Rozdział 22

81 6 12
                                    

Minęły długie, ponure dwa miesiące, podczas których słońce jakby świeciło słabiej. Wszystko wydawało się małe, szare, brudne i bezsensowne. Każda najmniejsza czynność wymagała ogromnych pokładów energii, ale i tak wolałam się do nich zmuszać niż siedzieć wsłuchana w swoje dobijające myśli.

Gdy tylko odzyskałam siły, przenieśliśmy się do Lórien, gdzie chcąc nie chcąc zanurzyłam się w wir pracy. Z pomocą wiernych służących Galadrieli intensywnie uczyłam się być Lady. Nie sądziłam, że miała tyle obowiązków!

Oczywiście grubo przesadzałam i wiedziałam o tym. Po prostu szukałam dodatkowych zajęć na siłę, by zapomnieć się w pracy. By nie mieć czasu na te natrętne myśli, które nie dawały mi spać. Całymi nocami przewracałam się z boku na bok, słysząc westchnienia leżącego po drugiej stronie łoża Legolasa, również pogrążonego w bezsenności.

Też cierpiał. Ale nie ze mną. Przeżywaliśmy żałobę osobno, odzywając się do siebie jedynie półsłówkami w sprawach technicznych. Za dnia mijaliśmy się - ja w biurze, on w stajniach i przy armii. Znaleźliśmy sobie swoje nisze i nie wchodziliśmy sobie w drogę. I o ile w dzień łatwo było ignorować ból, o tyle w nocy powracał ze zdwojoną siłą. Ale cierpieliśmy osobno.

Nie wyrażaliśmy swoich emocji. Zamknęliśmy się w skorupach, w pancerzach chroniących czułe, zranione wnętrze. Lórien zamarzło. Atmosfera była gęsta i nieprzyjemna dla wszystkich mieszkańców, którzy zapewne tęsknili za poprzednią Białą Panią. Królestwo nieco ożywało, gdy odwiedzali je nasi zmartwieni przyjaciele lub Aragorn z Arweną (którzy taktownie przyjechali bez Eldariona), ale żadne z nich nie zdołało nas pocieszyć czy zmusić do przegadania trudnych tematów.

Nie rozumieli. Na palcach można być zliczyć przypadki utraty dziecka przez elfickie małżeństwa. Nie wiedzieli, że żadne słowa pocieszenia nie przyniosą ulgi.

Najgorszym wydawał mi się fakt, że Legolas nic nie wie. Nic! Nie zdawał sobie sprawy, obok kogo leżał co noc. On nie wiedział, nikt nie wiedział i nikt nie mógł się dowiedzieć.

Morderczyni własnego dziecka. Wyzwolicielka Śródziemia. Wszystko jedno.

Nie pomagała świadomość, że Oropher przecież nie umarł. Że już dawno dopłynął do ojca, Galadrieli, matki, że jest kochany i rozpieszczany przez nich. Że sam oddycha, rośnie i że w końcu go spotkam, gdy tylko dopełnię swoje przeznaczenie jako Lady Lórien. Tęsknota i rozpacz rządziła się własnymi prawami.

Wyobrażałam sobie jego śliczną twarzyczkę, okoloną jasnymi kosmykami włosów. Widziałam ją jak na jawie, dzięki mojemu darowi. W moich marzeniach siedział przy kolanach ojca, tak jak kiedyś ja z Aragornem i resztą rodzeństwa. Jakby to było wieki temu. Wtedy czułam się bezpiecznie i właściwie, a tego właśnie chciałam dla synka.

Po tych dwóch trudnych miesiącach, (do dziś nie wiem dlaczego) ta sama wizja, powtarzana co noc, wzruszyła mnie do łez. Włożyłam zaciśniętą pięść do ust, by zagłuszyć łkanie.

- Wszystko w porządku? - wtedy po raz pierwszy Legolas przełamał ciszę. Nie śmiałam odpowiedzieć. Myślałam, że od razu się podda. Nie chciałam jeszcze rozmawiać. Niby sytuacja była nieprzyjemna, ale jej zmiana kosztowałaby mnie za dużo energii. Miałam nadzieję jej póki co uniknąć. Ale nie tym razem.

- Wszystko w porządku?! - zerwał się na siedząco i potrząsnął przerażoną mną. - Wszystko w porządku?!

- TAK! Puść mnie! - krzyknęłam, wyrywając się i spychając go z łóżka. Podniósł się, a nasze rozognione oczy spotkały się w ciemności. Patrzyliśmy na siebie ciężko dysząc. Za dużo emocji nagromadziło się między nami przez ten czas, a na domiar złego pękneliśmy jednocześnie. Gotowałam się na rękoczyny.

Córka Księżyca. RozmarzonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz