Rozdział XXI

2.6K 126 114
                                    

❗ROZDZIAŁ NIE SPRAWDZONY, MOŻE ZAWIERAĆ BŁĘDY❗

***

? :

Obserwowanie jej można by już nazwać moją pasją. Ten strach, który za każdym razem jak się spotykamy jest w jej oczach, sprawia mi cholerną satysfakcję, ale również i obrzydzenie. Nie chcę, żeby moja słodka obsesja się mnie bała. Jej mimika twarzy gdy mnie widzi, jest fascynująca. Tak jak i ona. Gdy tylko ją widziałem, nie mogłem oderwać od niej swojego spojrzenia, po prostu stałem i patrzyłem się prosto w nią. 

Uzależniłem się od niej. Prawda jest jednak taka, że uzależniłem się od niej już pierdolone osiem lat temu. Działa na mnie jak narkotyk, ale ten dobry. 

Te osiem lat temu, to ona okazała się moim światełkiem w ciemności. Gwiazdką na ciemnym, jak węgiel niebie. Słońcem na niebie pełnym chmur. Moim jednym czerwonym tulipanem, pośród samych żółtych.*

To od momentu, gdy wydoroślała przestały się liczyć jakieś Lilie, Olivie czy chuj wie jakie laski. Wszystko przestało się liczyć, została tylko ona. To przez nią miałem opóźnienia w pracy, ale obserwowanie jej za dnia, jak i nocy, jest cholernie fascynujące. Jej spokojna mina gdy śpi, jej uśmiech i śmiech, gdy rozmawiała z Isą i Lucasem, jej strach, gdy czuła, że ktoś ją obserwuję, to wszystko jest w cholerę fascynujące. 

Chodź smutek po rozmowie z ojcem i kolejny ból w jej oczach, sprawiał mi ból i... współczucie. Mi człowiekowi, który zabił dziesiątki osób bez współczucia. 

Przyznam się, że mam już listę z chujami, którzy wyrządzili krzywdę mojej obsesji. Na jej pierwszym miejscu, znajduje się jej pierdolony tatusiek. Człowiek, który nie zasługuje na miano ojca. Jej ojca. Ona zasługuje na wszystko co najlepsze.

I ja jej to dam. Dam jej wszystko na co zasługuje i co tylko chcę. Pieniądze nie wchodzą w grę, jak coś chce, to ma mieć to od razu i koniec kropka. Jako moja przyszła żona ma taką samą władzę co ja. 

***

Valentina :

Chłopak stoi i patrzy się prosto we mnie. Jego maska jest przerażająca, sztuczna krew na niej wygląda jakby przed chwilą dopiero wyschła. Istnieje też możliwość, że nie jest to wcale sztuczna krew. Próbuje wyostrzyć wzrok, żeby dostrzec coś charakterystycznego w nim. 

Naglę zostaję popchnięta, gdy już myślę, że jest po mnie okazuje się jednak, że ktoś trzyma moją rękę. Wystarczyłoby ją puścić i już zapewne znajdowałam bym się na tym drugim świecie. Podnoszę głowę do góry by zobaczyć kto mnie trzyma, a gdy widzę kto to jest z mojego gardła wydostaje się niesamowicie głośny krzyk.

Moją rękę trzyma chłopak... chłopak w masce. Ten sam chłopak, który przed chwilą stał na dole hotelu i przyglądał mi się. Ten sam chłopak, którego przed chwilą skanowałam wzrokiem. 

- Nie krzycz, przecież nie dzieje ci się krzywda. - jego głos jest taki męski i zachrypnięty. Och, mogłam bym słuchać jego głosu godzinami, lecz z uwagi że, należy on do jakiegoś umysłowo zjebanego psychopaty, to chyba sobie odpuszczę. 

Nie mogę się odezwać. Mam uczucie, że jakiś gruby sznur owinął się dookoła mojej szyi. 

- Wystarczy, że puszczę twoją rękę, a ty w ciągu pięciu sekund będziesz już na dole. Martwa. - nie słysząc mojej odpowiedzi kontynuował dalej - To tak cholernie fascynujące mieć wiedzę, że decyzja czy będziesz żyć, czy jednak dziś umrzesz, należy do mnie. 

Jego palce powoli odrywały się od mojej dłoni. Aż w końcu nie trzymał mnie w ogóle, za to jak trzymałam jego dłoń tak mocno, że przez myśl przeszło mi, że mogłam bym połamać mu kości. Trudno.

Who are you? #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz