13

133 11 0
                                    

Snape obudził się wcześnie rano, jak zwykle, gdy reszta zamku jeszcze spała. Leżał chwilę w ciemności, wpatrując się w sufit, gdzie cienie tańczyły pod wpływem migotania ognia w kominku. Wiedział, jaki dziś jest dzień, ale nie mógł się zmusić do tego, by czuć cokolwiek poza niechęcią. Jego urodziny – dzień, który dla innych może oznaczać radość, dla niego od zawsze był jedynie przypomnieniem minionych lat, z których żadne nie wydawało się zbyt godne zapamiętania.

Westchnął ciężko, przewracając się na bok. Nie cierpiał swoich urodzin. To była kolejna data, która budziła więcej goryczy niż radości. Z każdym rokiem zyskiwał coraz więcej doświadczeń, ale i coraz mniej nadziei. Ciągłe życie w stresie i lęku, że chwilowy spokój jaki zapanował może zostać zburzony w jednej chwili. Nic, czego naprawdę by pragnął, nie mogło się spełnić. Nie czekało na niego nic oprócz obowiązków i ludzi, od których wolałby się trzymać z daleka.

Zdecydował się w końcu podnieść z łóżka. Spojrzał na swoje odbicie w lustrze – te same zimne, zmęczone oczy, to samo życie, w którym obowiązki zawsze przychodziły przed pragnieniami. Wciągnął na siebie czarne szaty, odrzucając myśli o jakichkolwiek życzeniach czy niespodziankach. W końcu dla kogoś takiego jak on, nie było w życiu miejsca na takie drobiazgi.

„Kolejny dzień, kolejny rok” – pomyślał, wychodząc z sypialni, jakby ten dzień niczym się nie różnił od pozostałych. Planował dzisiaj zaszyć się w swoich komnatach i upić jak co roku.

Jakie było jego zdziwienie, gdy zobaczył, że w jego salonie stoi grupka nieproszonych gości. Dumbeldore, McGonagall oraz Malfoy z Potterem. Wszyscy mieli na głowach urodzinowe czapki. Minerwa bez ostrzeżenia podeszła i wcisnęła mu na głowę taką samą czapeczkę. Snape burknął pod nosem jakieś przekleństwo i chciał zdjąć tą nieszczęsną czapkę. Ostatecznie jednak zrezygnował z prób zdjęcia urodzinowej czapeczki, widząc radosne spojrzenie Harry'ego, który w tej chwili przypominał mu Lily bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. To był gest, którego nie potrafił zignorować.

– Wszystkiego najlepszego, Severusie! – rozbrzmiało chórem, gdy Potter rzucił się na niego w niespodziewanym uścisku.

Snape stał jak skamieniały, nie wiedząc, jak zareagować na ten gest, który rozczulił McGonagall do łez. Dumbledore delikatnie poklepał ją po ramieniu, próbując uspokoić, podczas gdy Draco stał nieco z boku, wyraźnie skonsternowany. Ślizgon wciąż nie mógł przywyknąć do myśli, że jego mentor traktuje Pottera jak rodzinę, choć widział to na własne oczy.

Severus westchnął głęboko, a jego usta wykrzywiły się w lekkim, ledwo zauważalnym uśmiechu. Widok tortu stojącego na stole oraz niewielkiej sterty prezentów sprawił, że poczuł ciepło w sercu.

– Dziękuję... – powiedział, a jego głos zabrzmiał nieco sztywniej niż zwykle, jednak w jego oczach dało się zauważyć cień miękkości. – Nie spodziewałem się tego.

Przez chwilę wszyscy stali w milczeniu, aż Dumbledore z uśmiechem uniósł różdżkę, a świeczki na torcie same się zapaliły. Zażenowany Mistrz Eliksirów zdmuchnął ogień. McGonagall, wciąż wycierając łzy, zaczęła kroić tort, podając po kawałku każdemu z obecnych. Severus z lekkim oporem wziął pierwszy kęs, a potem, jakby nie mogąc się powstrzymać, zjadł go z zaskakującą przyjemnością.

Gdy kawałki tortu zniknęły, a atmosfera stała się jeszcze bardziej swobodna, Dumbledore odchrząknął i spojrzał na zegarek.

– Myślę, że pora zostawić cię w spokoju, Severusie – powiedział z uśmiechem. – Minerwo, czy zechcesz towarzyszyć mi w drodze na śniadanie?

– Oczywiście, Albusie – odpowiedziała McGonagall, prostując się i rzucając ostatnie wzruszone spojrzenie na Snape'a i Harry'ego.

Kiedy drzwi za nimi się zamknęły, w pokoju zostali tylko Draco, Harry i Snape. Chwila ciszy była niespodziewanie komfortowa. Severus odetchnął, patrząc na dwóch chłopców.

– Dziękuję wam, chłopcy – powiedział, tym razem bardziej szczerze. – Wasze prezenty są świetne.

Draco uśmiechnął się lekko. – Wiedziałem, że potrzebujesz nowej peleryny do warzenia tych... niebezpiecznych eliksirów.

– Tak – Snape skinął głową, przyglądając się prezentowi Draco z uznaniem. – To niezwykle przydatne.

Harry z kolei podszedł bliżej, nieśmiało wyciągając rękę z książką, którą wcześniej wybrał.

– Pomyślałem, że może cię zainteresuje – powiedział cicho. – To coś o zaawansowanej magii i eliksirach, stara księga.

Severus wziął książkę do rąk, przeglądając jej pożółkłe strony, a na jego twarzy pojawił się cień zadowolenia.

– Dobry wybór, bardzo rzadka księga – przyznał, jednak po chwili zmarszczył brwi – dziękuję Potter, ale jak ją zdobyłeś?

– Hermiona mi pomogła podczas przerwy świątecznej, wysłałem jej list – wypalił Harry, mając nadzieję, że Snape przyjmie wytłumaczenie.

– Faktycznie, panna Granger jest dość ogarnięta w tych sprawach – odparł Severus z uznaniem, ale wciąż z nutą podejrzliwości.

Po chwili zawołał skrzata domowego i poprosił go o śniadanie dla trzech osób. Zaprosił chłopców gestem do stołu.

– Myślę, że warto teraz zjeść wspólne śniadanie. Skoro już tu jesteście, możecie mi towarzyszyć – powiedział.

Atmosfera wyraźnie się rozluźniła. Trójka zasiadła przy stole, na którym pojawiły się smakowite potrawy – ciepłe tosty, jajka, smażony boczek i dzbanek świeżo wyciśniętego soku dyniowego. Severus, choć milczący, poczuł coś nowego – pierwszy raz od wielu lat spędzał swoje urodziny w towarzystwie, które nie tylko go zaskoczyło, ale również uczyniło go, choćby na chwilę, szczęśliwym.

★★★

Pod osłoną nocy, ciemna postać przemierzała błonia. Ciche kroki na wilgotnej trawie były niemal niesłyszalne, a mgła snująca się wokół zamku pochłaniała wszelkie dźwięki. Po chwili postać zatrzymała się przy Wierzbie Bijącej, wykonując szybki gest różdżką, by unieruchomić groźne gałęzie. W milczeniu wsunęła się do otworu w korzeniach drzewa i zniknęła w ciemnym tunelu.

Po kilku minutach mrocznego marszu, postać dotarła do Wrzeszczącej Chaty. Wewnątrz panował przeszywający chłód, a skrzypiące deski podłogi i ściany zdawały się drżeć pod ciężarem starych, zaklętych wspomnień. Zatrzymała się na środku zapuszczonego pomieszczenia, oświetlonego jedynie słabym światłem różdżki.

Quirrell, bo to on był tą postacią, rzucił na ziemię swój worek i zaczął rozkładać przygotowane wcześniej materiały potrzebne do rytuału. W głębi jego umysłu rozbrzmiał znajomy, zimny głos.

– Nie trać czasu Quirrell. Czekałem zbyt długo. – Voldemort przemówił z głębi ciała, które dzielili, a czarodziej poczuł lodowaty dreszcz przebiegający po kręgosłupie.

– Tak mój Panie – wyszeptał.

Drżącymi dłońmi wyciągnął księgę z opisem rytuału. Przewracał kolejne strony, szukając odpowiedniego fragmentu. Gdy jego wzrok zatrzymał się na opisie rytuału krwi, głos Voldemorta znów rozbrzmiał w jego głowie.

– Równonoc wiosenna... lub jesienna. Wtedy moc magii będzie najsilniejsza. Przygotuj wszystko do tego dnia, nie możesz zawieść.

Quirrell przełknął ślinę. Nie zostało mu dużo czasu. Musiał tylko jakoś przekonać Pottera by pojawił się w odpowiednim miejscu. To tutaj, we Wrzeszczącej Chacie, dokona się wielkie dzieło. Rytuał, który da Voldemortowi nowe życie, a jemu samemu... wielką moc.

– Nie zawiodę cię, mój Panie.

Rozdział trochę krótszy niż zwykle, ale myślę, że ciekawy 😅 Niedługo wreszcie będzie się coś działo xd

Mój ojciec - Severus SnapeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz