Rozdział 7

24 2 0
                                    

Aleksandra

W piątek, kiedy skończyłam zajęcia z Kasią, wyszłam z mieszkania i od razu przystanęłam na klatce schodowej, aby przegrzebać torebkę w poszukiwaniu parasolki.

Pogoda tego dnia, świetnie oddawała mój nastrój. Zaczęło się od prezentacji, którą zapomniałam zrobić na zajęcia, ponieważ byłam święcie przekonana, że mam ją na następny tydzień. Później zgubiłam słuchawki do telefonu, a wszystko dopełniła godzina spędzona na nauce matmy, podczas której siedziałam jak na szpilkach, nasłuchując, czy tak jak ostatnim razem nie przekręca się zamek w drzwiach. Na szczęście nic takiego się nie wydarzyło i nie musiałam ponownie stawać twarzą w twarz z Kamilem.

Kiedy przyszłam, Kasia próbowała tłumaczyć zachowanie brata z ostatniego wtorku i choć zapewniłam, że rozumiem i nie mam z tym problemu... Nie rozumiałam. I miałam z tym problem.

„Jakim trzeba być bucem, żeby potraktować tak drugiego człowieka?" – Ta myśl ciągnęła się za mną nie tylko do końca dnia, ale i w środę, kiedy poszłam na spotkanie organizacyjne organizowanego przez Młodzieżowy Dom Kultury.

Mężczyzna prowadzący kurs mówił o edukacji szkolnej i wczesnoszkolnej z taką pasją, że kupił mnie praktycznie w stu procentach. Po zajęciach pierwsza stałam w kolejce, aby zapisać się na listę uczestników.

Miał on trwać jedynie trzy miesiące, spotkania miały odbywać się raz w tygodniu, a po jego ukończeniu miałam otrzymać certyfikat uczestnictwa. Może nie umożliwiał mi on dostania pracy wśród dzieci, jednak byłam pewna, że po tym kursie będę mogła pomagać w wolontariacie z lepszym skutkiem.

Miałam ogromne nadzieje, że zainteresuję się tematem na tyle, aby pomyśleć nad zmianą studiów lub ukończeniem studium psychologicznego. W takim przypadku certyfikat miałby większe znaczenie przy poszukiwaniu pracy.

Wróciłam do mieszkania cała mokra, bo kto by pomyślał, zapomniałam parasolki... Przebrałam się w suche ubrania, owinęłam szczelnie kocem i usiadłam w fotelu z jedną z książek młodzieżowych, znajdujących się w mojej kolekcji. Tego dnia zdecydowanie potrzebowałam lekkiej lektury.

Nie zdążyłam doczytać do końca pierwszego rozdziału, kiedy usłyszałam dźwięk przychodzącego SMS-a. Zerknęłam na ekran, jednak wiadomość przyszła z nieznanego numeru. Odłożyłam książkę na bok i chwyciłam telefon.

– „Hej, z tej strony Maciek (to ten miły i przystojny chłopak z ostatniej imprezy u Tomka). Wybłagałem Kamilę o twój numer, bo chciałem zapytać, czy nie miałabyś ochoty wyskoczyć dzisiaj na drinka z naszą słodką parką".

– „Jasne, czemu nie! Gdzie i o której?" – odpisałam, uśmiechając się do telefonu. Skoro chciał iść w czwórkę, oznaczało to tylko tyle, że nie była to randka, a spotkanie z przyjaciółmi. Ta sytuacja dużo bardziej mi odpowiadała.

– „20:00 na Placu Solnym? Znam niedaleko fajny bar".

– „Świetnie, mi pasuje".

– „Dam znać Kamili i Tomkowi. Do zobaczenia".

Odłożyłam telefon, wcześniej spoglądając jeszcze na godzinę. Powoli dochodziła osiemnasta. Podniosłam się z fotela, aby odłożyć czytaną książkę na swoje miejsce i wciąż szczelnie owinięta kocem, przeszłam do sypialni, aby uszykować sobie ubrania do wyjścia.

Po jednej stronie łóżka położyłam czarne dżinsowe spodnie i satynową bluzkę z głębokim dekoltem, a po drugiej stronie, dopasowaną bordową sukienkę z długim rękawem, sięgającą mi przed kolano. Była zabudowana u góry, jednak posiadała szerokie rozcięcie na prawym udzie. Przyglądałam się przez chwilę obu strojom, nie wiedząc, co założyć.

Hope Dies LastOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz