Rozdział 13

81 6 7
                                    

- Wyglądasz nieziemsko - powiedział z ulgą Legolas, gdy wreszcie znaleźliśmy sekundkę dla siebie.

- Dziewczyny zrobiły co w ich mocy, żebym nie odstawała od męża - odwdzięczyłam mu się zarumieniona.

Jak powszechnie wiadomo, gospodarze imprezy mają mnóstwo nudnych obowiązków, przez które nie mogą się w pełni dobrze bawić. Jednym z nich było przyjęcie życzeń osobno od każdego z gości (nawet król Thranduil zdobył się na kilka zdawkowych wyrazów!). Naprawdę, zdecydowaną liczbę gości darzę przyjaźnią, ale ta tradycja wydała mi się sztuczna, niepotrzebna i męcząca. Jakbyśmy nie wiedzieli, że wszyscy życzą nam szczęścia na nowej drodze życia.

Legolas się oczywiście ze mną zgadzał. Jego słowa - jakby nie mogliśmy od razu zacząć pić.
(Trzymajcie mnie.)

Życzeniom dość często towarzyszy oryginalne prezenty, przy których pomagali nam silni bliźniacy, bo niektóre były wielkie i nieporęczne (czyt. zestaw siodeł od Celadona).

Uroczystość przebiegała dotychczas zgodnie z planem. Wszyscy znaleźli swoje miejsca i obecnie wychwalali kuchnię. Obyło się bez wpadek czy konfliktów. Przypisywałam tę zasługę sobie, gdyż długo łamałam głowę nad ułożeniem miejsc przy długim, prostokątnym stole. Ostatecznie wszystkie młode elfy (w tym my, na krótszym boku stołu) siedziały w towarzystwie hobbitów, Gimlego, Éowiny, Faramira i Éomera. Obok niego koniecznie musiałam posadzić Lothiriel, a po jej drugiej stronie jej matkę i dopiero wtedy księcia Imrahila. By nie zwracał zbytniej uwagi na córkę, usadziłam przy nim rozgadanego króla Branda z Dale, a za nim Malthena i Miriel. Dołożyłam im jeszcze Galadrielę, bo wierzyłam że wszyscy się jakoś dogadają. Celeborn musiał niestety (tak mi przykro, że aż wcale!) zająć miejsce po drugiej stronie stołu przy królu Thranduilu. Zależało mi, żeby ta dwójka zajęła się swoim wyniosłym towarzystwem i nie zepsuła imprezy, czym się dość długo denerwowałam, ale póki co nie sprawiali kłopotów. Po drugiej stronie ojca Legolasa zaplanowałam lorda Cirdana, bo był jedynym bezpiecznym wyjściem. Zostawali do wyboru tylko mój ojciec, Gandalf  i Bilbo, a jakimś cudem każdy z nich miał na pieńku z Thranduilem (albo raczej on z nimi). Bilba wspierał z drugiej strony jego siostrzeniec Frodo i koło się zamykało. Nie mogłam się oprzeć, by tego nie opisać, bo byłam naprawdę dumna z tego wyczynu organizatorskiego.

Podziwiając autorskie ułożenie przy stole, nawet nie zauważyłam, że na podwyższenie skierowali się już muzycy załatwieni przez Branda z Dale i stroili instrumenty.

- Kończą już jeść, czas na taniec - obudził mnie przytomny jak zawsze Legolas.

- O bogowie! Nie ćwiczyliśmy od tygodnia...

- Hej! Najważniejsze już za nami - ujął mnie za rękę i pochylił się bliżej. - Pamiętasz co mówiłem rano?

- Tylko my się liczymy - pogłaskałam go po policzku i natychmiast oderwałam dłoń, rozglądając się na boki. Przez chwilę myślałam, że zrobiłam coś niestosownego, ale przecież byliśmy już małżeństwem! Mogliśmy to i o wiele więcej. Był mój.

Mój Legolas zaśmiał się, wstał i podał mi swoje ramię. Oparłam się o nie pewnie.

- Drodzy goście - Legolas postanowił wykorzystać fakt, że nasze wstanie od stołu uciszyło szmery rozmów toczonych przy posiłku. - Wraz z moją żoną chcielibyśmy was zaprosić do przejścia na parkiet, gdzie rozpoczniemy tańce.

Nic dodać, nic ująć. Choć mógłby powtórzyć " z moją żoną" jeszcze kilka razy, jeśli ktoś na przykład nie dosłyszał.

Wszyscy oprócz Celeborna, króla Thranudila i Cirdana ustawili się po jednej stronie parkietu. Najniżsi, to jest hobbici, Gimli i filigranowa Lothiriel zostali wypchnięci do przodu, by więcej widzieć (nie żeby było na co patrzeć). Złapałam w przelocie skierowane w nią spojrzenie Éomera. Ha, to dobry znak. Tylko niech się chłop spręża, niby mamy całą noc, ale nie cały tydzień!

Córka Księżyca. RozmarzonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz