Nadszedł chłodny październik, co wiązało się z rozpoczęciem nowego sezonu Quidditcha. Nabory do drużyń dawno się zakończyły i wszyscy byli zdziwieni, gdy Minerwa McGonagall zaproponowała Harry'emu wstąpienie do drużyny, bo powszechnie wiadomo, że pierwszoroczni mają zakaz. Na lekcji latania wykazał się jednak ogromnymi umiejętnościami, że zrobiono wyjątek.
Dzisiaj miał być pierwszy mecz otwierający tegoroczny sezon. O zwycięstwo walczyli tego dnia Gryfoni ze Ślizgonami. Na zewnątrz aura nie sprzyjała, od rana padał ulewny deszcz, ale nawet to nie powstrzymało uczniów w kibicowaniu. Trybuny były pełne. Severus Snape usiadł obok opiekunki Gryffindoru.
– Dzień dobry Severusie. Kibicujesz dzisiaj swoim wychowankom, czy może pewnemu Gryfonowi? – szepnęła do niego, a na jej ustach pojawił się uśmiech, który zirytował Mistrza Eliksirów.
– Nawet gdybym był opiekunem samego Godryka Gryffindora, Merlinie broń, to i tak będę sercem za moimi Ślizgonami, Minerwo – odparł z jadem w głosie i skupił wzrok na boisku.
Obie drużyny już były przygotowane do lotu. Czekało ich niełatwe zadanie w taką pogodę. Zestresowany Harry uniósł się w górę. Aczkolwiek widok opiekuna na trybunach dodał mu otuchy. Zajął strategiczne miejsce i wypatrywał złotego znicza, obserwując przy okazji toczącą się grę. Drużyna zielonych grała brutalnie jednak jeszcze nie został ogłoszony żaden faul. Unikał tłuczków raz za razem, które były wymierzone jakby w niego. Mimo to drużyna lwów miała lekką przewagę. Szukający Ślizgonów również jeszcze się nie ruszał, co oznaczało, że na razie znicz nie był widoczny. Po dziesięciu minutach węże dostały pierwszego faula. Jeden ze ścigających wykonał udaną szarżę i Katie Bell spadła z miotły. Na trybunach zawrzało.
W pewnym momencie Harry zauważył coś błyszczącego w oddali, tuż nad boiskiem. Znicz! Ślizgon również go zauważył i natychmiast ruszył w pościg. Harry szybko skierował się w stronę złotej kulki, pochylając się na miotle, by zwiększyć prędkość. Wszyscy na trybunach wstrzymali oddech, obserwując, jak dwaj szukający zbliżają się do znicza. Nawet Snape okazywał większe zainteresowanie meczem niż zwykle. Założył się w tym roku z Minerwą, że Ślizgoni wygrają więcej meczy niż jej Gryfoni. Chociaż musiał przyznać, że jego wychowanek sprawuje się na miotle bardzo dobrze.
Harry nagle poczuł silne uderzenie w bok. Tłuczek, którego nie zdążył uniknąć, trafił go prosto w żebra. Ból był przeszywający, ale chłopak nie zwolnił. Wiedział, że musi złapać znicz, zanim ból stanie się nie do zniesienia. Wyprzedził Ślizgona o ułamek sekundy i wyciągnął rękę. Złapał złotą kulkę, a trybuny eksplodowały radością. Gryffindor wygrał!
Jednak po chwili uderzenie dało o sobie znać. Z powodu bólu Harry stracił panowanie nad miotłą i zaczął spadać. Wszyscy patrzyli z przerażeniem jak leci w dół i twardo ląduje plecami na boisku. Potter leżał na ziemi, próbując złapać oddech, a świat wokół niego zaczynał się rozmazywać. Ostatnią rzeczą, którą usłyszał, zanim stracił przytomność, były krzyki przerażonych przyjaciół i dźwięk kroków biegnących w jego stronę.
Pierwsi zareagowali nauczyciele, którzy wybiegli na środek boiska do nieprzytomnego chłopaka. Snape wyprzedził ich wszystkich, padł na kolana przed leżącym Potterem. Nogę miał dziwnie skręconą oraz twarz była zalana krwią. Bał się go dotknąć, żeby go bardziej nie uszkodzić.
– Albusie, gdzie jest Poppy?! Dzieciak jest w złym stanie – krzyknął do dyrektora, który wpatrywał się z niepokojem w Wybrańca. Głos Snape'a go obudził.
– Już biegnie, Minerwa poszła po nią.
Rzeczywiście po chwili pojawiła się Pomfrey, która kazała się wszystkim odsunąć i przejęła pacjenta. Snape stał nieopodal i już dawno nie czuł takiego strachu jak teraz. Nie spodziewał się, że ten dzieciak zajmie szczególne miejsce w jego kamiennym sercu.
CZYTASZ
Mój ojciec - Severus Snape
FanfictionJako niemowlę, Harry cudem przeżywa śmiertelny atak Voldemorta, lecz jego życie dalekie jest od szczęśliwego. Trafia pod opiekę okrutnych krewnych, którzy znęcają się nad nim i traktują jak intruza. Wszystko zmienia się w dniu jego jedenastych urodz...