Rozdział 12

20 3 0
                                    

Kamil

Jedną robotę straciłem przez awanturę przy barze, drugą prawdopodobnie stracę przez ciągłe spóźnienia. Dlaczego tym razem nie przyszedłem na czas? Nie mam pojęcia.

Oglądałem z Kasią telewizję i kiedy spojrzałem na zegarek miałem jeszcze sporo czasu do wyjścia. Nie zdążyłem nawet mrugnąć, a jednak, kiedy znowu sprawdziłem godzinę, zorientowałem się, że od trzech minut powinienem być już na miejscu. Zbyt często mi się to ostatnio zdarzało.

Znowu zrezygnowałem z komunikacji miejskiej, wierząc, że biegiem dostanę się szybciej. Wpadłem do restauracji przez zaplecze i od razu pobiegłem do szatni, aby przebrać się w firmową koszulę. Kiedy wślizgnąłem się do kuchni, wciąż zapinałem ostatnie guzikami.

– Zebrałam zamówienie z twoich stolików – powiedziała Ania, gdy zobaczyła mnie w progu. – Penne i dorsz do szóstki.

– Jasne, dzięki – rzuciłem.

Położyłem talerze na tacy i otworzyłem drzwi prowadzące na główną salę.

Zamarłem.

„Co ona tu robi? I kim jest ten gość?" – pomyślałem.

Ola siedziała przy stoliku, który powinienem obsłużyć, a jednak stałem i nie mogłem się ruszyć. Czy to był jej chłopak? Wydawali się sobie bliscy. Cofnąłem się dwa kroki, wchodząc z powrotem do kuchni.

– Skoro już zaczęłaś... – Powiedziałem, próbując zachować spokój – napiwki będą twoje.

Nawet jeżeli Ania coś podejrzewała, to nic nie powiedziała. Zabrała mi z rąk talerze i poszła zanieść zamówienie.

Spojrzałem jeszcze raz w stronę stolika. Oboje byli ubrani bardzo elegancko, co tylko potwierdziło moje przypuszczenia odnośnie ich wspólnej randki. Ola uśmiechała się szeroko, słuchając opowieści swojego towarzysza.

Wyglądało na to, że opanowała mnie zazdrość. W żadnym wypadku w sensie romantycznym prędzej w stylu jaskiniowca.

Zacisnąłem pięści i biorąc głęboki oddech, wyszedłem na stanowisko kelnerskie. Nie mogłem przez cały wieczór się ukrywać i czekać, aż dziewczyna opuści restaurację. Zresztą sam przed sobą przyznałem, że nie mogę zbudować głębszej relacji z kimś, z kim znajomość rozpoczęła się od współczucia... Więc dlaczego tak reagowałem? Piękna kobieta ma chłopak i wychodzi z nim na kolację. Też mi niespodzianka.

Przez cały ich posiłek, który notabene trwał wieczność, nawet nie patrzałem w ich stronę, licząc na to, że uchroni mnie to przed rozpoznaniem przez Olę. I prawie by mi się to udało, gdyby nie te trzy przeklęte słowa, usłyszane z ust chłopaka:

– Możemy prosić rachunek?

– Już, moment – odpowiedziałem i zacząłem rozglądać się za Anią. Gdzie ona była, kiedy raz w życiu jej potrzebowałem?

Poszedłem za kontuar, gdzie leżał uszykowany rachunek i nie mając innego wyboru, zaniosłem go do stolika.

– Kartą czy gotówką? – zapytałem, kładąc go na środku.

– Kamil – usłyszałem znajomy głos i spojrzałem w stronę jego właścicielki.

Pierwsze, o czym pomyślałem to: wygląda pięknie. Jej twarz rozjaśniał szeroki uśmiech, a ciemne włosy opadały falami na ramiona i plecy. Oczy wyrażały ogromną radość, przez co poczułem rozgoryczenie wynikające z faktu, że to nie ja byłem za nią odpowiedzialny. To było irracjonalne.

Wzrok Oli utkwiony był we mnie, a na jej twarz wciąż gościł ten szeroki uśmiech. Nie spuszczała ze mnie oczu przez kilka długich sekund i dopiero po chwili, jakby otrząsając się z letargu, przeniosła wzrok na swojego towarzysza.

– Damian, to jest Kamil, brat dziewczynki, której pomagam w nauce – zaczęła.

No tak, byłem po prostu czyimś bratem i nikim więcej, przecież właśnie tego chciałem. 

– Kamil, a to jest...

– Jestem w pracy – przerwałem jej w połowie zdania. Nie obchodziło mnie, kim jest dla niej ten człowiek, a już na pewno nie byłem gotów na to, aby przedstawiła mi swojego chłopaka. – Kartą czy gotówką? – powtórzyłem.

Sytuacja zrobiła się napięta i doskonale wiedziałem, że byłem za to odpowiedzialny, jednak tym razem nie przejąłem się swoją arogancją. Przeniosłem wzrok na chłopaka, nie chcąc obserwować, jak Ola momentalnie pochmurnieje.

Czułem na sobie spojrzenie dziewczyny. Jej towarzysz również bacznie mi się przyglądał. Może moje zachowanie było głupie i niezrozumiałe, bo właściwe się nie znaliśmy, a ja już drogi raz byłem względem niej najzwyczajniej w świecie zazdrosny. Jak zawsze chciałam nad wszystkim panować i wszystko kontrolować.

Byłem zaborczym dupkiem.

A największy problem stanowił fakt, że gość wydawał się w porządku i gdybym tylko nie był zamkniętym w sobie pustelnikiem, odcinającym się od wszystkich ludzi na świecie na pewno mógłbym się z nim dogadać. I niestety musiałem przyznać, że do siebie pasowali, a ich wzrok jasno sugerował, że im na sobie zależało.

Chłopak bez słowa odliczył gotówkę i wsadził do futerału.

– Miło było cię spotkać, Kamil – powiedziała Ola. W jej ustach te słowa brzmiały niemal jak obelga.

Patrzyłem, jak oboje podnoszą się z krzeseł i bez słowa opuszczają restaurację. Stojąc w progu, chłopak obrócił się jeszcze przez ramię. Spojrzał na mnie w sposób, który nie sugerował złości czy zdenerwowania za to, jak potraktowałem jego dziewczynę. Przeciwnie, patrzył na mnie, jakby poszukując w mojej twarzy odpowiedzi i wyjaśnienia tego, co tu właściwie zaszło. Gdy na jego usta wypłynął lekki uśmieszek, odniosłem wrażenie, że całkowicie mnie przejrzał.

Hope Dies LastOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz