kierunku mamy. Omdlenie nigdy więcej się nie powtórzyło, lecz zawsze, gdy o niej myślałam, czułam zatykający ból w piersi. Tuż po jej śmierci było łatwiej. Wcześniej potrafiłam go kontrolować smutek i żal. Teraz radziłam sobie z tym coraz gorzej.

Chwilę przed dzwonkiem wróciłam do szkoły. Wchodząc po schodach, zostałam zahaczona przez kogoś barkiem, aż poleciałam na barierkę. Jednak nie to zaskoczyło mnie najbardziej, a długie, rude włosy dziewczyny, która mnie uderzyła i jakby nic pobiegła w górę.

- Sutton... – Z moich ust wydobył się dźwięk, będący jednocześnie zaskoczeniem i jękiem.

Rudowłosa odwróciła się na szczycie schodów.

- Hej! – Machnęła ręką.

Powoli wspięłam się w górę, dostrzegając dziwny grymas na jej twarzy.

- Dzisiaj sprawdzian z matematyki. – Pocierała o siebie dłonie, a jej wzrok nie potrafił skupić się na jednym punkcie.

Coś było nie tak.

- Muszę go dobrze napisać. Moje oceny ostatnio się pogorszyły, a jeżeli jeszcze bardziej zaniżę średnią, mój ojciec zostanie o tym poinformowany. Ostatnio groził, że jeżeli nie utrzymam dobrych ocen, zmniejszy limit na mojej karcie kredytowej – Pośpiesznie wyrzucała z siebie słowa.

Przyjrzałam się jej oczom, którym daleko było do opanowania. Razem z głową poruszały się we wszystkie możliwe kierunki.

- Brałaś coś? – wyszeptałam, obserwując rozszerzone źrenice.

- Nie patrz tak na mnie. – Odskoczyła w tył. – Znów mnie osądzasz.

Zbliżyłam się do przyjaciółki, łapiąc ją za przedramię.

- Nie możesz iść w takim stanie na lekcje. Jeżeli, ktoś to zauważy...

- Jak zawsze mądrala. – Prychnęła. – Lepiej zajmij się sobą.

Sutton była naćpana. Skoro ja to zauważyłam, każdy mógł. Zachowywała się nienaturalnie. Wręcz trzęsła się od nadmiaru energii. Jej ciało nie potrafiło zatrzymać się w jednej pozycji, przeskakiwała z nogi na nogę. Jednak najgorsze było jej spojrzenie, widziałam w nim pustkę.

Rozbrzmiał dzwonek, sygnalizujący początek kolejnej lekcji. Korytarz szybko opustoszał. Ostatnie osoby wchodziły do klas, lecz nie zamierzałam pozwolić Sutton uczestniczyć w tym stanie w zajęciach.

- Idziemy do łazienki. – Pociągnęłam ją, ale mi się wyrwała.

- Nie.

- Sutton. – Znów chciałam ją złapać, ale zwinnie się odsunęła, więc moje palce zacisnęły się na pasku jej torebki.

- Zostaw mnie!

Dziewczyna chciała odejść. Zrobiła zamaszysty ruch, a w tej samej chwili ja pociągnęłam za torebkę, która zsunęła się z jej ramienia, lądując na podłodze. Kilka przedmiotów się wysypało, w tym mały, plastikowy woreczek z białym proszkiem. Ten widok był jak błysk flesza prosto w oczy. Raził mnie, ale nie sprawił, że chciałam odwrócić wzrok. Wręcz odwrotnie.

Niebo nie jest limitemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz