Minione lato należy do jednego z moich ulubionych wspomnień. Kojarzę je z bezpieczną, radosną młodością, bez odpowiedzialności i obowiązków. Najważniejszym wydarzeniem był rzecz jasna ślub Aragorna i Arweny.
Jako najlepsza i jedyna siostra pomagałam Arwenie w organizacji - dekoracjach, wyborze sukni, fryzury i innych ważnych sprawach. Ochoczo angażowała się w to też Éowina, która zaprzyjaźniła się również z moją siostrą. Nasze trio i cały sztab służących przygotowało wydarzenie, które odbiło się echem po całym Śródziemiu.
Utkwił mi w głowie obraz Arweny w aksamitnej białej sukni i Aragorna w dostojnym purpurowym płaszczu, stojących naprzeciw siebie ze związanymi białą szmatką dłońmi. Takich ich chciałam zapamiętać - zakochanych, młodych i szczęśliwych.
Potem dość długo trwał nudny bankiet, ale około północy oficjalni goście się zmyli - została najlepsza ekipa, złożona z całej drużyny (pokój tobie, Boromirze), ojca, bliźniaków, rodzeństwa z Rohanu, Faramira, króla Branda z Dale, księcia Imrahila i kilku innych fajniejszych okolicznych władców. Brakowało tylko Lady Galadrieli, ale niestety nie dała radę przyjechać. Powodu nie zdradziła. Przysłała w imieniu swoim i Celeborna prezent - piękne, srebrne łoże. Wymownie.
Koło trzeciej para młoda udała się do siebie, żegnana ostatnimi wiwatami. Ojciec na ten widok wychylił jeszcze jeden kielich i również poszedł się położyć, niedługo później zniknął też Gandalf. Do białego rana śpiewaliśmy i tańczyliśmy, a tuż przed świtem chłopaki urządzili konkurs picia. Po dziesięciu minutach został najbardziej zacięty duet - Gimli i mój Leggy. Ta dwójka, jeśli wierzyć opowieściom Aragorna, musiała zrewanżować się po ostatnim starciu w Edoras.
- Na twohoim ślubie... cie... pokonamm - Gimli zwalił się na ławę, a kibice wykrzyknęli. Legolas spojrzał na mnie całkiem dumnie i niecałkiem trzeźwo, oczekując co najmniej gratulacji, a ja mu pokazałam żeby popukał się w czoło. Ach, ci mężczyźni. Pięćset lat w ich towarzystwie i wciąż się nie przyzwyczaiłam.
Aż w końcu nadszedł ten nieprzyjemny poranek. Nazywałam go w myślach porankiem pożegnań. Po tylu wspólnych miesiącach drużyna musiała się rozjechać na wszystkie strony Śródziemia. Najpierw z samego rana wyjechali hobbici i Gandalf, za nimi Gimli, potem kolejni goście. Gondor smętnie pustoszał. Tak trudno było się rozstawać. A wizja spotkania na naszym ślubie wydawała się tak odległa!
Dostaliśmy z Legolasem zaproszenie na ślub Éowiny i Faramira, który miał się odbyć za dwa tygodnie, więc planowaliśmy wyruszyć wraz z nimi i Éomerem na południowy wschód. Aragorn ustanowił niedoszłego namiestnika Gondoru władcą całej krainy Ithilien i właśnie w jej stolicy, zwanej Emyn Arnen, brat nieodżałowanego Boromira miał pojąć za żonę księżniczkę Éowinę. Mimo smutku spowodowanego rozstaniami, wizja podróży do ojczyzny mojego biologicznego ojca wydawała mi się ekscytująca. Zwłaszcza w tak doborowym towarzystwie. Mój dobry humor zniszczyli dopiero bliźniacy, którzy koniecznie chcieli jechać z nami.
- Żeby nie narobili głupot. Musimy strzec siostrzyczki - zasalutowali ojcu, a on się niechętnie zgodził. On sam postanowił zostać jeszcze kilka dni w Minas Tirith i nacieszyć się Arweną, a później ruszyć na północ. Do kochanego Rivendell.
Najbardziej gorzkim okazało się pożegnanie z Aragornem. Choć już zdarzało się wcześniej, że nie widzieliśmy się kilka lat, to i tak czułam się, jakbym miała go więcej nie ujrzeć.
- Widzimy się na ślubie, tak? Bądź silna, jak zawsze. No, nie rycz już - mruczał mi do ucha, tuląc mnie do siebie i całując w czubek głowy. Wdychałam błogi zapach fajki, za którym już tęskniłam. Mój najukochańszy człowiek na świecie, bratnia dusza, obrońca i przyjaciel.
CZYTASZ
Córka Księżyca. Rozmarzona
Fanfiction~Dom jest za nami, świat przed nami i jeszcze wiele ścieżek do przebycia. Przez cień, na skraj nocy, aż wszystkie gwiazdy zapłoną ~ J. R. R. Tolkien Kolejny etap życia Ithililel. Choć nadzieja wielokrotnie zawodziła, siły dobra zwyciężyły i nieoczek...