Rozdział VIII

747 32 13
                                    


Valentina :

 Trzydziesty październik rok dwu tysięczny dwudziesty czwarty. Moje osiemnaste urodziny. Po ostatnim spotkaniu z NIM minął tydzień i nic się nie stało, ale wiem, że to tylko cisza przed burzą. Postanowiłam zrobić sobie dzień wolny od szkoły. Taki prezent od siebie dla siebie. Spałam do dziewiątej, nie pamiętam kiedy ostatni raz tak długo spałam. Ostatnie wydarzenia okropnie na mnie wpłynęły, było to widać przez wory pod oczami. Leżałam na łóżku i myślałam o tym wszystkim co się ostatnio działo. Po ostatniej wiadomości od NIEGO, już żadnej nie dostałam.

 Tak samo od taty, nie pisał do mnie od kiedy wyjechał do innego miasta w ,,ważnej sprawie''. Nadal miałam nadzieje, że napisze mi chodź jedną, krótką wiadomość z życzeniami. Nic takiego jeszcze nie nastąpiło, wmawiam sobie, że jest zajęty i napisze później, ale głosik w mojej głowie podpowiada mi, że zapomniał. Pierwszy raz zapomniał o moich urodzinach, gdy miałam tylko dziesięć lat.

***

Valentina- dziesięć lat. (urodziny)

Moje dziesiąte urodziny. Czekałam za moim tatusiem żebyśmy spędzili ten dzień razem, ale on cały dzień przesiedział w pracy, a ja czekałam na niego z małym torcikiem, który kupiła mi jedna ze sprzątaczek w naszym domu. A gdy już wrócił to wyrzucił tort mówiąc, że ma za dużo kalorii, a mi przyda się trochę zrzucić. Od tamtego momentu kontrolował co, i ile jadłam.

 Nie mogłam tak jak inne dzieci jeść słodyczy, nie mogłam w lato jeść lodów chodź bardzo chciałam. To właśnie przez to, że do szkoły dostawałam warzywa i owoce w małej ilości, dzieci z klasy się ze mnie naśmiewały. Wtedy jeden chłopiec powiedział mi, że mój tata mnie nie kocha, zaczęłam się zastanawiać czy to prawda. 

 Bo mój tata nigdy nie poszedł ze mną na plac zabaw, zawsze chodziły ze mną gosposie. Nigdy nie poszliśmy razem do kina, tak jak robią to inni tatusie z dziećmi. Cały dzień w szkole zastanawiałam się nad tym czy mój tatuś mnie kocha. Po powrocie do domu czekałam na niego, gdy wrócił i przyszedł do salonu w którym czekałam postanowiłam zapytać.

-Tatusiu kochasz mnie?

Odpowiedziała mi głucha cisza, wiec postanowiłam zapytać ponownie.

-Kocham cię najbardziej na świecie tatusiu, a czy ty kochasz mnie?- zapytałam ponownie załamanym już głosem.

Nic. Głucha cisza. Czekałam aż powie, że też kocha mnie najbardziej na świecie, ale nic takiego nie nastąpiło.

-Kocham cię tato. Najbardziej na świecie. Kocham c...- wszedł mi w zdanie.

-Zamknij się już.- warknął, nawet na mnie nie patrząc, zupełnie jakby się mnie brzydził.

I te słowa wystarczyły żebym poznała odpowiedź na moje pytanie. Mój tatuś którego kocham najbardziej na świecie mnie nie kocha.

***

 Ohydne wspomnienia. Nienawidzę ich. Najchętniej wymazałabym je z głowy, jak na złość są to jedne ze wspomnień z dzieciństwa które pamiętam. Postanowiłam wstać z łóżka i się ogarnąć. W trakcie robienia makijażu dostałam życzenia urodzinowe od Lucasa i Isabelli. 

 Ubrałam czarną, obcisłą w talii sukienkę przed kolano. Stanęłam przed lustrem. Wyglądałam w miarę dobrze. Przypomniały mi się słowa ojca które powiedział do mnie na dziesiąte urodziny, automatycznie stanęłam bokiem do lustra. Prawie nie zauważalny kawałek odstającego brzucha, ale ja go zauważyłam. Nadal nie byłam idealna, musiałam więcej schudnąć, a może wtedy tata będzie traktować mnie jak swoją córkę.

Gdybym tylko wtedy znała prawdę.

Po zobaczeniu odstającego brzuch odechciało mi się jeść śniadanie. Zeszłam na dół żeby przywitać się z Veyronem i dać mu jeść. Veyron gdy tylko zobaczył, że sięgam po jego karmę, stał już przy misce. Gdy już nasypałam mu karmę udałam się na kanapę w salonie. Nie miałam nic ciekawego do robienia więc postanowiłam włączyć swój ulubiony horror. Scream. Tak uwielbiałam ten film, że na jedną imprezę z okazji halloween sama się za niego przebrałam. 

 Z filmu wyrwał mnie dźwięk dzwonka do drzwi. Nikogo nie zapraszałam. Powoli otworzyłam drzwi. Jak się okazało, po drugiej stronie drzwi nie stał żaden morderca tylko kurier. Problem był w tym, że ja nic nie zamawiałam.

-Pani Valentina Davies?- zapytał młody kurier.

-Tak, to ja.

-To dla pani.- podał mi płaską paczkę, średniej wielkości.

-Mogę wiedzieć od kogo jest ta paczka?- zapytałam.

-Od Jamesa Daviesa.

Uśmiech sam wkradł mi się na usta gdy to usłyszałam. Nie zapomniał. Tata pamiętał o moich urodzinach i wysłał mi jeszcze prezent.

-Dziękuje, do widzenia.- nie dałam nic powiedzieć kurierowi tylko zamknęłam drzwi i skierowałam się do salonu otworzyć prezent.

Usiadłam na kanapie, a obok mnie Veyron. Cały czas miałam uśmiech na twarzy, tak bardzo cieszyłam się, że James nie zapomniał o moich urodzinach. Rozerwałam taśmę cały czas uśmiechając się jak głupia do tego kartonu. Jednak uśmiech szybko znikł gdy z otwartego kartonu wyciągnęłam wagę, a do niej przyczepioną karteczkę.

Mam nadziej, że przez moją nieobecność nie zrobiłaś się ulaną świnią, Valentino.

Twój nowy prezent pomoże ci utrzymać dobrą wagę.

Mam nadziej, że ci się podoba. Jest to nie tania waga, Valentino.

Mój wyjazd się przedłuży. W domu będę dopiero za miesiąc.

Od jutra zawsze rano będziesz stawać na wadze i wysyłać mi zdjęcie ile ważysz.

James Davies.

Nie napisał nawet głupiego ,,sto lat''. Jeżeli myślałam, że żadne słowa mnie już nie zranią to się myliłam. Bo nawet nie wiem kiedy po moich policzkach zaczęły płynąć moje słone łzy. Do tej pory myślałam, że moje dziesiąte urodziny były najgorszymi, ale to dziś się przekonałam, że jednak to osiemnaste są najgorszymi.

***

Rozdział smutny i krótki.

Postaram napisać jeszcze jeden i wstawić, ale nic nie obiecuje.

Alexa.

Who are you? #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz