Rozdział IV

3.1K 112 58
                                    

Valentina :

Rok 2022 :

Sobota to chyba mój ulubiony dzień tygodnia. Nawet nie wiem do której spałam. Ale gdy wstałam zamarłam. Czarne róże które, wczoraj wstawiałam do wazonu z wodą zniknęły. Rozpłynęły się w powietrzu. Przeszukałam cały pokoju z myślą że, może gdzieś indziej je postawiłam. Ale ich nigdzie nie było. Pomyślałam że, tata je wyrzucił bo, róże były ulubionymi kwiatami mamy. W śmietniku ich nie było. Zniknęły. Może one tak naprawdę nie istniały i to wszystko to tylko moja wyobraźnia.

 Myślałam tak do momentu gdy nie weszłam do swojego pokoju a, na łóżku nie leżały białe róże. Pamiętam że, jak wychodziłam z pokoju ich tam nie było. Rozejrzałam się po pokoju i zobaczyłam że, okno jest otwarte na oścież. Czyli to jednak nie moja wyobraźnia. ON tu był. Znowu. Tym razem przy różach nie było czarnej koperty. Wzięłam kwiaty w ręce i wtedy zauważyłam że, do jednej łodygi jest przyczepiona karteczka. Zerwałam ją i rozwinęłam.

"Jestem jedyną osobą która może dawać ci kwiaty, wisienko.''

Już byłam pewna że, to ON. Ale jak ON ma na imię? Tego jeszcze nie wiem.

***

Sobotni poranek i popołudnie minęły mi bardzo szybko. Na dworze jest już ciemno a, ja jestem w drodze do monopolowego po fajki. Jest to jeden z tych monopolowych w których nie pytają o dowód. Żeby do niego dojść musiałam przejść przez park. Nie należy on do jakoś mocno oświetlonych miejsc a że, jest już wieczór to było to trochę niebezpieczne. 

Zabawne jest to że, to ten sam park w którym pierwszy raz zauważyłam GO. A, raczej zauważyłam jego oczy i sylwetkę bo, przecież miał kominiarkę. Szłam jedna z ścieżek w parku gdy koło mnie rozległ dźwięk łamiącej się gałęzi. Szybko odwróciłam się w tą stronę ale, nikogo nie zauważyłam. Szłam dalej ale, znacznie szybciej niż wcześniej. Byłam gdzieś w połowie parku gdy znów usłyszałam dźwięk łamiącej się gałęzi. 

Odwróciłam się i wtedy zauważyłam zarys jakiejś postaci. Myślałam że, mi się przewidziało i że, to jakieś małe drzewko a, ja sobie po prostu wmawiam. Jednak myślałam tak do momentu w którym postać nie zaczęła iść w moim kierunku. Po chwili stania w miejscu uświadomiłam sobie że, jakaś postać idzie w moim kierunku. Szybko zaczęłam się wycofywać aż w końcu zaczęłam biec. Biegłam ile sił w nogach żeby, szybko wyjść z tego przeklętego parku. Jak wyszłam z parku dostałam wiadomość. Wiadomość od Numeru Nieznanego.

Numer Nieznany : Nie ładnie tak uciekać przed znajomymi, wisienko.

To był ON. Czy on musi być zawsze tam gdzie ja.

Ja : Nie jesteśmy znajomymi i nigdy nie będziemy.

Numer Nieznany : Lubię wyzwania.

Zignorowałam tą wiadomość i szłam dalej. Po chwili byłam już na miejscu.

-Dzień dobry co panience podać?- zapytała mnie miła staruszka.

-Trzy paczki Marlboro, poproszę.

Tak jak myślałam. Nie zapytała mnie o dowód. Szybko schowałam papierosy do kieszeni bluzy i zapłaciłam. Wyszłam przed sklep i odpaliłam jednego. Usłyszałam jak ktoś mnie woła więc odwróciłam się w tą stronę. Był to Marcus.

-Hej Val, co tu robisz o tak później godzinie?- zapytał

-Hej Marcus, przyszłam po papierosy- odpowiedziałam gasząc jednocześnie niedopałek.

-Sorki ale jest już późno, będę już szła- powiedziałam.

-Poczekaj podwiozę cię. Jest już ciemno i zimno.

Faktycznie robiło się już zimno. Przytaknęłam i ruszyłam z nim do jego auta. Jak się nie mylę to było to BMW M5 czarne. Zajęłam miejsce pasażera i podałam mu adres. W drodze prawie w ogóle nie rozmawialiśmy. Zatrzymał się na mojej ulicy bo, poprosiłam żeby na nią nie wjeżdżał.

-Dziękuję że, mnie podwiozłeś.- powiedziałam i pocałowałam go w policzek.

Wyszłam z auta nie dając mu nic powiedzieć.

Numer Nieznany : Mam go wyeliminować żebyś się z nim nie spotykała?

Ja : Możesz nas po prostu zostawić w spokoju.

Numer Nieznany : С тех пор, как я вошел в твою жизнь, ты никогда не познаешь ничего похожего на покой. (od kiedy pojawiłem się w twoim życiu nie zaznasz takiego czegoś jak spokój)

Numer Nieznany : Jesteś moja, wisienko.

Ja : Nie jestem twoja, psycholu.

Miałam już go dość. Nawet mnie nie zna. Doszłam do domu i zauważyłam że, auta taty nie ma jeszcze na podjeździe. Weszłam do domu i zamknęłam drzwi na co najmniej trzy spusty. 

Gdy doszłam do pokoju zaczęłam się szykować do snu. Po umyciu ciała i włosów, zrobiłam pielęgnacje twarzy. Dopiero po tym wysuszyłam włosy. Przejrzałam się jeszcze w lustrze i wróciłam do pokoju. Przed snem pooglądałam jeszcze media społecznościowe. Miałam już odkładać telefon ale dostałam powiadomienie.

Numer Nieznany : Słodkich snów, wisienko.

Ja : Żeby cię ktoś, kurwa udusił przez sen.

Mówiąc krótko wkurwiłam się. Skąd on kurwa wiedział kiedy ja idę spać. Uspokoiłam się i gdy chciałam odłożyć telefon znowu, dostałam powiadomienie. Myślałam że, rzucę telefonem o ścianę.

Weszłam w powiadomienie i zamarłam. Napisał do mnie Numer Nieznany ale, inny.

Numer Nieznany : buenas noches cariño. (dobranoc skarbie)

Był to hiszpański. Jak byłam mała chodziłam na lekcje hiszpańskiego więc, coś tam potrafię. Myślałabym że, to pomyłka do puki nowy Numer Nieznany, nie wysłał mi zdjęcia. Zdjęcia czarnych róż.

***

z góry przepraszam za błędy. 

co sądzicie o rozdziale ?

Alexa :)

Who are you? #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz