Rozdział 0 - Kolejna zakończona sprawa i impuls, którego potrzebowałam

47 2 3
                                    

Jestem wiedźmą, ale nie mam jakichś super mocy. Można powiedzieć, że jestem przeciętna. Nie chodziłam do żadnej szkoły magicznej i nie odebrałam specjalnych nauk, jakie każda bardziej uzdolniona wiedźma powinna odebrać. Ale ja nie jestem nadzwyczajnie obdarzona żadnym darem czy talentem magicznym. Mieszkam z moją ciotką odkąd skończyłam 10 lat i ona jako moja opiekunka zadecydowała, że żadna szkoła nie jest mi potrzebna. Do tej pory zbytnio mi to nie przeszkadzało, ale dzisiaj przekonałam się o wielu brakach w swojej wiedzy magicznej.

Przeze mnie ktoś zginął bo nie byłam w stanie odnaleźć go na czas.

Moja praca jest prosta. Odnajduję to co zostało zagubione, a właściwie odnajduję osoby. To mój jedyny talent magiczny, bo jestem w tym naprawdę świetna. Każdy kto umie posługiwać się magią zna zaklęcie odnajdujące, ale one zazwyczaj najlepiej się sprawdzają przy odnajdywaniu przedmiotów, a nie ludzi. Dodatkowo moje zaklęcia są nadzwyczaj dokładne i szybko działające. Zwykle potrzebuję jakiejś rzeczy osobistej, która należy do zaginionej osoby i w sekundę z dokładnością do kilku metrów potrafię stwierdzić gdzie ta osoba się znajduje. Opanowałam to do perfekcji i może też przez to jestem tak zawalona robotą.

Moja ciotka prowadzi magiczną agencję detektywistyczną, a gdy skończyłam 16 lat zaczęłam jej pomagać. Teoretycznie. Właściwie to zaczęłam jak miałam 14 lat, bo wtedy ona odkryła jak moje zaklęcia są dokładne, ale pomagałam jej tylko czasami, bo nie mogła mnie jeszcze legalnie zatrudnić.

Także od kilku lat narzekam na nadmiar roboty. Nie mam czasu na żadne hobby, chłopaków, o prawdziwym odpoczynku już nie wspomnę. Jestem wykończona.

Dzisiaj odczuwam to ze zdwojoną siłą, bo nie zdążyłam odnaleźć zaginionego na czas. Był to młody chłopak, jego ojciec narobił długów u ludzi, od których nie powinien w ogóle pożyczać i kilka dni temu przyszła do nas jego matka, cała zapłakana i wybłagała ciotkę żebyśmy jej pomogli. Nie miała niestety ze sobą odpowiedniej rzeczy osobistej chłopaka, bo ich dom niedawno spłonął. Przyniosła jedynie sweter. Niestety ten sweter był kupiony kilka dni przed jego zaginięciem, więc nie nabrał jeszcze mocy jako rzecz osobista, dlatego moje zaklęcie nie zadziałało tak szybko jak zwykle. Szuje, które go porwały były bardzo niecierpliwe. Czas jaki dali ojcu na skombinowanie kasy na okup wynosił jedynie 48 godzin. Nie zdążył skombinować takiej kasy w tak krótkim czasie, co mnie nie dziwi, bo skąd zagorzały hazardzista, któremu skończyły się już miejsca gdzie mógłby pożyczyć kasę, znalazłby taką sumę, więc nie zdążył. Ja też się spóźniłam.

Może gdyby ciotka posłała mnie do tej cholernej szkoły magicznej i odebrałabym nauki jakie powinnam, to znalazłabym go na czas. Mój jedyny talent, zawiódł mnie. A potem jeszcze zamiast dostać jakieś wsparcie, otrzymałam tylko burę i obietnicę obcięcia kilku następnych premii. Jakby w ogóle płaciła mi tyle ile powinna. Miarka się przebrała i miałam dosyć. Zaczęłam, więc pakować walizkę. Ciotka na szczęście wybyła z domu na parę godzin, więc mam chwilę czasu, żeby się ogarnąć i wymyślić jakiś plan działania.

Tylko dokąd mogłam pojechać, żeby zniknąć na jakiś czas?

Wrzuciłam do walizki wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy. Ciuchy, laptop, ładowarki i pare książek, bo może znajdę trochę czasu na czytanie z dala od tego ponurego domu.

Postanowiłam zajrzeć jeszcze do gabinetu ciotki skoro nie było jej w domu. Chciałam tylko podrzucić jej na biurko akta ostatniej sprawy, ale coś przykuło moją uwagę. Usiadłam na chwilę na jej potężnym skórzanym fotelu, którego nienawidziłam, chociaż był całkiem wygodny. Jej gabinet był zimny, wystrój nie zachęcał do zwierzeń, a to tutaj w większości przyjmowała klientów. Nie lubiłam tu przebywać. Nie ma sensu tu dłużej siedzieć, nic nie przyjdzie mi tutaj do głowy. Wstałam, ale moja bluzka zaczepiła się o kant drewnianego biurka. Chwileczkę. Nie o kant, a o szufladę. Szufladę, którą zawsze zamykała. Coś musiało ją rozproszyć i nie spodziewała się na pewno mojej obecności tutaj.

Usiadłam z powrotem na fotelu i powoli wysunęłam szufladę. Znalazłam tam starą wystrzępioną teczkę. Wyglądała na taką, która musiała być przeglądana wiele razy. Otworzyłam ją i znalazłam tam zdjęcie moje, kiedy byłam jeszcze mała, mogłam mieć może 4 latka, i mojej matki. Stałyśmy na brzegu morza. Pamiętałam to miejsce, to tam spędzałyśmy zawsze razem długie wakacje. Ciotka nigdy nie chciała tam ze mną jechać.

Ale dlaczego to zdjęcie tutaj leżało. Oprócz niego w teczce, znalazłam jakieś papiery, ale nie mogłam z nich nic odczytać. Wszystko było zamazane. Dotknęłam papieru i poczułam wyładowanie mocy. Zaklęcie. Ciotka nie musiała nawet zamykać tej szuflady, ktoś kto by znalazł te papiery i tak nic by z nich nie odczytał. Gdy ja miałam talent do odnajdywania zaginionych, to ciotka miała nadzwyczajny dar do magicznego szyfrowania dokumentów. Nawet jakby je ktoś ukradł i próbował złamać zaklęcie, papiery wróciłby na swoje miejsce nietknięte.

Poza tym, gdybym zabrała teraz tą teczkę ze sobą domyśliłaby się dokąd uciekłam. Nic mi po niej. Wyciągnęłam jedynie telefon i zrobiłam zdjęcie fotografii mojej i mamy.

Już wiem dokąd się udam. Może to pora, żeby zrobić sobie w końcu wakacje i dokładnie wiem gdzie powinnam jechać.

NawiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz