11

144 13 1
                                    

Święta Bożego Narodzenia w Malfoy Manor zawsze były wyjątkowym czasem pełnym przepychu i elegancji. Wielka jadalnia lśniła od migoczących świateł magicznych świec, a ogromna choinka, ozdobiona srebrnymi i zielonymi ornamentami, sięgała niemal sufitu.

Draco Malfoy uwielbiał święta Bożego Narodzenia. Był to jedyny czas, gdy cała rodzina nie kłóciła się i mógł spędzać czas wspólnie z rodzicami. Jednak w tym roku atmosfera była inna – mroczna i pełna napięcia. Draco przez moment pomyślał, że mógł zostać w Hogwarcie. W zamku miałby chociaż towarzystwo Pottera, z którym, ku własnemu zdziwieniu, zaczął nawet się dogadywać oraz Snape'a. Jego wuj może nie cierpiał świąt, ale na pewno spędzał je weselej od niego zwłaszcza, że miał przy sobie Pottera. Widział jak mężczyźnie zależało na bliznowatym, ale prędzej założyłby różowe boa na szyję niż by się przyznał.

Niestety, obecnie blondyn siedział przy stole, wpatrując się w bogato zastawione potrawy, których w tym roku nie mógł się cieszyć jak zwykle. Jego matka, Narcyza, wyglądała na zamyśloną, niemal nieobecną, a ojciec, Lucjusz, zniknął gdzieś zaraz po rozpoczęciu kolacji. Zwykle spędzali wieczór wspólnie, rozmawiając o sukcesach, planach na przyszłość, a także wymieniając się drogimi prezentami. Odkąd wrócił do domu, wszystko się zmieniło. Rodzice niemal ze sobą nie rozmawiali. Jego matka, zawsze tak delikatna i pełna elegancji, chodziła zamyślona i smutna. Ojciec albo znikał na długie godziny, albo wyładowywał swoją frustrację krzykami na nią.

Draco czuł się przytłoczony chłodną atmosferą. Zniknęła magia świąt, do której był przyzwyczajony. Próbował nawiązać rozmowę z matką, ale ta jedynie posyłała mu smutne uśmiechy. Nawet prezenty nie poprawiły mu nastroju. Mimo to, Draco był mile zaskoczony, gdy zobaczył prezent od Pottera. Otrzymał od niego paczkę słodyczy i książkę z różnymi zaklęciami. W załączonym liście Harry napisał, że to w dużej mierze zasługa Snape'a, który zgodził się wspaniałomyślnie kupić coś w jego imieniu. Jednak chłopak był wdzięczny za sam gest.

Tymczasem Lucjusz Malfoy kierował swoje kroki w stronę gabinetu. Oprócz niego, nikt nie miał prawa tam wejść. Nawet jego kochana żona. Próbował wtajemniczyć Narcyzę w swój ambitny plan, jednak ona protestowała, argumentując, że chce żyć spokojnie, nie bojąc się znowu o życie jej rodziny, zwłaszcza ich syna. Przez to dochodziło między nimi do ciągłych konfliktów. Dzisiaj miał odbyć spotkanie, które od kilku miesięcy organizował w największej tajemnicy – z Kwiryniuszem Quirrellem. Wiedział, że jego sojusz z tym tchórzliwym nauczycielem Obrony przed Czarną Magią był ryzykowny, ale cel, jaki przyświecał ich współpracy, był zbyt kuszący, by go zignorować.

Gdy dotarł na miejsce, czekał już tam Quirrell. Postać, jeszcze bardziej nerwowa niż zwykle, przemykała wzrokiem po pomieszczeniu, jakby obawiała się, że ktoś ich śledzi.
– Lucjuszu – zaczął niepewnie – zdobyłem wszystko o co prosiłeś.

Malfoy, nie spuszczając z niego chłodnego wzroku, podszedł bliżej, cicho skrzypiąc eleganckimi butami. Jego twarz była niewzruszona, wyrażając więcej groźby niż zainteresowania.

– Czy mamy już wszystko co potrzebne? – zapytał sucho, patrząc na mężczyznę z góry.

– Tak. Brakuje nam już ostatniego elementu by odprawić rytuał – powiedział Quirrell, wyciągając z torby księgę „Starożytne i Zakazane Rytuały”. Lucjusz wziął ją do ręki. Otwierając książkę poczuł jak czarna magia wypełnia jego ciało. Przerzucająs kartki, znalazł odpowiedni rozdział. Kości ojca, krew jednorożca, serce smoka oraz ofara z człowieka – przeczytał w myślach.

– Faktycznie. Brakuje nam tylko ofiary. A Potter nada się do tego idealnie – powiedział Lucjusz. – Jego krew przywróci naszemu Panu pełnię mocy. A ty, Quirrell, zadbasz o to, by chłopak trafił w odpowiednie miejsce, w odpowiednim czasie.

Czarodziej przytaknął chociaż zadrżał na myśl o zadaniu, które go czekało.

– Tak jest, niebawem zacznę przygotowania. Musimy działać ostrożnie. Mam wrażenie, że Dumbledore coś podejrzewa, bo ostatnio nasłał na mnie Snape'a.

– Severusem zajmę się osobiście. A ty, upewnij się, że nie zawiedziesz – powiedział cicho, ale jego ton nie pozostawiał wątpliwości, jakie będą konsekwencje porażki.

★★★

Następnego dnia Draco obudził się i od razu przypomniał sobie, że dzisiaj ma odbyć się wspólny obiad z rodziną Parkinsonów. Westchnął, zdając sobie sprawę co to oznaczało. Formalne spotkania rodzin czystej krwi nigdy nie należały do jego ulubionych. Zazwyczaj siedział znudzony przy stole, słuchając jak dorośli rozmawiają o polityce. W głowie widział już Pansy, która nie odpuści mu żadnej okazji, by spróbować zaimponować jego rodzicom. Nie miał nic jej do zarzucenia, dogadują się nieźle, jednak dziewczyna bywała męcząca. Na szczęście, na obiad został zaproszony jeszcze Snape, który w razie problemów będzie mógł mu pomóc.

Obiad przebiegał w pełnej przepychu jadalni, w której ściany zdobiły rodowe herby i obrazy przodków. Na środku stołu znajdowały się wykwintne dania – pieczona kaczka czy też szparagi w sosie cytrynowym. Rodzice Pansy siedzieli naprzeciwko Narcyzy i Lucjusza, prowadząc konwersację na temat polityki Ministerstwa Magii, a Pansy przyglądała się Draconowi z niechętnym spojrzeniem.

– Coś nie tak? – spytał Draco widząc jej niezadowoloną minę.

– Nic, po prostu... jesteś inny, Draco – zaczęła Pansy, unosząc brwi i odwracając wzrok w stronę rodziców, jakby chciała sprawdzić, czy ktoś ją popiera.

– Doprawdy? – Draco odparł chłodno, starając się unikać konfrontacji.

– Tak, odkąd zacząłeś gadać z Potterem – wysyczała. – Co ci w ogóle do głowy przyszło? Jeszcze kilka miesięcy temu mówiłeś, że nienawidzisz tego parszywego Gryffindoru. A teraz nagle jesteś jego kumplem? To już przesada, Draco.

W jadalni zapadła niezręczna cisza. Wszyscy zwrócili swój wzrok w stronę blondyna, który próbował zachować powagę, ale poczuł jak ogarnia go strach. Narcyza popijała wino, próbując ignorować napiętą atmosferę a Malfoy senior zmarszczył brwi i chciał coś powiedzieć gdy nagle do rozmowy wtrącił się do tej pory milczący Snape:

– Pansy, nie zapominaj, że znajomość z kimś takim jak Potter może przynieść więcej korzyści, niż się wydaje. – Snape przeciągnął spojrzeniem po wszystkich obecnych przy stole. – Są chwile, kiedy trzeba myśleć strategicznie, a nie kierować się dawnymi uprzedzeniami. Draco doskonale o tym wie i podejmuje odpowiednie decyzje.

Pansy skrzywiła się, ale nie ośmieliła się odpowiedzieć na słowa profesora. Draco poczuł ogromną ulgę, że Snape wkroczył w odpowiednim momencie i wyciągnął go z tej niezręcznej sytuacji.

– Dokładnie Pansy – kontynuował młody Malfoy – nie wszystko jest takie czarno białe.

Pansy jednak nie wyglądała na przekonaną, ale milczała, odwracając wzrok. Obiad toczył się dalej w nieco bardziej napiętej atmosferze.

Gdy goście już poszli, Draco odetchnął z ulgą. Będzie musiał bardziej uważać w Hogwarcie, bo nie mógł pozwolić by Ślizgoni zaczęli coś podejrzewać. Straciłby swój autorytet wśród kolegów. Chciał iść do pokoju, jednak ramię ojca go zatrzymało.

– Draco, mam nadzieję, że to co Severus powiedział to prawda i zadajesz się z Potterem dla własnych korzyści – powiedział surowym głosem.

Chłopiec przełknął ślinę i odparł: – oczywiście, że tak, ojcze. Nie zadaję się z takimi jak on, zwłaszcza z Gryfonami.

Mężczyzna kiwnął głową w geście zadowolenia i oddalił się do innego pomieszczenia.

Gdy Lucjusz zniknął za drzwiami, Draco odetchnął z ulgą, ale ciężar na jego piersi wcale nie zniknął. Wiedział, że kłamstwo, które przed chwilą powiedział, tylko pogłębiało jego wewnętrzny konflikt. Z jednej strony, wciąż czuł presję lojalności wobec rodziny i Ślizgonów, ale z drugiej... przyjaźń z Potterem zaczynała mieć dla niego coraz większe znaczenie.

„Muszę być ostrożny” – pomyślał, ruszając w stronę swojego pokoju, gdzie czekały na niego obowiązki. Nie wiedział jeszcze, że kolejne dni przyniosą jeszcze większe wyzwania, a wybór, przed którym stanie, może okazać się o wiele trudniejszy, niż przypuszczał.

Trochę nudny wyszedł ten rozdział :v

Mój ojciec - Severus SnapeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz