Rozdział X

2.9K 105 37
                                    


Valentina :

Wrócili. Obydwoje. Czy współpracują razem? Czy może osobno? Kim są? Czego ode mnie chcą? Tyle pytań, a ani jednej odpowiedzi. Siedzę w swoim pokoju i patrzę na biurko, na którym stoją dwa bukiety kwiatów. Co oni takiego ode mnie chcą? Nie znam odpowiedzi na to pytanie, ani na inne. Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk przychodzącej wiadomości. Numer nieznany, super. Pytanie który z tych dwóch pojebów postanowił do mnie napisać. Tym razem padło na Hiszpana.

Numer nieznany : Jugamos un juego? (zagramy w grę?)

Numer nieznany : Encuéntrame. (znajdź mnie)

Numer nieznany : Es hora de empezar a divertirse. (zabawę czas zacząć)

Jak miałam go znaleźć. Nawet nie wiem gdzie on jest, chyba, że jest tu ze mną. Powoli wyszłam z pokoju i natychmiast poczułam zimno, poszłam na dół, a to co zastałam sprawiło, że zachciało mi się płakać. Drzwi tarasowe były otwarte, chodź je zamykałam. Jest tu ze mną, w moim domu.

Numer nieznany : El tiempo vuela. (czas leci)

Powolii ostrożnie przeszukałam cały parter, ale go nigdzie nie było. Wchodziłam poschodach na piętro, a serce waliło mi tak mocno, że bałam się, że zaraz wylecimi z klatki piersiowej. Przeszukałam wszystkie pomieszczenia na piętrzeoprócz mojego pokoju. Przecież to nie możliwe żeby tam był, przecież jak domnie pisał to jeszcze tam byłam, a co jeżeli on też był tam cały czas. Powoli otworzyłamdrzwi swojego pokoju, światło było zgaszone. Pokój wypełniało jedynie światło zlatarni na dworze. Weszłam do środka i rozejrzałam się dookoła, ale nic nie zauważyłam, jest za ciemno. Chciałam zapalić światło, ale ono się nie zapalało. Wyłączył prąd. 

Moją uwagę przykuło coś leżącego pod lustrem, które stoi tuż obok okna. Będąc przy oknie zauważyłam co leży na ziemi, jest to czarna róża. Powoli ją podniosłam i spojrzałam w lustro. Zamarłam, krew szumiała mi w uszach, a oddech przyśpieszył. Na lustrze widniał napis "me encontraste" " (znalazłaś mnie), jest on prawdopodobnie napisany sztuczną krwią, albo nie. Zmarszczyłam brwi na znaczenie napisu. Po chwili oderwałam wzrok od napisu i spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Usłyszałam szmer, oderwałam wzrok od siebie w lustrze i spojrzałam za swoje odbicie. Dopiero teraz zrozumiałam sens tych słów. W lustrze zauważyłam odbicie osoby w kominiarce. Staliśmy tak i patrzyliśmy na siebie w lustrze, żadne z nas się nie odezwało. Nie mogłam oderwać wzroku od jego nieziemsko błękitnych tęczówek. Wydawał mi się, że widzę jak uśmiecha się pod kominiarką. Gdy chciał podejść do mnie bliżej, ja odwróciłam się do niego przodem i cofnęłam się o krok, tym samym przylegając plecami do lustra.

-Nie, proszę nie...- nawet nie wiem o co prosiłam.

-Shhh no te haré nada. (ciii nic ci nie zrobię)

-Por ahora. (na razie)- dodał.

Łzy zaczęły płynąć po moich policzkach. Tak cholernie się boje. Stoi on kilka kroków przede mną, skąd mam wiedzieć czy nic mi nie zrobi. Podszedł do mnie w paru krokach. Stał tak blisko, że nasze klatki piersiowe się o siebie ocierały. Zamknęłam oczy gdy podniósł rękę i jak gdyby nigdy nic założył mi kosmyk włosów za ucho.

-Nie bój się, kochanie.-czyli zna angielski.

Wyciągnął z kieszeni bluzy małą, czarną róże, bez kolców i założył mi ja za ucho. Złożył pocałunek na moim policzku, jednak jego usta go nie dotknęły, bo dzielił je materiał kominiarki.

-Za niedługo znów się spotkamy.- powiedział i wyszedł z mojego pokoju.

Zaszłam na dół i zobaczyłam, że drzwi tarasowe przez które tu wszedł są domknięte. Wyszedł zostawiając mentlik w mojej głowie.

Who are you? #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz