Rozdział XVII

2.7K 126 100
                                    

Valentina : 

- O cholera... - wyszeptałam. 

Mężczyzna, który jeszcze chwilę temu był oparty o szafkę, zmierzał teraz w moim kierunku. Gdy tylko to zauważyłam, zaczęłam się cofać do drzwi mojego pokoju. Szybko je otworzyłam i weszłam do środka, od razu zamykając drzwi na klucz. Odeszłam pare kroków od drzwi, gdy ktoś zaczął wręcz wyrywać klamkę od drzwi. Mój oddech niebezpiecznie przyśpieszył, co świadczyło o nadchodzącym ataku paniki. Osoba po drugiej stronie drzwi, tak ciągnęła za klamkę, że myślałam, że zaraz ją jakoś wyrwie i wejdzie do środka. 

Nie wiem kim jest nawet osoba po drugiej stronie drzwi. Przez to, że na korytarz ruszyła w moją stronę nie zdążyłam przyjrzeć się jej twarzy.

- No już, moja słodka obsesjo, otwórz te pierdolone drzwi. Muszę Cię zobaczyć, bardzo się zmieniłaś od naszego ostatniego spotkania. - usłyszałam za drugiej strony drzwi. Zrobiłam jeszcze pare kroków do tyłu, tylko po to żeby być dalej od tego psychola czekającego po drugiej stronie. 

- Nie, zostaw mnie. Odejdź. - mój głos drżał, ręce zaczęły mi się trząść, a po plecach przepłynęła mi kropla zimnego potu.

- Och, moja obsesjo, nie odejdę. Będę z tobą do końca swoich dni i sprawię, że ty też będziesz ze mną do końca swoich dni. Zrozum to, że masz w sobie coś co mnie do ciebie przyciąga, a ja nie umiem się temu oprzeć. Chodź bym, powtarzał sobie, że jesteś tylko zwykłą, osiemnastoletnią dziewczyną, to i tak nie potrafię przestać o tobie myśleć. Gdy patrzę na ciebie z ukrycia staję się spokojniejszy. Pomagasz mi, a ja mogę pomóc tobie, musisz otworzyć tylko drzwi, dobrze moja obsesjo?

- Nie, nie otworzę drzwi. Ty jesteś chory, zostaw mnie. Po prostu o mnie zapomnij, nie wiem nawet kim jesteś. Znajdź sobie inną ofiarę do obserwowania, ja mam już tego wszystkiego dość. Zostaw mnie w spokoju. - nawet nie wiem kiedy po moich policzkach zaczęły płynąć morkę, słone łzy. 

- Ciii, otwórz drzwi po dobroci, a wszystko będzie dobrze. - nadal próbował namówić mnie na otwarcie drzwi. 

- Nie chce, odejdź. Proszę.

Przez moje ciągłe cofanie się w tył, moje plecy opierały się już o ścianę. Zsunęłam się po niej w dół i podciągnęłam kolana do klatki piersiowej, chowając w nich głowę. Mam już tego wszystkiego dość. Nie wiem o co im wszystkim chodzi. Wszystko zaczęło się dziać w dwu-tysięcznym dwudziestym-drugim roku, później dwa lata przerwy i znów wszystko od początku. Tylko pare rzeczy się zmieniło, nie mam już jednego stalkera, tylko jak się wydaje, to teraz mam trzech. 

Nagle dźwięk ciągnącej klamki ucichł, a ja poczułam dłoń odzianą w skórzaną, czarną rękawice na swoim ramieniu. Podniosłam szybko głowę i jedyne co zobaczyłam przed odleceniem to przeszywające mnie zielono-niebieskie tęczówki. Jego prawe oko było niebieskie nie, ono było wręcz błękitne, a drugie było ciemno zielone.

***

Gwałtownie podniosłam się do pozycji pół siedzącej, pół leżącej. To był tylko sen. Nikogo nie ma w domu i nikt nie chcę wyrwać mi drzwi żeby dostać się do środka. Dla upewnienia się, że jestem bezpieczna, rozejrzałam się po pokoju. N pierwszy rzut oka, mogłoby się wydawać, że w pokoju jestem tylko ja, ale to była nie prawda. Bo bardzo dobrze widziałam zarys sylwetki w kącie pokoju. 

Koszmar, który mi się śnił, mógłby okazać się prawdą. Przez chwile myślałam, że będzie to ten sam chłopak, który występował w moim śnie. Lecz myliłam się, bo osobą stojącą w kącie mojego pokoju, okazał się chłopak o dwóch różnych tęczówkach, ale nie tych samych co we śnie. Te są inne, jego prawe oko jest czarne tak czarne, że prawie nie widać źrenicy, a drugie jest szare, ale nie całe szare, w okolicach źrenic jest niebieska plamka. Gdy tylko zobaczyłam te oczy, od razu wiedziałam kim jest postać stojąca w moim pokoju. 

Who are you? #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz