Rozdział 19

71 8 8
                                    

- Czy on mnie słyszy? - Elrohir pochylił się nad moim coraz większym brzuchem i ostrożnie zapukał. - Halo?

- Ona! - poprawił uparcie Elladan.

Podobno bliźniacy zdążyli się pogodzić podczas mojej i Legolasa nieobecności. Osobiście tego nie zauważyłam.

- Nie, nie słyszy żadnego z was i bardzo dobrze - wywróciłam oczami i pogłaskałam brzuch.

Bycie w ciąży okazało się całkiem niezłe. Dużo leżałam, mimo że czułam się dobrze. W tym aspekcie wylosowałam elfie geny - obyło się bez porannych mdłości i spuchniętych stóp. Tylko ruchy dziecka były nieprzyjemne, a z każdym tygodniem zdarzały się coraz częściej. Stresowałam się faktem, że nikt nie był w stanie przewidzieć, czy ciąża będzie trwać jak u ludzi - dziewięć miesięcy, czy jak u elfów - rok. To samo tyczyło się cech rasowych dziecka. Podjęliśmy z Legolasem niezłe ryzyko i musieliśmy wziąć za nie odpowiedzialność. Wierzyłam, że bogowie będą łaskawi dla naszego maleństwa.

Tymczasem wszyscy mnie rozpieszczali, wyręczali we wszystkim. Brakowało mi jedynie jazdy konnej, ale wymknięcie się do Amruna groziło mi przywiązaniem do łóżka przez czwórkę nadopiekuńczych elfów. Nie, dzięki. Poleżę.

Troszczyli się o mnie nie tylko domownicy. Z wizytą wpadli Nastya, Ethuilae i Gwilwileth, Feredir akurat nie mógł. Przywieźli gratulacje od niego, Malthena i Miriel oraz paczuszki z dziecięcymi ubrankami w kolorze uniwersalnej płciowo zieleni. Kilka tygodni temu zjawili się Gimli z Fridą, a po nich Aragorn, Arwena i ich synek! Jak dobrze było ich mieć wszystkich przy sobie. Obserwowaliśmy próby uczącego się siadać Eldariona i cieszyliśmy się, że będzie miał towarzysza lub towarzyszkę zabaw. Przecież ludzie i elfy do siódmego roku życia rozwijają się tak samo!

Niestety Éowina nie mogła przyjechać, choć już lepiej się czuła. Wyraziła w liście swój żal, że nas nie będzie na ślubie Éomera i Lóthiriel, ale rozumiała, że wyrastanie małego elfa może być bardziej energochłonne niż człowieka. Nie zbyt docierała do mnie jej teoria, ale chyba chodziło o uszy. Nie ważne.

Cieszyłam się, że mój maluszek będzie miał armię gotowych do rozpieszczania ciotek i wujków. Dwóch z nich właśnie wpadło w panikę.

- Lekarza! - wrzasnął Elladan.

- Ucisz się - syknęłam, łapiąc się za głowę. Od jego krzyków mi pękała. - To zwykła czkawka.

- I tak trzęsie całym brzuchem? Ale jest silna.

- Silny!

- Nieprawda! Zamknij się!

- Jak ci zaraz...

- Przestańcie się kłócić! - na szczęście zanim doszło do rękoczynów, do pokoju wpadł mój ukochany bohater. - Wypad stąd, tylko ją denerwujecie.

Bliźniacy pomruczeli coś pod nosem, ale posłusznie zamknęli drzwi za sobą. Ha.

- Jak z małymi dziećmi - pokręcił głową mój elf i usiadł na łóżku.

- Za niedługo będziesz miał porównanie.

- Nie wydaje mi się, że tak niedługo - pocałował mnie w czoło. - Wytrzymasz?

- Oczywiście. Czuję się rozkosznie rozpieszczona. Jeszcze jeden całus.

Zaśmiał się i wykonał rozkaz. Żyć, nie umierać. Żart, jestem elfem.

- Czego jeszcze sobie pani życzy?

W znaczący sposób poruszyłam brwiami. Tym razem zrozumiał bez słów. Położył się za mną i objął mnie tak, jak lubiliśmy.

Córka Księżyca. RozmarzonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz