Rozdział 12.

239 28 1
                                    

Daniel

Musiałem gdzieś rozładować szalejące we mnie emocje. Miałem tylko dwie opcję. Pierwszą było przestawienie szczęki Nicolsa przy pomocy pięści, drugą wściekłe zapieprzanie z jednego końca basenu na drugi, aż zaczną parzyć mnie mięśnie. Wybrałem drugą, tylko dlatego, że z pierwszą musiałem zaczekać, aż ta ciota otworzy drzwi do sypialni. Bał się mnie. Udawał pewnego siebie, lecz nie udało mu się ukryć przede mną niepewnego spojrzenia. Zauważyłem, jak zeszłej nocy co jakiś czas zerkał na mnie kontrolnie. Celowo zajmował miejsce jak najdalej ode mnie. Nawet gdy graliśmy w bilard, zawsze ustawiał się poza zasięgiem mojego kija w obawie, że zdecyduje się użyć go na nim zamiast na bili. W końcu odrobił pracę domową. Słyszałem, że wypytywał o mnie ludzi w szkole. Było za późno. Polowanie już się rozpoczęło, a tej nocy Brad Nicols miał trafić w samą paszczę wilka.

Chwyciłem się krawędzi basenu, mając problem z wyrównaniem oddechu. Piekły mnie płuca i mięśnie. Gdybym nie dotykał w tym miejscu stopami dna, poszedłbym pod wodę. Uwielbiałem to uczucie. Chyba jeszcze bardziej niż hazard. Zmęczenie. Walka o oddech. Świadomość, że w każdym momencie mogę stracić przytomność. Czułem, że żyję.

Gdy moje ciało wróciło do równowagi, wynurzyłem się z basenu. Poszedłem pod prysznic, gdzie wyszorowałem z siebie zapach chloru. Następnie przebrałem się w szare dresy i narzuciłem na siebie białą bluzę. Z wilgotnymi włosami, opuściłem strefę basenową. Nie wiedziałem, ile pływałem, ale wcześniej dom pogrążony był jeszcze w ciszy. W tej chwili docierały do mnie pojedyncze odgłosy rozmów i kroków.

Przechodząc przez salon, dostrzegłem kogoś na tarasie. Owinięta w koc postać siedziała na ratanowym krześle z podwiniętymi nogami. Na głowie miała kaptur, więc z daleka widziałem jedynie kawałek policzka oraz nos. Zbliżyłem się, dostrzegając więcej szczegółów. Szczupłe palce zakończone paznokciami w jakimś odcieniu beżu spoczywały na kartkach książki. Nie musiałem zgadywać, aby domyślić się, że patrzyłem na Livię.

Przesunąłem palcami prawej ręki po swoim udzie. Tak samo delikatnie, jak wczoraj po jej szyi.

Zaczynałem mieć obsesję na punkcie ciała Livii. Bo jak inaczej mogłem wytłumaczyć ciągłą chęć jej dotykania. Wydawało się perfekcyjne niczym rzeźba stworzona przez mistrza.

Dziewczyna, jakby wyczuła, że ktoś się na nią patrzył. Oderwała wzrok od książki i popatrzyła w prawo, czyli dokładnie tam gdzie stałem. Dzieliła nas szyba, a mimo to czułem jej zapach. Pachniała piwoniami skropionymi jakimś słodko-kwaśnym owocem.

Spodziewałem się, że przyjmie maskę nienawiści i każe mi wyjść lub sama odejdzie. Zamiast tego wróciła do lektury, odwracając głowę w drugą stronę.

Mogła mówić, co chciała, ale Livia pragnęła, aby każdy podziwiał jej perfekcję. Chciała, by dostrzeżono piękną twarz, w którą obdarzyła ją natura, zgrabną sylwetkę czy jasną i delikatną niczym płatek śniegu skórę. Każdy miał to widzieć, tylko nie ja. Byłem przekonany, że gdyby tylko mogła, zabroniłaby mi na siebie patrzeć.

Wzdrygnąłem się, czując na ramieniu czyjąś rękę.

- Jesz z nami śniadanie? – zapytał Lenox.

Oderwałem wzrok od dziewczyny, przenosząc go na blondyna.

On mógł na nią patrzeć, a nawet dotykać. Nie raz widziałem, jak ręka Greena sunęła po ramieniu Livii, jak ją przytulał czy całował w policzek. Mój dotyk był dla niej czymś niepokojącym. Widziałem to w jej oczach. Jednak tamtej nocy w kuchni pod pozorem zaciekłego pojedynku, pokazała mi swoją ciekawość. Była zaintrygowana, ale się bała. Wczoraj uległa, a potem spanikowała, gdy zorientowała się, że dostrzegłem przyjemność, jaką sprawił jej mój dotyk. Tylko dlaczego?

- Tak – odparłem.

Przeszliśmy do stołu, na który donoszono kolejne półmiski.

Okazał się, że wszyscy wstali i uwijali się przy przygotowywaniu śniadania. Nawet skacowana Sutton niosła dzbanek z kawą, choć nie spodziewałem się, że to ona ją przygotowała. Była przykładem kobiety, która swoje wizyty w kuchni ograniczała do wyjęcia z lodówki schłodzonej butelki wódki.

- Livia nie je? – zapytałem, gdy dostrzegłem zasiadających do stołu.

- Jadła wcześniej – odparł Lenox.

Po śniadaniu wybraliśmy się na wycieczkę rowerową do miasta. Dom w zasadzie znajdował się poza granicami Brighton, więc musieliśmy pokonać kilka kilometrów, aby się do niego dostać. Gdy przejeżdżaliśmy obok opuszczonego wesołego miasteczka, Livia zwolniła. Nawet się zatrzymała przy ogrodzeniu. Twierdziła, że musi zawiązać but i kazała wszystkim jechać dalej. Nie posłuchałem jej, czego nie zauważyła. Zostałem kilka metrów dalej, obserwując ją. Wiedziałem, o czym myślała, gdy jej oczy przesuwały się po niszczejących atrakcjach. Wracała do wspomnień, które z sobą dzieliliśmy. Livia uwielbiała wesołe miasteczka. Gdziekolwiek na świecie spędzaliśmy wakacje, ona zawsze wynajdowała takie miejsca i zaciągała tam rodziców. Oczywiście to nie Giselle czy Jamie towarzyszyli jej w domu strachów czy na kolejce górskiej, tylko ja.

- Kiedy ostatni raz byłaś w wesołym miasteczku? – Zaznaczyłem swoją obecność.

- Na Sardynii – odparła, nawet na mnie nie patrząc.

Najwyraźniej mój głos sprowadził ją z krainy wspomnień, bo prędko wsiadła na rower i pojechała w kierunku oddalającej się grupy.

Już zamierzałem odjechać, lecz zdjąłem stopę z pedału, zapierając się o chodnik. Przez ostatnie lata nie śledziłem każdego kroku Livii. Odkąd zrozumiałem, że chciała się ode mnie zdystansować, dałem jej przestrzeń. Jednak nasi rodzice przyjaźnili się ze sobą, a matki zdawały sobie relacje ze wszystkich naszych poczynań, stąd wiedziałem, że ostatni raz Bauerowie byli na Sardynii pięć lat temu razem z nami. Pamiętałem tamto wesołe miasteczko niedaleko plaży. Szofer z hotelu woził nas tam każdego dnia, bo rodzice woleli spędzać czas w inny sposób. To były moje najlepsze wakacje. Ja i ona. Nie byłem sentymentalny, ale z przyjemnością wróciłem do tamtych wspomnień. Zrozumiałem również, że przez pięć lat Livia nie wróciła do wesołego miasteczka, czyli miejsca, w którym mogłaby spędzić całe życie – tak mówiła dziesięcioletnia Livia.

Niebo nie jest limitemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz